Jeszcze kilka lat temu gracze domagali się otrzymania należytego FPS'a, który osadzony byłby w realiach pierwszej lub drugiej wojny światowej. W ten oto sposób zaczęło powstawać kilka tytułów wypełniających tę niszę. Tematu podjęli się nawet giganci, którzy zaoferowali Battlefielda 1 czy Call of Duty WW II, ale depczący im od lat po piętach mniejsi wydawcy wciąż próbowali swoich sił w dotarciu do zainteresowanych i łakomych graczy. Przykładem takiego studia może być M2H z grą Verdun na czele. Tak się składa, że nie spoczęli na stworzeniu tylko jednego tytułu, który czerpie garściami z historycznych wydarzeń, bo niedawno w ręce graczy trafił ich kolejny produkt, który przebył długą drogę w fazie wczesnego dostępu, Tannenberg.
Wojna, wojna nigdy się nie zmienia...
W najnowszym tytule M2H mamy do czynienia z klimatem I wojny światowej na froncie wschodnim. Do dyspozycji gracza czeka jeden z kilku oddziałów, który możemy wybrać, aby stanąć w szranki z przeciwnikami. Do centralnych sił należą K.U.K Trupp, Infanterie, Bułgarzy, w przypadku Państw Ententy Frontovik, Kozacy i Rumuni. Każdy oddział różni się dostępną bronią(tych jest ponad 60), mundurami.
Jeżeli mowa o dostępnych mapach, jest ich zaledwie kilka, które na pierwszy rzut oka znacząco różnią się topografią, dostępnymi obiektami czy poziomem zniszczeń. Każda z nich czerpie inspiracje z miejsc historycznych, które odrywały istotne role podczas wojny. Konkretnie mowa tu o Prusach Wschodnich, Karpatach, Polsce, Galicji, Rumunii oraz Dobrudży. Podczas ładowania gry możemy nieco pogłębić wiedzę za sprawą kilku notatek oraz spojrzeć na zdjęcia, aby lepiej poznać owe tereny i wydarzenia, jakie miały na nich miejsce.
Od początku twórcy zakładali, że chcą oddać realia w sposób najbardziej szczegółowy, stąd tyle terminów, które wyraźnie i precyzyjnie odwołują się do podręczników z historii. Nie jest to tylko marketingowe hasło rzucane na wiatr, ponieważ po włączeniu gry faktycznie mamy wrażenie, że każdy detal jest dopięty na ostatni szczegół. Muszę tu zaznaczyć, że sama rozgrywka również próbuje jak najlepiej oddać realia, które miały niegdyś miejsce, ale o tym nieco później.
Czy aby na pewno?
Tannenberg jest produkcją nastawioną na tryb multiplayer. Nie ma tu mowy o kampanii dla jednego gracza. Mimo rozgrywek przez Internet, można także zapomnieć o misjach w trybie kooperacji, arenach treningowych w formie strzelnic. Możemy za to wskoczyć na 3 różne tryby, do których należą manewry, wyniszczenie, deatchmatch na karabiny. Ten pierwszy jest najciekawszy, co również przekłada się na jego popularność w postaci liczby graczy, więc to właśnie jemu poświęcę większość tekstu.
Manewry to nic innego jak przejmowanie punktów. Niezbyt odkrywczo to brzmi na początek, ale jak to mówią, diabeł tkwi w szczegółach. Do walk staje 64 graczy, którzy tworzą dwie drużyny. Zadaniem każdej z nich jest zdobycie punktów, aby te odpłacały się straconymi kuponami drużyny przeciwnej, których spadek równy zeru równa się porażce drużyny. Na osiągnięcie celu wyznaczono 40 minut. Jest jeszcze jeden ze sposobów na osiągnięcie zwycięstwa, który polega na zdobyciu ostatniego punktu, na potrzeby recenzji nazwijmy "bazy". Są one ustawione tuż przy głównym systemie odradzania, więc zdobycie ich graniczy z cudem. Naturalnie, są one najbardziej oddalonymi punktami dla walczących drużyn. Poza tym należy oczyścić do nich drogę, czyli zdobyć poprzednie punkty. Nie musimy jednak uganiać się po mapie za każdym możliwym, ponieważ gra podzielona jest na fronty. Drużyna może sukcesywnie przejmować lewą lub prawą flankę, aby dostać się do ostatniego przyczółku (bazy) drużyny przeciwnej. Atak można poprowadzić również środkiem. Te duże obszary, które tworzą wcześniej wspomniane fronty, można zdobyć w ściśle określonych punktach, zazwyczaj w samym środku konkretnego pola. Jest to strefa zazwyczaj bardzo ciasna i dobrze przygotowana na nadchodzące ataki. Warto wspomnieć, że przejęcie takiego miejsca daje konkretne ulepszenia dla całej drużyny lub przebiegu gry. Zdobywania coraz to większych kawałków terenu możemy śledzić na mapie, która wyświetla konkretne granice frontów. Bez niej możemy zobaczyć jedynie punkty do przejęcia.
To właśnie ten tryb grania sprawia, że odwzorowanie walk historycznych jest tak dobre w rozgrywce. Nie ma tu zabawy w Rambo, który może przebiec przez całą mapę z dwoma karabinami w łapach. Wręcz przeciwnie. Gracze muszą ze sobą współpracować, aby umiejętnie pozyskiwać przewagę na polu bitwy, jednocześnie posiłkować dodatkowymi żołnierzami stracone pola, aby nie dać zepchnąć się do defensywy lub nawet doprowadzić do porażki. Wspólne działanie jest kluczem do zwycięstwa na frontach. Przy tym trybie gra daje solidnego kopa, który przypomina o tym, że nieważne jak dobrym żołnierzem jesteś, tutaj robisz zaledwie za kropkę. Należy umiejętnie opracowywać swoje ruchy, bo czasem jedno dobre zagranie może sprawić, że odwrócisz sytuację całej flanki na swoją korzyść , a musicie mi wierzyć, nie ma nic bardziej satysfakcjonującego w tej grze od takiej właśnie chwili.
Pozostałe dwa tryby odnoszą się do typowych rozgrywek, do zabicia przeciwnika w jak największych ilościach, z tą różnicą, że w wyniszczeniu mamy podział na dwie drużyny liczące po ośmiu graczy. Nie jestem w stanie nic więcej napisać, ponieważ swoje dwa grosze dorzuca największa wada Tannenberg - liczba graczy na serwerach. Już dwa, trzy dni po premierze tytułu chętnych na główny tryb liczyło ponad 300. Wejście na dwa pozostałe tryby świeciło pustkami (zaledwie kilku graczy). Później było już tylko gorzej. Ilość grających maleje jak wiosenne śniegi i w chwili wydania tekstu może już liczyć z 30 graczy na wszystkie tryby. Z pomocą przychodzą boty, które niwelują utratę "prawdziwych" żołnierzy, ale po pierwsze, to nadal tylko komputer, a dwa, są irytujące w wielu aspektach. Wybieganie na czysty odstrzał, zabijanie realnych graczy w nadludzko idealnych momentach (przeładowanie broni, które nieco trwa) czy pudłowanie pierwszego strzału, nie dające możliwości przy drugim pocisku. I tak za każdym razem. Liczba graczy stanowi ogromny problem i na horyzoncie nie widać poprawy.
Szeregowy, zbiórka!
To na nieszczęście nie koniec wad, których w grze jest zastraszająco dużo. Oprócz wielu drobnych problemów technicznych (małe bugi, duże i notoryczne spadki przy pierwszym odpaleniu) czy poza nimi (błędy w interfejsie, brak możliwości dołączenia do gry, bo... tak), które można wybaczyć, nie mogłem zdzierżyć niezrozumiałych mechanizmów lub interfejsu. Nie możemy personalizować swoich postaci. Wszystko zostało przygotowane przez twórców. Mamy możliwość wybrać klasę dopiero po dołączeniu do gry (lub przed wejściem, ale wtedy należy znaleźć konkretną grupę graczy), gdy już zakupimy konkretny arsenał broni za specjalne punkciki, których ilość rośnie ze zdobywanym poziomem. Nie, nie możemy tego zrobić w innym miejscu. Dodatkowo muszę wspomnieć o zmianach w balansie gry. Podczas rozgrywki widnieje komunikat, że ten za chwilę nastąpi i... nie wiadomo co właściwie się stało. Czy gracze zostali przeniesieni? A może wydłużono czas odrodzenia? A skoro już przy równowadze mowa, miałem mnóstwo potyczek, które sromotnie przegrywałem pod rząd, ponieważ balans drużyn zakładał ten sam skład. Dobrze, że chociaż serwery są stabilne, więc nie spotykałem się z problemami związanymi z pingem.
Podczas rozgrywania kolejnych meczy zauważyłem, że z początku świetnie przygotowane mapy, pogłębiające klimat efekty pogodowe, zróżnicowanie terenów, stawało się tylko iluzją. Sama liczba map nie stanowi wybitnego wyniku (gracze grają i tak na dwóch), więc tym bardziej boli fakt, że w pewnym momencie zobaczymy taką samą konstrukcję domów czy budowę okopów, które powinny być różne na każde z państw lub miejsc. Wkrada się pewne uczucie niesmaku podczas kolejnych rozgrywek z różnymi mapami, które odpowiada za wtórność i znużenie. Widać też przy wielu terenach trudności, które ma jedna ze stron konfliktu.
Niektóre punkty bywają nadzwyczajnie kłopotliwe do zdobycia przez fakt, że przeciwnicy mają lepiej przygotowany i bardziej zróżnicowany teren. Mimo że przeciwnika załatwiamy za pomocą jednego strzału, nie wspiera fakt, że ten ma lepsze miejsce. Zaznaczam też, że nasza postać może biec przez dobre kilkanaście sekund, ale po tym czasie należy dać jej chwilę oddechu. Gdy nasz żołnierz stoi, pasek kondycji ładujemy znacznie szybciej (niż w przypadku stania), ale co przy braku możliwości schowania się? Można to odebrać jako plus trudnej i historycznej walki, ale częściej zapisze się jako źródło frustracji.
Szeregowy, coś ty taki niewyraźny?!
Tannenberg swoją premierę zaliczyło po spędzeniu wielu tygodni w fazie wczesnego dostępu. Mimo tego grę gnębi wiele wyżej wymienionych błędów, które są - z pewnością - do naprawienia, ale strona wizualna do nich należeć nie będzie. Powiem to wprost, produkcja wygląda na tytuł z kilkuletnim stażem bez aktualizacji. Nie ma mowy o starcie do gigantów, ani do produkcji średniego kalibru. Brzydkość widzimy na każdym kroku w postaci niedopracowanych modeli lub tła. Jeśli jeszcze bronie czy mundury stanowią jakiś poziom, tak krajobrazy czy elementy otoczenia pozostawiają wiele do życzenia. A przypominam, że sporo kawałków mapy bywa pustawa, więc tym bardziej dziwi fakt, że nie dopracowano ich lepiej. Wybuchy granatów dają na monitorze tyle, co nic - ot, troszkę dymu. Można rzec, że rzucenie granatu nigdy nie miało miejsca. Nawet grafika przy włączaniu gry ma postrzępione kontury. A to wszystko miałem przyjemność testować przy najwyższych możliwych ustawieniach.
Na szczęście sytuację ratuje nieco audio, które potrafi wykonać swoją robotę podczas potyczek. Dzięki odpowiednim dźwiękom możemy zapomnieć o graficznej nieudolności i wczuć się w otaczający nasz chaos. Tutaj nie ma wystrzałów, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Spotykamy się za to z przyjemnym świstem, który co i rusz jest ostatnią deską ratunku, która daje nam do zrozumienia, że pocisk przeleciał nam tuż przy głowie i najwyższa pora się ukryć. Przelatujący samolot zwiadowczy potrafi nadać charakteru nie mniej niż strzały. Donośny, konkretny dźwięk przypominający, że należy znaleźć schronienie, póki nie jest za późno. Audio podkręca klimat I wojny światowej, oferując po prostu dźwięki, które faktycznie miały wtedy miejsce i podnosiły ciśnienie.
Recenzja Tannenberg - O kilka lat za późno
Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie bawiłem się chwilami naprawdę dobrze przy produkcji od twórców Verdun, ale popisałbym się dezynwolturą, gdybym nie wspomniał o wielu chwilach irytacji, gniewu czy obojętności. Tannenberg to kiepska gra przez ograniczony budżet, ale niezły FPS z realiów I WŚ. Nie wnosi nic rewolucyjnego ani innowacyjnego. Stara się zachować swoje własne spojrzenie na historyczne bitwy, które mogą spodobać się niejednemu graczowi, ale nawet one nie pomogą przy tak wielu błędach czy widocznej szpetności. Jeżeli mimo wszystko uda się przymknąć oko na wszelkie uchybienia, dane nam będzie zauważyć w grze potencjał, który ma swoje odzwierciedlenie w przyjemnej i przemyślanej rozgrywce. Fakt, że gra nadal przypomina bardziej tytuł z Early Access, nie przeszkadza w znalezieniu satysfakcji. Ode mnie projekt dostaje szkolną tróję i zachęcam do niego tylko tych, którym zależy na FPS'ie przedstawiającym realia znacznie lepiej od dynamiczniejszego i bardziej widowiskowego Battlefielda.
Dziękujemy twórcom za udostępnienie Tannenberg do recenzji
*Przy wstawianiu recenzji wystawiłem osiemdziesiątkę w punkcie "Fabuła", traktując ten element jako odwzorowanie realiów wojny i zawartość dodatkową w postaci notatek, zdjęć itp.