Flying Wild Hog wypuści czwartą grę w tym roku, z czego trzecia i największa oraz najważniejsza tegoroczna premiera odbędzie się już jutro. Dzięki uprzejmości studia mieliśmy okazję zapoznać się przedpremierowo z Evil West, najnowszą grą akcji naszych rodaków, którzy zdecydowali się wyjść ze strefy komfortu, stawiając na przeniesienie swojego ducha oraz aspektów, które charakteryzują studio oraz gry przez nie produkowane. Przejście z pierwszej do trzeciej osoby, pierwsze próby zmierzenia się z silnikiem Unreal Engine oraz świeże pomysły i chęć połączenia walki na bliski dystans ze strzelaniem na dystans… to wszystko razem mogło okazać się trudne o zrealizowania dobrze. A jednak zadanie to udało się wykonać, i to w świetnym stylu!
Akcja gry zabiera nas do alternatywnej rzeczywistości, w której XIX wieczne Stany Zjednoczone rozwijają się coraz szybciej, przemysł zapewnia wielki wzrost poziomu życia oraz sprawia, że balans pomiędzy siłami ludzi oraz wampirów zaczyna się przechylać w stronę śmiertelników. To powoduje, że słynny Instytut Rentiera staje się niezwykle ważną organizacją, w pełni skoncentrowaną na walce z wampirami oraz ich pomniejszymi czy większymi pomiotami. Siły zła są bliskie całkowitej zagładzie, w związku z czym poszczególne stronnictwa zastanawiają się, co mogą uczynić, aby przetrwać oraz zemścić się na swojej pożywce. W takich okolicznościach poznajemy Jessiego Rentiera, syna legendy polowań oraz aktualnego lidera organizacji, który po teoretycznie prostej misji odkrywa, że wahadło może się przechylić w drugą stronę.
Kampania w Evil West spokojnie wprowadza nas do zabawy, aby bardzo szybko ukazać nam, jak bohater ze swoimi sojusznikami ledwie przeżywa atak na siedzibę rodzinnego Instytutu. Protagonista jest teoretycznie zwykłym polowym agentem, ale ze względu na swoje pochodzenie oraz wielkie umiejętności, zajmuje się zadaniami specjalnymi oraz może liczyć na uznanie innych pracowników. Niestety, nie ominą go jednak trudne do podjęcia decyzje oraz sytuacje, w których walka z nadciągającą potęgą zła, zaczyna się łączyć z brutalnym światem politycznych gierek i nadmiernych ambicji małych ludzi.
Cała opowieść nie należy do najbardziej poruszających, głębokich czy zaskakujących, jednakże całość wykonana została nieźle i potrafi nas bawić przez cały czas. Spora w tym zasługa nieźle wykreowanych oraz dobranych postaci, które wyłamują się niekiedy sztampie, potrafią nas zaskoczyć, tworzyć wiarygodne relacje czy dogryzać sobie nawzajem. Całość odbiera się na tym poziomie świetnie, nawet jeżeli uzasadnienia poszczególnych misji nie są aż tak rozbudowane czy przyjemne. Fabuła ma w zasadzie growo-komiksowy styl z niezłą mieszanką westernowego klimatu (choć jest go de facto najmniej), elementów nadprzyrodzonych, dystansem do siebie oraz lekkością, nie próbując wychodzić przed szereg rozgrywce. Humor w tym tytule jest z pewnością łatwiejszy i mniej oryginalny niż ten z Shadow Warriora 3, ale bardzo dobrze pasuje do charakteru Jessiego, atmosfery oraz Dziwnego Zachodu jako takiego.
Ze względu na sporą spójność, opowieść wypada nieźle, potrafi nas ucieszyć czy spowodować uśmiech na twarzy, jednocześnie prezentując kilka niezłych postaci, prezentujących się wizualnie oraz charakterologicznie bardzo dobrze, dzięki czemu pewne… ograniczenia u Rentiera nie są aż tak odczuwalne. Genialną robotę robią efektowne animacje przerywnikowe, które uzupełniają liczne notatki czy dialogi, nadające scenom jeszcze większego kontekstu. Bardzo dobra gra aktorska, efektowne projekty strojów czy technologii, nie zapominając o ładnie zaprojektowanych twarzach, animacjach czy postaciach jako takich, razem dostarczają znakomity miks.
Pod względem rozgrywki mamy do czynienia w Evil West z niezłym połączeniem ze sobą kilku różnych przedstawicieli gatunku gier akcji. Trzecioosobowa perspektywa oraz niezłe balansowanie pomiędzy walką wręcz oraz dystansowymi atakami przypominają God of Wara z 2018 roku. W przypadku nowej produkcji Flying Wild Hog balans został ustawiony w taki sposób, aby oba aspekty były równie ważne, mając jednocześnie swoją rolę w przypadku skontrowania poszczególnych typów potworów. Bloki czy wybicia wroga z poważniejszych ciosów są charakterystyczne dla klasycznej bójki, natomiast próby wyprzedzenia trzymających się z daleka przeciwników oraz eliminowanie ich jednym strzałem w kluczowych momentach charakteryzują karabiny. Za sprawą bardzo szerokiego oraz różnorodnego arsenału, do czynienia mamy z pakietem wyjątkowych broni oraz gadżetów, mniej czy bardziej nam znanych z historii. Miks wspólnie spisuje się świetnie, jednocześnie zachęcając lub nawet wymuszając, aby stosować żonglowanie pomiędzy poszczególnymi typami. Autorzy jedynie chwilami delikatnie nadają zarys potyczki, pozostawiając wielką dawkę swobody w kwestii wybieranego przez nas stylu oraz zainteresowania określonym sposobem eliminacji potworów. Wspomniane udoskonalenia na wyższym poziomach potrafią nadać dodatkowe efekty dla poszczególnych modeli, w efekcie rozszerzając ich przydatność oraz gwarantując nam niedostępne wcześniej opcje taktyczne.
Posyłanie ciosów Rękawicą Rentiera zapewnia masę zabawy, a wraz z postępem fabularnym odblokowujemy kolejne opcje oraz możliwości, które w połączeniu z ulepszeniami dostarczają nam masę satysfakcji. Kontry, odskoki, uniki, ciosy nokautujące, kombinacje… ilość możliwości jest spora, a identycznie wygląda to w przypadku broni palnych oraz gadżetów. Wszystko wykonane zostało naprawdę przyjemnie, dostarczając oczekiwanej satysfakcji z brzmienia oraz efektów naszych działań. Ilość możliwości jest spora, ich skuteczność niekiedy zależna jest od typu przeciwników, bądź danej sytuacji, ostatecznie jednak wybór leży po naszej stronie. To właśnie gracz, kształtuje jak prezentować się będzie walka. Wszystko utrzymane jest w niezwykłym tempie, ma swój efektowny charakter, a rywale cały czas starają się na nas nacierać, zmieniając w locie sposoby zaskoczenia czy strategię na odebranie nam punktów zdrowia. W licznych miejscówkach znalazło się miejsce także na możliwe do wykorzystania ładunki wybuchowe oraz kolce, z pomocą których będziemy mogli osłabić czy wyeliminować pomniejsze pomioty sił zła.
W równie dobrym tempie utrzymane zostały także starcia z bossami, którzy przypominają o sobie w niemalże każdym zadaniu. Zawsze są mocno osadzeni w stylistyce oraz charakterze danej miejscówki. W dodatku każdy z nich dysponuje swoimi własnymi, wyjątkowymi atakami, stale próbując nas pokonać czy to własnymi siłami, czy też wykorzystując pomoc pomniejszych przeciwników. Tych jednak Jessie może w Evil West użyć do osłabienia rywali, co oczywiście wiąże się z określonym ryzykiem, na jakie sami się nastawiamy. W późniejszym okresie część z nich powraca do walki, już zwyczajnie jako mocniejsi rywale, co urozmaica zabawę, ale siłą rzeczy może powodować poczucie monotonności. Identycznie ma się sprawa z wykończeniami, które w obu przypadkach są takie same. Cały czas świetnie się czujemy w nieco komiksowym tytule z potężnym, ale i przyjmującym oklep bohaterem, wkładającym sporo energii w poszczególne pojedynki, co kojarzy się właśnie z ostatnimi przygodami Kratosa. Całość ma podobny szyn oraz tempo, choć ze względu na długie animacje finisherów, tempo nieco spada, co pozwala nam chwilkę odpocząć, ale przy zwykłych “pijawkach” częstotliwość jest znaczna, a faktyczny czas walki skraca się, względem wydłużenia się całościowego pojedynku.
FWH uczyniło z walki najbardziej satysfakcjonujący aspekt rozgrywki, jednakże w trakcie zabawy nie brakuje różnych wyzwań zręcznościowych, niekiedy występujących z elementami logicznymi czy wymagającymi odpowiedniej spostrzegawczości, w innych natomiast skupiają się na szybkiej reakcji. Pozytywnie w moim odczuciu wypadło nie tylko wykonanie oraz różnorodność, ale także przyjemny i skuteczny charakter częstych zmian. Nigdy się nie nudzimy, pojawiają się momenty intensywniejsze, po nich spokojniejsze czy wymagające pokombinowania, a jest ich więcej, jeżeli będziemy próbowali odszukać wszystkie skrzynie ze złotem i bonusami. Zadaniowa formuła sprawia, że możemy sobie przyjemnie dawkować zabawę, która w Evil West trwa od 10 do mniej więcej 15 godzin zabawy, w zależności od tego, jak skutecznie sobie radzimy i jak szczegółowo pragniemy przeczesywać różne zakątki mapy. Studio przygotowało aż cztery poziomy trudności. Z racji, że miałem spore doświadczenie z tym gatunkiem, polecam od razu skupienie się na wyższych prograch (Trudny i Piekielny). Na normalnym przez długi czas nie odczujecie wyzwania, które w tym segmencie pojawia się bliżej 7-8 godziny (przy jako takim poszukiwaniu sekretów), gdy już nie idzie nam tak łatwo, płynnie i przyjemnie.
O ile w przypadku komputerów, szczególnie tych najmocniejszych, ich posiadacze będą się mogli delektować świetną płynnością oraz wynikającą z niej satysfakcją z walki, o tyle konsolowcy mogą liczyć na bardzo zadowalające wibracje dedykowane dla poszczególnych modeli broni, co podnosi nasze doświadczenia z kolejnych wykończeń, zachęcając nas do sprawdzenia kolejnych kombinacji. Bardzo często oferowane są podpowiedzi dotyczące sterowania czy pojawienia się danej możliwości. Względem nich trochę kiepsko prezentuje się natomiast zbyt często pojawiająca się informacja o tym, że możemy ulepszyć swoją postać. Już przy minimalnej wartości gra kilkukrotnie nam przypomina o zapasie, co w chwili, gdy zbieramy na najdroższe udoskonalenie broni… jest nieco irytujące. Postawienie na model, gdzie znajdźki skupiają się w sporej mierze właśnie na monetach, uzupełnionych o okazyjne fabularne notatki czy przedmioty, sprawia, że chce się zaglądać w boczne korytarze. Jedna waluta zachęca swoją realną wartością, niekiedy pozytywnie nas zaskakując możliwością uzyskania dodatkowej umiejętności czy cechy Rentiera.
Pod względem wizualnym Evil West dostarcza nam niezły poziom. Liniowa, niekiedy korytarzowa formuła, z dodatkiem kilkunastu nieco bardziej otwartych przestrzeni zapewnia szereg efektownych miejscówek, z niezłymi projektami, solidnymi teksturami oraz szeregiem różnorodnych środowisk, które przyjdzie nam zwiedzić. Dziwny Zachód ukazuje nam się w pełnej krasie, nie brakuje klasycznych westernowych miast i miasteczek otoczonych kanionami, przygody powiodą Instytut Rentiera także po gęstych bagnach czy mroźnych terenach, goszcząc nawet na polach wydobywania ropy, gdzie także zagościło wiele potworów. To między innymi one zapewniają nam sporo przyjemności, ich oryginalne projekty przykuwają uwagę, ich projekt wizualny świetnie dopasowano do opowieści oraz miejsca, gdzie mamy okazję poznać ich po raz pierwszy. Nie zabrakło także bossów, którzy swoimi rozmiarami oraz wizualiami zapadają w pamięci, część z nich co prawda powraca później jako nieco mocniejsi rywale. Każdy z nich wyróżnia się ze względu na swoje osadzenie, chwilami nietypową czy po prostu kozacką formę. Nawet przy ich sporej ilości, udaje nam się zapamiętać wszystkich, co także ma swoje znaczenie podczas późniejszych etapów zabawy.
Moim zdaniem najlepiej prezentują się jednak projekty postaci, od najistotniejszych fabularnie jak Jesse czy Edgar, do pomniejszych czy przewijających się epizodycznie kończąc. Co prawda w samej zabawie nie są tak efektowni jak na przerywnikach, jednakże w obu przypadkach widać spory wkład pracy oraz masę różnorodnych detali na strojach czy broniach. W walce co prawda wiele szczegółów nam ucieka, ale ze względu na różnorodne grono przeciwników, ich wyjątkowe umiejętności oraz obudowa w postaci zabawy światłem oraz efektów cząsteczkowych sprawiają, że całość obserwuje się znakomicie. Gdy zaczynamy korzystać z większej ilości narzędzi oraz umiejętności, wszystko staje się pięknym tańcem, który musi robić wrażenie. A to wszystko odbywa się w wyrazistych i wpadających w oko okolicznościach.
Połączenie bardzo dobrze napisanych dialogów oraz równie dobrej gry aktorskiej wypada znakomicie, zachęcając nas do odkrywania kolejnych wątków oraz świata, w którym nie brakuje mocnych charakterów. Za sprawą nieźle dobranej muzyki poszczególne sceny potrafią skutecznie do nas przemówić, podkreślając najistotniejsze momenty także w ramach zabawy oraz przyspieszając, gdy rozpoczynamy walkę. W ten sposób nieźle kształtuje się nasze tempo walki, choć w sposób nieco mniej imponujący niż miało to miejsce, chociażby w ostatnich DOOM-ach. Gdy dochodzą do tego dźwięki wielu broni, całość staje się jeszcze wyraźniejsza, delikatnie wprowadzone odgłosy i wrzaski zwierząt sprawiają, że najbardziej szalone akcje są przez nas jeszcze bardziej satysfakcjonujące! Efekt jest delikatny, ale gdy go wyłapiemy, naturalnie pojawia się mały uśmiech zadowolenia na twarzy.
Przedpremierowo pojawiło się sporo słów o optymalizacji oraz płynności, która może nie wszystkich satysfakcjonuje (30 klatek na odchodzącej generacji i Xbox Series S), ale w zamian wersje, które miałem przyjemność sprawdzić, czy obserwować w siedzibie studia pod tym względem nie zawodziły i przez cały czas utrzymywały deklarowany poziom. Na komputerach jest podobnie, w zasadzie przez prawie cały czas mogłem liczyć przy RTX-ie 3060 Ti i 16 GB pamięci RAM na stabilne działanie przy najwyższych ustawieniach w 90 i 120 klatkach, korzystając z najwyższych lub niemalże najwyższych ustawień (w rozdzielczości QHD). Przyznam się szczerze, że właśnie przy takim klatkarzu rozgrywka daje najwięcej zabawy, zachowuje najwięcej detali w trakcie walki, która prezentuje się niezwykle efektownie. Gdy zaczynamy łączyć różne bronie oraz gadżety i umiejętności, walka z wampirzyskami staje się jeszcze efektowniejsza i przyjemniejsza w odczuciu.
Nie obyło się jednak bez mniejszych czy większych błędów, czy problemów. Sporo kłopotów czynią włosy, które w niektórych scenach potrafią prezentować się kiepsko jak na przykładzie Felicity, a niekiedy potrafią stracić nad sobą kontrolę, jak miało to miejsce w przypadku Vergila. Mała liczba wykończeń niestety wizualnie szybko się nudzi, nie tylko pod względem mechanicznym, ale także wizualnym, te same animacje w przypadku powracających wcześniejszych wrogów mogą wzbudzać małe zmęczenie. A w dodatku zapomnieć nie można o tym, że jest to element niezwykle istotny także w kontekście odzyskiwania zdrowia przez Jessiego. Największym problemem jest wbrew pozorom coś… teoretycznie niepozornego. Otóż rywale, z którymi się mierzymy, podświetlają się w dwóch sytuacjach, w jednej kierują cios, którego nie jesteśmy w stanie obronić tarczą z rękawicy oraz w drugiej, gdy rywal jest zmęczony, a my możemy go dobić. Ze względu na tę samą (lub łudząco podobną) kolorystykę, chwilami, a już w szczególności na małych czy wąskich obszarach, nie jesteśmy w stanie ich odróżnić. Gdy mamy nadzieję na wykończenie rywala i odzyskanie zdrowia, a natrafiamy na nokautujący Rentiera cios… poziom frustracji potrafi z miejsca wzrosnąć. Szkoda, że w przypadku możliwości wykonania efektownego ataku zapewniającego bonus postaci, nie zdecydowano się postawić na, chociażby czerwony kolor, który mógłby się okazać jednoznaczny.
Autorzy zdecydowali się zaoferować polską wersję językową w postaci tłumaczenia napisów oraz interfejsu. Całość została nieźle przeprowadzona, oferując dobrą jakość, niezłe wizualne dopasowanie do charakteru Evil West, jednocześnie pozostawiając niezłe osadzenie w naszym języku, na czym zyskuje lekko dystansowane podejście do klimatu, jego charakteru oraz typu humoru, na jaki zdecydowano się postawić.
Evil West to bez dwóch zdań jedna z najlepszych gier w historii Flying Wild Hog, może i nie jest tak nakręcana adrenaliną jak Shadow Warrior 2, ale… to najbardziej kompletna oraz kompetentna produkcja warszawskiego studia. Efektowna i dynamiczna gra akcji w starym stylu ze świetnym balansem pomiędzy walką iście bokserską oraz strzelaniem dystansowym ze sporym dystansem do siebie oraz przyjemnym humorem sprawia, że całość odbiera się świetnie. Balans poziomu trudności odpowiadać będzie zarówno osobom nie mającym doświadczenia z gatunkiem, jak i graczom, poszukującym największych wyzwań zręcznościowych. Prosta, ale pełna ciekawych postaci i zwrotów fabuła, atrakcyjny świat przedstawiony, szereg efekciarskich potworów do upolowania… to wszystko daje sporą frajdę z kolejnych misji i sesji. W ciągu kilkunastu godzin zmierzymy się szeregiem niezwykłych bestii, pozyskamy sporo złota i będziemy delektować się efektownymi kombinacjami dającymi masę frajdy! Jeżeli zdecydujecie się wybrać w tę podróż, z pewnością nie będziecie żałować, szczególnie z uwagi na atrakcyjną cenę oraz masę miodności podczas miażdżenia i siekania kolejnych wampirzych pomiotów.
Recenzowaliśmy wersję na komputery osobiste.
Spis treści:
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu