Wiktoriański Londyn przebijał się w marzeniach graczy o nowej odsłonie Assassin’s Creed i jak się okazało ostatecznie otrzymaliśmy produkcję osadzoną właśnie w tym okresie. Victory przekształciło się z plotek w oficjalne
Syndicate oraz wydawało się dobrym pomysłem na kolejną część i zmazanie plamy po bardzo nieudanym Assassin’s Creed Unity. Ubisoft miał ciężkie zadanie, ale także mógł mieć okazję do wykorzystania okresu historycznego do zaskoczenia i wniesienia marki na jeszcze wyższy poziom. Jakie przygody czekały w Londynie i czy tamta formuła dalej mogła być pociągnięta?
Bliźniaki? To był niezły pomysł!
Francuski gigant i jego oddziały zdecydowały się zaserwować nam historię bliźniaków - Evie oraz Jacoba Frye, którzy natrafili na problemy z zakonem i jego podejściem do sytuacji w Wielkiej Brytanii. Oboje ostatecznie decydują, że muszą sprzeciwić się nakazowi oraz Kredo i postanawiają pojechać do stolicy państwa, aby tam samodzielnie tworzyć zakon Templariuszy. Początek historii jest naprawdę lekki i to w pozytywnym znaczeniu, gdyż jest to na siłę przedstawienie historii jakiegoś lekkoducha, jak miało to miejsce także w przypadku Arno. Tym razem zdecydowano się postawić na duet bohaterów różniących się charakterem oraz podejściem do swoich zadań. Londyn od razu okazuje się ciężki do zdobycia, w związku z czym Jacob postanawia założyć swój gang, z pomocą którego będzie odbijać tereny, natomiast Evie stara się odnaleźć potężny artefakt Prekursorów.
Wspomniany podział spisuje się bardzo dobrze, zarówno pod względem opowieści, jak i dla poszczególnych postaci posiadających wyraźny charakter oraz różnice mające wpływ nawet na nasze podejście do zabawy. Od początku mamy wyraźny podział, który w zależności od naszego stylu oraz podejścia może się rozwinąć lub może przestać istnieć. Pod tym względem mamy jednak do czynienia z czysto psychologicznym aspektem.
Ku mojemu zaskoczeniu główny wątek
Assassin's Creed Syndicate okazał się naprawdę dobry i wciągający, sprawiając że mogłem zapoznać się z wyrazistymi postaciami, zaskakującymi postaciami oraz wydarzeniami, które można zapamiętać i wspominać później. Duet herosów miał potencjał i zazębiał się jednocześnie prezentując ich różny charakter i styl działania. Niestety z jakiegoś niewiadomego powodu nikt nie pomyślał o tym, aby ponownie zagłębić się w nauki czy kontrolę Zakonu nad swoimi podopiecznymi. Evie oraz Jacob uciekają do Londynu i przez długi czas wraz ze swoim pojedynczym agentem na całe miasto rozbrajają przeciwników, przy okazji nie będąc ani przez chwilę w kontakcie z organizacją, która ich wzięła pod swoje skrzydła. Samowolka została pozostawiona sama sobie i jak widać, nikt sobie z tego problemu nie robił. No chyba nie tak wyglądała ta formacja, nie wspominając już o tym, że to całkowicie nie jest podobne do wcześniejszych dokonań deweloperów oraz stworzonych przez nich publikacji i podstaw pod całe uniwersum. Jak widać komuś umknął taki “
detal”....
Ile potrzeba czasu, aby wejść na szczyt Big Bena?
Skoro już o bliźniakach wspomniałem to warto także zauważyć, że doświadczenie/rozwój obejmuje obie postacie, choć nierównomiernie, co wymaga od gracza dostosowania się i wybierania obu Assassynów. Obie “klasy” mają swoje własne umiejętności, lecz te pojawią się dopiero na późnym etapie gry. Całkowite przemodelowanie systemów ubioru, które dotknęły produkcji. Od teraz przedmiotów jest mniej, nie wszystkie mają znaczenie z poziomu zabawy a i tak wiele elementów możemy na swój sposób “odłożyć”, gdyż nasze umiejętności okazują się znacznie ważniejsze. Nastąpiło także odejście od skrzynek na rzecz rozbudowanej mechaniki strojów, budowania ich oraz zakładania w zależności od poziomu. Największą nowością jest jednak linka z hakiem, która dostępna jest w naszym klasycznym ostrzu. Ten element nie robi wielkiego wrażenia, ale jest bardzo przyjemny i pozwala naprawdę szybko pokonywać bardzo wysokie budynki.
Mechanika gangów pozwala nam wziąć udział w niezłych zadaniach w ramach dzielnic, lecz przydatność naszych sojuszników jest bardzo mała i tak naprawdę nie chciało mi się ich szukać tylko po to, aby oni na chwilę w otwartej walce polegli. W przypadku skradania się nie mamy żadnych sensownych opcji do rozszerzenia naszej skuteczności. Szkoda, ponieważ okazyjne wizyty i małe “prezenty” nie są istotne, ani satysfakcjonujące. Niestety dobry powrót i chęć wykorzystania idei z Assassin’s Creed Brotherhood zostały zaprzepaszczone przez brak wyraźnego pomysłu dla wszystkich elementów gry.
Assassin's Creed Syndicate to kolejny krok w rozwoju marki, która znalazła się w takim miejscu, że potrzebuje przemyślanych zmian. Tych ta odsłona nie wprowadziła, choć stara się napędzić walkę, podnieść poziom trudności czy wyeliminować negatywny wpływ mikrotransakcji i skrzynek. Te się na swój sposób pojawiają, lecz zostały znacznie ograniczone i tak naprawdę mogłyby w ogóle nie istnieć. Odważniejszy krok nieźle rozwinął serię, choć niestety w dalszym ciągu zmaga się w wcześniejszymi problemami i rzeczami, na które gracze narzekali dotychczas. Wyraźnie widać, że poświęcono wiele czasu na naprawienie błędów z wcześniejszej odsłony, przez co mogło zwyczajnie zabraknąć czasu na dostarczenie jeszcze lepszej treści. Szkoda, że tak się stało, ponieważ pomysły były bardzo dobre nawet pomimo tego, że antagoniści to postacie które stanowią wycięte ze schematu projekty. Wyraźnie widać kto miał błyszczeć, a kto miał stanowić tylko i wyłącznie tło.
Przemysłowy Londyn może być piękny?
Wiktoriański Londyn to miejsce pełne sprzeczności, z jednej strony są dzielnice przemysłowe, w których nawet dzieci są wykorzystywane do pracy, z drugiej natomiast znaleźć możemy dzielnice dla bogaczy, gdzie panuje większy pokój oraz wszystko jest naprawdę eleganckie. Dzielnice są różnorodne (choć widać wielką spójność) oraz prezentują także mrok, którzy wykorzystywany jest także przez liczne gangi po cichu rządzące miastem. Piękna architektura i realistyczne jej odwzorowanie zmusiło deweloperów do innego podejścia do rozgrywki o czym już informowaliśmy. Niemniej wizualnie nowa miejscówka robi świetne wrażenie sprawiając, że przyjemnie jest wykonywać zadania na tle przemysłowego giganta tego okresu. Deweloperzy zadbali o to, aby wszystkie obiekty były bardzo szczegółowe, tekstury bardzo dopracowane, które nawet w bliskim kontakcie nie zawodzą. Animacje są naprawdę dobre, dodatkowe efekty nadają charakteru, nawet pomimo tego, że znaleźć możemy również brzydko zrobiony ogień pod koniec. Oświetlenie oraz cienie na co dzień nie mają tak dużego wpływu, ale jednocześnie należy zwrócić uwagę także na to jak w wybranych fragmentach dostrzec można kunszt i serce włożone w wiele scen. Szkoda, że jest ich niewiele….
Napotykane postacie, ich wygląd oraz zachowanie są bardzo dobre, choć nie brakuje także klonów… ;) Tłumy są jednak w Syndicate mniejsze sprawiając jednocześnie, że udało się zachować odpowiedni balans i stabilność działania.
Polska wersja gry po raz kolejny w serii ogranicza się do napisów, jednakże należy zwrócić uwagę na to, że tylko w tym wypadku pojawił się jeden naprawdę duży problem. Otóż w trakcie rozgrywki angielskie słowo Rooks, czyli nazwa gangu przewodzonego przez Jacoba Frye, wymieniane i używane jest niemalże zamienne z kilkoma wersjami – kruki, gwrony oraz najczęściej spotykane Skokierzy. Gdyby to przebiegło jeszcze w oparciu o jakąś logikę to można by przymknąć na to oko, lecz ewidentnie widać, że kto inny opowiadał za dialogi na początku i na końcu sprawiając, że brakuje konsekwencji i niby mały błąd mocno rzuca się w oczy w trakcie zabawy.
Udźwiękowienie w serii Assassin’s Creed zawsze stało na niezłym poziomie, choć w przypadku tej odsłony chciałbym bardzo docenić starania aktorów, ponieważ spisali się bardzo dobrze w swoich rolach oraz wyraźnie widać, że zdecydowana większość z nich naprawdę pochodzi z Wielkiej Brytanii. Szczególnie mocno doceniłem także ścieżkę dźwiękową, która moim zdaniem jest jedną z najlepszych w serii, a prawdę powiedziawszy uznaję ją za najlepszą w swojej prywatnej liście.
Podsumowanie recenzji Assassin's Creed Syndicate - Będziemy tęsknić za Londynem?
Assassin's Creed Syndicate to kolejna solidna odsłona cyklu, która może i do najlepszych nie będzie należeć, ale słaba zdecydowanie nie jest choć do rewelacyjnych także nie można jej zaliczyć. To naprawdę solidny kawałek kodu, gwarantujący sporo zabawy w ramach znanej nam rozgrywki. Dynamiczna walka jest trochę zbyt szybka i przewidywalna, przemieszczanie się jest mało wymagające, a całość zabawy jest zdecydowanie lepsza niż w nieudanym poprzedniku. Mimo to i tak otrzymaliśmy dobry produkt, który pomimo wad potrafi dać sporo zabawy. Negatywny obraz Unity miał wpływ także i na tę odsłonę, która mimo wszystko posiada swój styl oraz solidność.
W ramach tej formuły osiągnięto już tak dużo, że potrzebne były wyraźne zmiany, które uwzględnimy w naszej recenzji
Assassin’s Creed Origins oraz później
Assassin’s Creed Odyssey, które są prawdopodobnie ostatnimi grami na tę generację w ramach marki. Kolejne odsłony będą tworzone w myślą o nowych konsolach, a pierwsza z nich jeszcze w jakimś stopniu będzie stać pomiędzy “
epokami”. Naprawione błędy oraz kilka szlifów to jednak za mało, aby móc być w pełni usatysfakcjonowanymi, szczególnie spoglądając na wcześniejsze dokonania w ramach marki.
Testowaliśmy wersję na Playstation 4.
Bardzo fajna recenzja jak zwykle na poziomie. Aż mi sie zachcialo do tej serii znów powrócić :P