Jeśli miałabym robić jakąkolwiek ankietę dotyczącą przygodówek roku 2019 to
Blacksad: Under the Skin miałoby swoje miejsce na wielu jej pozycjach, niestety nie tylko na tych chlubnych. Z pewnością zająłby pierwsze miejsce w kategorii
"Gra, które wzbudziła we mnie największe mieszane uczucia" oraz
"Gra, z największą ilością błędów technicznych" a także
"Największe rozczarowanie roku 2019". Wybaczcie, że tak na wstępie wyleje moje żale, ale "
prawie przygodówka", bo tak ją należy nazywać, mego ulubionego studia, tytuł przeze mnie oczekiwany, po kilku chwilach zabawy, stał się zamiast radością, wielką grową udręką, o której zaraz Wam napiszę. W najnowsze dzieło
Pendula Studios i
Microïds zagrałam dzięki uprzejmości
GOG.com, za co serdecznie dziękuję.
Blacksad: Under the Skin to gra stworzona na bazie komiksu w kryminalnym klimacie noir, autorstwa
Juana Díaza Canalesa i
Juanjo Guarnido o takim samym tytule. Jak wspomniałam jest to kolejna produkcja uznanego w świecie adventure
Pendulo Studios, które ma na swoim koncie serie
Runaway Yesterday i
Yesterday Origins czy
The Next Big Thing. Wszystkie one to klasyki w przygodowym wydaniu, stworzone w uroczym rysunkowym stylu graficznym. Hiszpańskiemu deweloperowi w tworzeniu i wydaniu gry pomogło francuskie
Microïds, które ma na swoim koncie kultową już serię
Syberia i mam tu na myśli dwie pierwsze części, bo
Syberia 3 była już pewnym niewypałem. Zdawałoby się, że tak wyspecjalizowany team nie może zaprzepaścić szansy i odda w ręce graczy kolejny przygodowy hit. Niestety tak nie jest.
Choć gra ma niewątpliwie swoje plusy, ilość minusów zaprzepaszcza jakąkolwiek szansę na liderowanie w tym growym gronie lub choćby wtórowanie mu rozgrywkowym poziomem.
Blacksad: Under the Skin to przygodowy tytuł z wielkim potencjałem, w który nie da się grać.
Opowieść przenosi nas w lata 50-te ubiegłego wieku, rozgrywając się w Nowym Jorku, w którym zamiast ludzi z krwi i kości spotykamy antropomorficzne postaci, czyli zwierzęta, które nabrały ludzkich cech. Wśród społeczności wielkiej metropolii żyje także nasz protagonista, prywatny detektyw John Blacksad, w tym wypadku kot w ludzkiej skórze. Pewnego dnia pojawia się w jego biurze kobieta, Sonia Dunn, która, jak się wkrótce okaże, będzie jego kolejną klientką. Detektyw zająć się ma bowiem na jej prośbę, sprawą dziwnego samobójstwa właściciela klubu bokserskiego, a prywatnie jej ojca, Joe’a Dunna oraz tajemniczego zniknięcia nieźle zapowiadającej się gwiazdy bokserskiego ringu, Roberta Yale’a, który przepadł bez śladu. Odnalezienie zaginionego ma być dla Sonii jedyną szansę na wyjście z finansowych kłopotów, w jakich znalazł się klub jest zmarłego rodziciela. Detektyw Blacksad, obdarzony kocimi, specjalnymi zdolnościami, wkracza zatem do akcji, zanurzając się coraz głębiej w mroczny przestępczy świat, który pełen jest zagadek.
Jak widzicie historia w Blacksad: Under the Skin ma potencjał i choć czerpie swoją inspirację z niezwykle poczytnego, przetłumaczonego na wiele języków komiksowego dzieła, przedstawia graczom nieco inną opowieść. Ta dość szybko wciąga, posiada wiele zwrotów akcji, czasami zaskakuje, a sposób je toczenia, forma jej przedstawienia zależna jest od naszych wyborów.
Tak, tak....dobrze widzicie. W opisywanym przeze mnie tytule Pendulo Studios odeszło od gier w swoim klasycznym klimacie point and clicków, wkraczając w rozgrywkę zbliżoną do gier Telttale Games, choć niezwykle nieumiejętnie. Autorzy zdecydowanie i bardzo wyraziście podali rękę do graczy konsolowych, zapominając, że pecetowcy wciąż istnieją. Dzięki temu dziwnemu wybrykowi zyskaliśmy przygodówkę, w której o graniu za pomocą myszki możemy raz na zawsze zapomnieć. Mnie osobiście nie przeszkadza sterowanie postacią za pomocą klawiszy WSAD, właściwie wiele współczesnych gier właśnie na takich rozwiązaniach bazuje, ale to co zrobiło w swoim najnowszym dziele Pendulo, trudno nazwać przemyślanym rozwiązaniem. Problemem najwyższych lotów, denerwującym mnie tak mocno, że doprowadzającym prawie do łez, stała się w grze przedziwna ilość klawiszy, którymi przyszło mi operować. Już sama nauka "udziwnionego" sterowania stała się wyczerpująca na tyle, że skupienie się na, nie powiem, wciągającej, fabule, było niezwykle trudne. Nie wiem skąd pomysł na takowe utrudnienia, ale granie w Blacksad: Under the Skin bez pada na komputerze stacjonarnym to dla fana klasycznych przygodówek ogromy problem i wielkie rozczarowanie.
Oliwy do ognia dolewają, niestety
liczne błędy, bugi, problemy techniczne i takie tam "
cuda". Oj rany.....żeby nie powiedzieć gorzej, czyżby Pendulo Studios brało przykład z
Microïds w
Syberii 3 i oddało w ręce graczy tytuł, który zwyczajnie nie został skończony? Przez wszelakie niedoróbki
Blacksad: Under the Skin jest tytułem, w którym grałam, tak mi się zdaje....wieki, choć sama czysta rozgrywka zajęła zaledwie około 8 godzin. Nawet teraz, po kilku, jak i nie większej ilości poprawek w postaci łatek i patchy, gra miewa problemy. Wrrr... taki stan rzeczy sprawia, że jest to tytuł, o którym mam ochotę zapomnieć, wymazać tę hańbę grania z pamięci i nie wracać do "
zabawy" nigdy więcej.
Granie utrudnione jest nie tylko przez błędy, w które produkcja owa jest przebogata (ciekawe czy uda się je wszystkie w końcu naprawić), ale przez niebywałą wręcz niekonsekwencję, i nie mam tu na myśli wyborów, które też raczej są znikome. Moje myśli biegną natomiast w stronę klasycznych rozwiązań gier Telltale Games czyli wszelakich elementów zręcznościowych zwanych quick time eventami. W czasie eksploracji gry, jako dodatek fabularny i coś co spaja kryminalną i nastawioną na akcję opowieść, gracz zmierzy się z wyzwaniami, w których będzie powtarzał czynności widoczne na ekranie, klikając szybko na wskazane przez grę klawisze. Wszystko cudne....., takie zadania wielu graczom, jak i mnie są znane, nie narzekałabym na nie, gdyby nie jedno, a może nawet dwa "ale". Problem z niedopracowaniem rozgrywki, ze złą optymalizacją, w której przycinanie się jej, zatrzymywanie i wywalanie do Windowsa jest tylko jedną z wielu niedogodności. Do niej dochodzi dziwna niestabilność i nierówność takowych zadań, które raz mają znaczenie, a innym razem wcale się nie liczą. Tak naprawdę grając nie mamy zielonego pojęcia czy w danym momencie należy się starać i skupiać na wspomnianych elementach testujących zręczność czy raczej możemy sobie je opuścić, spokojnie i wyluzowanie obserwując fabułę. Na szczęście zginąwszy nie musimy danego zadania powtarzać wciąż i wciąż od początku. Gra wczytuje się w tym samym miejscu, pozwalając nam próbować do skutku, aż do sukcesu, który wierzcie mi jest chwilowy. Blacksad: Under the Skin pełne jest bowiem typowo zręcznościowych zadań.
Na szczęście są i te czynności, które choć na chwilę pozwalają zapomnieć o tym, że gra jest kiepska, za trudna i za zręcznościowa. Na plus zdecydowanie można przypisać przygodówce nie tylko fabularną warstwę, która autentycznie wciąga, ale także całą detektywistyczną jej otoczkę. Zadowolenie sprawia eksploracja, zajmowanie się szukaniem wskazówek, śladów i tym podobnych aspektów. Na tym etapie rozgrywki gracz musi być skupiony na tyle mocno, by nie przegapić jakiegoś istotnego szczegółu, bo to wpływa na fabularny jej odbiór.
Najbardziej jednak intryguje wprowadzenie do gry specjalnej umiejętności naszego protagonisty, jaką jest bycie kotem. To sprzyja widzeniu czegoś dokładniej, odczuwaniu mocniej i dobitniej. Detektyw kot jest zwyczajnie mocniej wyczulony na drobne detektywistyczne niuanse. Ten growy manewr, nieco podbija rozgrywkę, dodaje jej świeżości, wrzuca do ogromu smutku i goryczy, nutkę radości, która staje się odskocznią w niezwykle nerwowej grze.
Wspomniałam na początku mojego tekstu, że budzi we mnie bardzo skrajne, mieszane uczucia. Ciekawa fabuła i okropne sterowanie, wciągająca opowieść i zepsuta błędami rozgrywka. Płynność a jednocześnie wielka niekonsekwencja. Zdaje się, że kolejna produkcja Pendulo Studios skupia się właśnie na jakieś dziwnej grze przeciwieństw, niejasności i nutce fabularnego kłamstwa. Widać to najlepiej w odniesieniu do postaci, które jako zwierzaki z ludzkimi cechami mają swoje własne problemy i nie są to sprawy błahe. Gra nie stroni od brutalności współczesnego świata, kreując historie z przestępczego światka, pokazując je takimi jakie są. Jest przemoc, jest seks, narkotyki, zbrodnie. Cała prawda, ale jednocześnie przedziwna nieścisłość, w której to zwierzęta łączą się w pary między gatunkowo, co jak wiecie w świecie rzeczywistym nie może mieć miejsca. Nasuwa się zatem pytanie. Czy gra bawi się z nami w zmyśloną opowieść z przymrużeniem oka? Czy może jednak ktoś z pomysłodawców fabularnych zapomniał o tak istotnym szczególe? Jest to może jedynie drobna wada, ale jakże rzucająca się w oczy.
Pozostają w klimacie narzekania i nawiązując do growych rozczarowań 2019 roku, nie mogę zapomnieć o czymś czego tytuł nie posiada. Smutne, ale nie zagramy w
Blacksad: Under the Skin w polskiej wersji językowej, bowiem ta takiej tu nie uświadczymy. Pendulo Studios i Microids przyzwyczaiło graczy do tego, że takowa lokalizacja w ich grach się pojawiała. Prawie do końca, a czekaliśmy na grę dość długo, wielu z nas wierzyło, iż taka oto wersja, w ojczystym języku będzie możliwa. Niestety tak się nie stało i raczej nie zanosi się, by ten stan rzeczy zmienił się w najbliższym czasie.
Brak rodzimego języka w grze jest niestety sporym problemem, bo zniechęca wielu mniej wprawnych w języku angielskim graczy po sięgnięcia po ten tytuł. Jest sporym problemem głównie dlatego, że dialogi, rozmowy i pogadanki to kluczowy element rozgrywki. Jest ich w grze niezwykle dużo. Z czasem ma się nawet wrażenie, że przygodówka jest zwyczajnie przegadana i zbyt rozciągnięta.
Opisując grę nie mogę oczywiście zapomnieć o grafice i warstwie dźwiękowej, tudzież muzycznej. Jeśli chodzi o ten pierwszy aspekt, to jak zapewne wiecie, Pendulo odeszło od tradycji bardzo, bardzo mocno. Zamiast urokliwej, ręcznie rysowanej grafiki, cudnych animacji, wielu kolorów i ogólnego blichtru, stworzyło dzieło bazujące na klasycznym stylu 3D. Nie mogę powiedzieć, że jest brzydko i nieporadnie, bo ma to w komiksowej formie i w takim też odniesieniu, swoje plusy, podkreślając klimat noir, świetnie łączący się z jazzową muzyką, który płynie gdzieś w tle. Jednak jako miłośniczka przygodówek, która zakochała się w rysunkowym stylu graficznym hiszpańskiego studia, czuję niedosyt, lekką pustkę i pewne rozczarowanie.
Hmm....nie jest mi zatem łatwo w podsumowaniu w jednym, zwięzłym zdaniu skwitować to co dostałam lub czego nie dostałam w
Blacksad: Under the Skin. To bardzo smutne, że deweloper, który podźwignął się z niemocy i przeniósł na growe ekrany świetny komiks, zrobił to tak po łebkach. Niedopracowana rozgrywka pełna błędów i niedoróbek, wiele nieścisłości i ogólny nieład, do tego fatalny sterowanie, w którym zwyczajnie zapomniano, że istnieją gracze pecetowi, to coś czego się nie zapomina. I choć wielu graczy zapewne odnajdzie się w takiej formie growej opowieści, ja mówię jej stanowcze nie. Czują się zawiedziona, zdruzgotana i przytłoczona czymś, co według mnie nie jest przygodówką, a niedopracowaną grą akcji, która we właściwym terminie, w ogóle nie powinna być wydana. Bardzo mi przykro!
Dziękujemy firmie GOG.com za udostępnienie gry do recenzji!
Recenzowaliśmy grę w wersji na komputery osobiste PC na GOG.com.