Zanim wirtualna rzeczywistość zaliczyła drugi falstart, firma Ubisoft kilka razy podkreślała swoje zainteresowanie w tym potencjalnie rosnącym dziale branży. Tymczasem od tego czasu wiele się zmieniło, przez co niektóre projekty doczekały się także wsparcia dla grania bez użycia specjalnych gogli. Tego typu kroku doczekało się
Transference, czyli produkcja, w której oddziały francuskiej firmy współpracowały z ekipą SpectreVision (założone przez Elijaha Wooda, Daniela Noaha i Johna C. Wallera). Dzięki uprzejmości polskiego oddziału wydawcy miałem okazję zapoznać się z tym intrygującym tytułem. Czy i dlaczego warto sprawdzić ten horror?
Historia nietypowa...
Deweloperzy zdecydowali się przedstawić graczom historię obejmującą losy rodziny, która zmagała się z pewnego typu problemami. My mamy okazję spojrzeć z danej perspektywy na minione wydarzenia, przy okazji dostrzegając wydarzenia z poziomu wszystkich bohaterów. Pierwszoosobowa perspektywa pozwala nam się bliżej zapoznać się z wydarzeniami, których szczegóły możemy śledzić także za pomocą skrytych w różnych miejscach nośników pamięci, na których nagrano różnego typu filmiki z życia przedstawicieli “stron”.
Jako gracze przyzwyczailiśmy się do rozwiązań jasno określających wątek i ścieżkę fabularną, którą w danej chwili poznajemy. Czasem jest to pozyskiwane poprzez zadania, czasem dzięki zwiedzaniu świata przedstawionego i podążania za dobrze zrealizowanym opowiadaniem, poprzez obiekty i otoczenie czy niekiedy obserwując historię z wykorzystaniem odcinków lub jasno wyznaczanych granic pomiędzy fragmentami opowieści. W przypadku
Transference zdecydowano się zastosować inny zabieg, który bardzo mocno powiązano z podstawowym pomysłem, rozgrywką oraz… no może tutaj zastopuję, by nie zabrać Wam frajdy z zabawy.
Ubisoft i SpectreVision od początku do końca trzymają się pewnej wizji, która jedynie na pierwszy rzut oka może się wydawać chaotyczna oraz przekombinowana. Z czasem jednak przekonujemy się nie tylko o tym, co jest główną osią fabularną, ale także jak wpleciono ją w całość doświadczenia zmieniającego… nie, bardzo pasującym stwierdzeniem będzie przekształcającego się w piekielnie konsekwentne zaprezentowanie spójności narracji i prezentowanych w jej ramach wydarzeń.
W czasach, gdy zalewa się graczy bardzo dużą ilością gier z otwartym światem, powoli odradzać się będzie docenianie jednak mniejszych produktów posiadających spójność w ramach mniejszej zawartości. Tak też jest w przypadku
Transference, które posiada bardzo krótki czas rozgrywki, mniej więcej cztery godziny, wraz z niemalże wszystkimi znajdźkami, ale za sprawą świetnego projektu i przebiegu z pewnością zatęsknimy za rozgrywką w tym stylu. Widać pod pewnymi względami, że początkowe plany zostały wyraźnie zmienione, w związku z czym zbyt długo nie pobędziemy w obszarze domu, a niekiedy chciałoby się tam pozostać jeszcze przez kilka godzin, aby móc dowiedzieć się czegoś więcej. Być może będzie nam to dane przy okazji kolejnej odsłony...
Strach ma… proste sterowanie
Transference było początkowo projektowane pod VR, jednakże z czasem zdecydowano się porzucić ten pomysł i rozszerzenie platform także o te z “
płaskimi” ekranami. Widoczne jest to w ramach rozgrywki, która sprowadza się do pierwszoosobowego wykonywania różnego typu zagadek i wyzwań, które realizujemy tak naprawdę z użyciem maksymalnie trzech przycisków. Chodzenie i rozglądanie się to absolutna klasyka gatunku, której nikomu nie trzeba tłumaczyć. W interakcję wchodzimy za pomocą pojedynczego przycisku myszy oraz dwóch klawiszy klawiatury, które pozwalają nam lepiej wczuć się w fabułę. Teoretycznie otrzymujemy do dyspozycji sporą swobodę, jednakże postęp i rozwój odbywać się będzie tylko i wyłącznie poprzez poprawne zrealizowanie celu.
Nic nie jest nam mówione wprost, w związku z czym musimy samodzielnie domyślić się co trzeba zrobić i jak należy do tego podejść, korzystając przy okazji także ze wskazówek oraz nieźle wplątanych podpowiedzi, które zazwyczaj bardzo dobrze nadają kierunku. Choć nieraz zdarza się także tak, że nie wiemy co dalej...
Pomimo dużej prostoty i tak nie czujemy ani przez moment zawodu z tego powodu. Bardzo szybko przekonujemy się, że nikt nie będzie od nas wymagał w tym tytule walki i zręcznościowego szaleństwa z potworami w roli głównej. W przypadku tego tytułu korzystamy z otoczenia, klimatu oraz strachu budowanego odpowiednim napięciem, scenami oraz niepokojem, którego nie brakuje. To udaje się uzyskać także dzięki ograniczeniu interfejsu do niezbędnego minimum, dzięki czemu przez większość czasu obserwujemy czysty obraz, który należy docenić, ponieważ udało się w pełni przenieść nasz wpływ na świat przedstawiony poprzez systemy i narzędzia razem wszystko spajające i w prosty sposób informujące nas co należy wykonać.
Transference nie stara się na siłę udowodnić jak jest rozbudowana czy spektakularna, lecz dąży do jak największego wykorzystania kameralnej akcji, interfejsu, klimatu oraz spójności, które umożliwiają graczom cieszenie się niezłej jakości doświadczeniem. Widoczne są pozostałości po pierwotnych platformach, niemniej jednak nie jest to aż tak duży wpływ, aby zepsuć nam doświadczenie i przyjemność z rozwiązywania kolejnych zagadek.
Szkoda, że tylko przez kilka godzin możemy przebywać w cyfrowym świecie i życiu rodziny, która...
Dom pełen barw
Gdy po raz pierwszy zobaczyłem materiał z
Transference zacząłem żałować, że nie planowałem kupić gogli VR. Tymczasem niedawna informacja dotycząca możliwości grania bez sprzętu dodatkowego sprawiła, że pojawiła się u mnie wielka ochota, aby sprawdzić ten projekt. Od pierwszych chwil zapowiedzi byłem pewien, że odważne podejście do oprawy i kolorystyki sprawi, że spora grupa graczy zdecyduje się sprawdzić “
z czym to się je”. Pomimo tego, że wiedziałem na co projektowana była produkcja i tak miałem wobec tej gry pewność dotyczącą grafiki. Praktyka nie tylko nie zawiodła mnie, ale także w pełni usatysfakcjonowała oraz sprawiła, że będę podawał ten tytuł jako przykład bezkompromisowości.
Tekstury są wysokiej jakości, wszędzie znajdziemy wiele obiektów, a niemalże wszystkie z nich posiadają bardzo dużą dawkę szczegółów. Bardzo często twórcy decydują się na zastosowanie latających i zwisających w powietrzu elementów cząsteczkowych, które mijamy, a nawet będziemy mogli z nich skorzystać. Interesująco prezentują się wstawki technologiczne i te wynikające z błędów cyfrowych, które razem tworzą niezłą całość, przy okazji dobrze budując klimat produkcji. Szaleństwo często podkreślane jest także poprzez efektownie prezentujące się kolory, przechodzące w przerażający momentami mrok. Oświetlenie oraz cienie tworzą atmosferę odpowiadającą wadze i pofragmentowanej opowieści, która mocno korzysta z artystycznego wykorzystania barw i jej odcieni. Zróżnicowanie znanych nam miejsc stanowi prosty, ale bardzo efektowny zabieg umożliwiający nam spojrzenie inaczej na całość życia rodziny.
Dużą rolę w
Transference odgrywa udźwiękowienie, które samo w sobie potrafi spowodować dreszcz na plecach, przy okazji dając nam jasne wskazówki dotyczące tego co powinniśmy w niektórych sytuacjach wykonać. Głosy zostały wykonane z należytym pietyzmem sprawiając, że możemy wsłuchać się w dobrze odegrane role aktorów, w okrzyki podkreślające np. szaleństwo czy strach z powodu bliskiej obecności pewnego stwora pilnującego żebyśmy nie zaszli tam, gdzie nie powinniśmy.
W okolicach połowy zabawy zwróciłem uwagę na pojawiające się problemy z tłumaczeniem przy okazji głosów przebijających się w tle. Niestety ktoś nie zwrócił na to uwagi i zdarza się, że głównej postaci nie słyszymy, tak samo jak jej wypowiedzi, natomiast przebijają się zagłuszone krzyki oraz docierające co chwila zdania je wyrażające, przez co mogą uciec graczom niektóre kwestie.
Naukowe przerażenie… - Podsumowanie recenzji Transference
Pomimo tego, że nie miałem i nie znałem zbyt wielu szczegółów dotyczących
Transference to i tak nie mogłem się doczekać tego tytułu. Pełna wersja gry, nie tylko okazała się wciągającą, choć krótką produkcją, ale stanowi także odważne artystyczne podejście do wariantu horroru i przygodówek, który potrafi nas utrzymać w trzech osobnych względem siebie powodach do straszenia. Twórcom udało się odważnie, skutecznie i spójnie ukazać rodzinę, jej oblicze, problemy oraz przerażenie, które rośnie wraz ze zdobywaną przez nas wiedzą o minionych wydarzeniach. Szkoda, że nie dostarczono nam trochę więcej treści i możliwości działania w inny sposób niż proste interakcje z niektórymi przedmiotami.
Odwaga moim zdaniem popłaciła się i spowodowała, że
Transference zapadło w pamięć w przeciwieństwie do wielu innych gier, prezentujących się tak samo jak pozostałe. Strach nie musi być wypełniony mrokiem i monstrami. “
Pływająca” i zmieniająca się narracja satysfakcjonującą, przy okazji tworząca jedność, która przy okazji sprawiła, że “
Ubisoft ma już swoje P.T.”.
Dziękujemy bardzo firmie Ubisoft za udostępnienie kopii recenzenckiej!
Testowaliśmy wersję na komputery osobiste (Uplay).