Są w mojej dotychczasowej karierze gracza i recenzenta takie gry przygodowe, co do których mam bardzo mieszane odczucia. Z jednej strony takowe produkcje bardzo mnie wciągają, z drugiej zaś odrzucają formą rozgrywki, utkaną licznymi elementami, które czysto przygodowymi trudno nazwać. Do takiej grupy zalicza się niestety także
Jenny LeClue - Detectivu,
niezależnego studia Mografi, w którą zagrałam dzięki uprzejmości
GOG.com, za co serdecznie dziękuję. Wspomniana gra potrafi zachęcić
kryminalno - detektywistyczną otoczką, naprawdę śliczną grafiką, sporą dawką humoru i niejakiej mroczności, ale i równie skutecznie zniechęca czysto platformową rozgrywką, którą ja w przygodówkach nie specjalnie lubię. Sfinansowana w kampanii na Kickstarterze, dobrze przejęta przez darczyńców przygodowa produkcja jest też troszeczkę oszukana, ale o tym za chwilkę.
Fabularnie
Jenny LeClue - Detectivu przedstawia się naprawdę interesująco, bowiem narrację wzbogaca kolejna narracja, która bardzo sprytnie się przeplata, łączy, a nawet współistnieje.
Jedna wielka fabularna fikcja rozrasta się na kilkanaście godzin rozgrywki, dostarczając tyle przeróżnych elementów, że można się pogubić. Blichtr i przeładowanie treści to zdawałoby się nadrzędny aspekt tej, przypominam, niezależnej produkcji przygodowej, szkoda, że pozbawionej dialogów głosowych, których należało się spodziewać po osiągniętym celu finansowym na Kickstarterze. No ale cóż, takowych w grze nie uświadczycie, a przedziwne metaliczne, a raczej przypominające dźwięki pisania na maszynie stukoty, które dochodzą do naszych uszu podczas wielu opcji dialogowych, drażnią i przynajmniej mnie, działają na nerwy.
Wróćmy jednak do opowieści, która rozgrywa się w niewielkim, na pozór spokojny miasteczku Arthurton i w gruncie rzeczy skupia się wokół małoletniej, tytułowej bohaterki Jenny LeClue, nastoletniej detektyw, która.... (i tu niespodzianka!) jest wymysłem literackim niejakiego Arthura K. Finklesteina, autora książek o fikcyjnej Jenny LeClue. Pisarz zostaje pewnego dnia niemal zaszantażowany przez swego wydawcę, który żąda zmian w jego sposobie pisania, większej ilości akcji, a nawet książkowego morderstwa, które w sennych, spokojnych książkach Arthura, nigdy się nie pojawiały. Groźba wydawcy, który wróży rychły koniec kariery pisarza, wywołuje w autorze wewnętrzne rozdarcie, które niejako wpływa na bohaterkę jego opowieści. Ta jest zapaloną miłośniczką detektywistycznych przygód i pracy w tym właśnie fachu. Gdy pewnego dnia jej własna rodzicielka zostaje posądzona o zamordowanie dyrektora szkoły, Jenny rusza jej na ratunek, oczywiście jako młodociany detektyw. Pełna wigoru, sprytu i kryminalnego zacięcia, wpada w wir przygodowych i nie tylko takich wydarzeń, które my gracze nazywany grową rozgrywką.
Ta przejawia się niestety nie tylko klasycznymi rozwiązaniami przygodowymi, skupionymi na detektywistycznych łamigłówkach, ale i sporą ilością czegoś, co nazwałabym połączeniem zabawy platformowej z akcją, rodem z gier Talltale Games. Mamy bowiem w grze mnóstwo czynności polegających na wspinaniu się, skakaniu, bieganiu, przesuwaniu i tym podobnym zadaniach. Mamy także wybory, która żywo kojarzą się z grami wspomnianego twórcy przygodowych gry akcji.
Wybory to niezwykle ciekawy element w tej przebogatej w treść, a nawet zbyt kolorowej treściowo grze. Decyzje, które podejmujemy podczas zabawy z
Jenny LeClue - Detectivu z jednej strony wpływają na rozgrywkę, z drugiej są na swój sposób modyfikowane przez autora książek o Jenny LeClue. Gotowa na wszelakie, nawet najbardziej absurdalne i ryzykowane wyzwania młoda detektyw, jest powstrzymywana przez podstarzałego, statecznego pisarza, które jest skądinąd narratorem tej opowieści. Ta dwojakość sytuacji, fabularny "przeplataniec"
staje się stopniowo ciekawym obrazem wewnętrznej walki Arthura K Finklesteina, który mimo wymknięcia się książkowej treści z utartej i wydeptanej przez niego ścieżki, pozwala ową wędrówkę Jenny, troszkę kontrolować.
I tu pojawia się pierwszy, mały zgrzyt. Te nasze wybory, decyzje dialogowe, wewnętrzne bitwy moralne i ogólny chaos fabularny, powoduje w pewnym momencie sporą dezorientację, wiele znaków zapytania, na które podczas jednego przejścia gry, nie jesteśmy w stanie uzyskać odpowiedzi. Nie wiemy czy nasze wybory były właściwe, czy gra, którą ukończyliśmy, właśnie tak miała się zakończyć. Gdyby jeszcze autor
Jenny LeClue - Detectivu wprowadził do rozgrywki możliwość zapisywania jej w dowolnym momencie, nie miałabym powodów do narzekań. Ale tak się nie stało.
Gra, tak jak większość współczesnych przygodówek posiada system zapisu w miejscu z góry ustalonym przez dewelopera. I choć zdarza mi się przechodzić gry wielokrotnie, to w przypadku tej gry, zwyczajnie nie mam na to ochoty. Powodem tego stanu, są wspomniane już przeze mnie elementy zręcznościowo-platformowe i stale powtarzające się łamigłówki.
Otóż gra oprócz fajnej detektywistycznej otoczki, która pozwala przy pomocy typowych narzędzi detektywa, między innymi nieodzownego notatnika, szukać wskazówek, łączyć poszlaki i wyciągać wnioski, bywa bardzo powtarzalna. Klasyczne zagadki logiczne są już większości graczom przygodowym znane, jest ich całkiem sporo i w większości przypadków nie sprawiają większych problemów.
To jak opisywana przeze mnie produkcja jest niespójna, jaki miszmasz sobą reprezentuje, świadczą wyżej wymienione przeze mnie aspekty, które łączą nijakość i powtarzalność, z istnym mistrzostwem i kunsztem graficznym, jaki gra sobą prezentuje. Co tu dużo mówić, rozgrywka, która obsługiwana jest za pomocą klawiszy WSAD oraz wielu innych, na przykład przycisku "E", jest produkcją niezwykle uroczą graficznie. Pięknie narysowane tła, przecudownie ozdobione feerią barw, niesamowita gra świateł i mnóstwo kolorowych lokacji, wyjętych żywcem z najlepszego, animowanego filmu, lub świetnie zilustrowanej książki, potrafią zachwycić. Warto zanurzyć się w kolejne lokacje, żeby choćby na chwilę spojrzeć na te przecudowności, które wydarzają się na naszym ekranie.
Całość wizualnych i nie tylko takich, doznań, dopieszcza klimatyczna ścieżka dźwiękowa, która bardzo sprawnie podkręcona została w licznych animacjach i cut-scenkach, w które produkcja jest przebogata.
Cóż mogę napisać w podsumowaniu tej niezależnej, detektywistoczno-przygodowo-platformowej produkcji? Chyba tylko to, że spodziewałam się po niej znacznie więcej niźli dostałam. Ciekawa fabuła, z kilkoma niedociągnięciami, śliczna oprawa graficzna i fajna muza, to niestety nie wszystko, by w moich oczach gra mogła stać się przygodowym hitem. Odczucia fana tego gatunku psują w przypadku
Jenny LeClue - Detectivu frustrujące zadanie platformowe, pewne powtarzalność czynności, a czasami zbyt pewna siebie, trochę smarkata bohaterka. Może za jakiś czas, kiedyś, skuszę się na ponownie przejście gry, produkcja będzie w stanie bardziej mnie zachwycić, może odbiorą ją zupełnie inaczej. A tymczasem życzę wszystkim, którzy jeszcze w nią nie grali, miłej zabawy!
Serdecznie dziękujemy firmie GOG.com za udostępnienie gry do recenzji!
Recenzowaliśmy grę w wersji na komputery osobiste PC na
GOG.com.