Metal Gear Survive już od pierwszych zapowiedzi “
wiązało się” z wielką falą niezadowolenia oraz narzekania na tworzenie zupełnie innego tytułu osadzonego w ramach marki niejako zbudowanej przez Hideo Kojimę oraz jego zespół, który jeszcze do końca pobytu w Konami znany był jako Kojima Productions. Obecnie część twórców pracuje nad Death Stranding, a wydawca zdecydował się na zaserwowaniem nam kolejnej odsłony, która stanowi swego rodzaju spin-off dziejący się w alternatywnej rzeczywistości. Pojawiło się spore oburzenie a gracze rozpoczęli już nawet mały bojkot, czy jednak obie strony mają rację i czym im się to opłaca? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć w poniższej recenzji, do której gorąco Was zapraszam!
Zanim na dobre zaczniemy… :P Chciałbym gorąco podziękować Wydawnictwu Techland za udostępnienie kopii recenzenckiej.
Fabuła Metal Gear Survive
Akcja pozwala nam wcielić się w jednego ze zwykłych żołnierzy pracujących do niedawna dla Big Bossa. Mother Base w pewnym momencie poddane jest atakowi, w ramach którego cała mini armia musi się wycofać na inną, bezpieczną pozycję. Bohaterowie
Metal Gear Solid V uchodzą z życiem dzięki helikopterowi, jednakże nasz protagonista nie ma tyle szczęścia i zostaje w tajemniczych okolicznościach wciągnięty do dziwnego portalu.
Nagle okazuje się, że trafiliśmy do alternatywnego świata, a naszym pomocnikiem jest równie nieznany Goodluck. Nie mając szczególnego wyboru wykonujemy jego polecenia, aby uzyskać odpowiednią pozycję i zasoby do powrotu do naszego świata. Na naszej drodze napotykamy
Reeve’a, który w zasadzie również nie ma pojęcia co tutaj robi, dlaczego tu trafił, lecz bardzo mocno naciska na jak najszybsze wydostanie się z okolic pełnych
Wędrowców. Dite owiane zostało wielką falą mgły, która ogranicza nasze możliwości, jednakże za pewien czas dochodzimy do odkrycia otwierającego przed nami opustoszały obszar pustynny...
Opowieść nie jest prowadzona w jakiś ciekawy sposób, interesujące co najwyżej może być to, że dialogi bardzo często odbywają się na płaskim obrazku w tyle, na którym pojawiają się i odświeżają karty z imionami, grafikami oraz zapisem wypowiedzi, co dosyć mocno rzuca się w oczy i nie tylko źle wpływa na odbiór, ale także jest pójściem bardzo na skróty. Od czasu do czasu otrzymujemy w trakcie robienia zadań połączenia audio, jednakże prawie nigdy nie wnoszą one niczego ważnego, a stanowią jedynie rozszerzenie wcześniejszych rozmów. Generalnie niestety większość można pominąć i zwyczajnie moglibyśmy o nich zapomnieć i powrócić do znacznie bardziej interesującej i satysfakcjonującej zabawy.
Fabuła niestety należy raczej do tych średnio ciekawych, a na pewno nie zaskakujących i tak naprawdę jej obecność jedynie momentami tłumaczy co my tak naprawdę robimy w tym świecie i dlaczego się tutaj znaleźliśmy. Opowieść przedstawiana jest poprzez niektóre zadania, przy czym po niektórych od razu otrzymujemy do dyspozycji nową umiejętność czy narzędzia do zabawy. Co ciekawe dynamiki nie ma tutaj prawie w ogóle, w związku z czym nie odczuwamy żadnego problemu z tym, że niekiedy musimy się wybrać na małe polowanie, wyprawę po wodę lub surowce. Wiele z nich znajdziemy wokół dawnego Mother Base, lecz w tym przypadku niestety Konami nie było konsekwentne. Czasem mamy spore braki, by za chwilę mieć “bank” wypełniony absolutnie wszystkim co tylko możliwe jest to odnalezienia na stosunkowo obszernej mapie. Z resztą pewne surowce są regularnie odnawiane i w takich samym miejscach możemy się poratować dodatkowymi znaleziskami.
Rozgrywka/Mechaniki/Zapożyczenia
Metal Gear Survive to dość ciekawy przypadek w ramach, którego wykorzystano masę elementów z poprzedniej gry i przerobiono je lub rozbudowano o inne, bardziej pasujące do koncepcji innego gatunku. Twórcy w tym wypadku zdecydowali się pobranie masy elementów, które bardzo dobrze spisywały się w Metal Gear Solid V i w tym wypadku również wypadają równie dobrze. Skradanie się, zaawansowane zmiany pozycji, bazowanie słuchu oraz widoku, to wszystko pozwala graczowi na wykorzystanie wielkiej swobody podchodzenia do każdego wyzwania, przy czym w przypadku
Survive, pustynny i górzysty teren może zostać przez nas wykorzystany także przy walce z wieloma wrogami. Wanderers nie są zdolnie do wspinaczki, dzięki czemu możemy bez żadnego problemu tworzyć pułapki, przez które przeciwnik nie będzie w stanie przejść i stanie się bardzo łatwy do eliminacji.
Walka wręcz jest dla naszego protagonisty bardzo niebezpieczna, w związku z czym polegać będziemy musieli na budowaniu oraz odgrodzeniu się od wszelkiej maści rywali, którzy w grupach potrafią być piekielnie niebezpieczni.
Dostępne bronie niestety nie powalają swoją różnorodnością i w dodatku posiadają nieprzyjemny model stawiający na ograniczenie wybranego ekwipunku. Przez to na plecy możemy założyć albo dzidę albo łuk, co oczywiście rozumiem ze względu na sloty i taki pomysł, lecz ogranicza to niestety swobodę wyboru. Podobnie sprawa ma się z amunicją, ilością strzał czy długim zdobywaniem przepisów na lepsze przedmioty, przez co od samego początku nie czujemy satysfakcji ze zbierania i rozgrywka bardzo szybko przekształca się w nużący grind. Zapewne jest to powiązane z systemem skrzynek, jednakże w moim odczuciu nie mamy tutaj do czynienia z aż tak dużym zdewastowaniem flow. W sieci znalazłem sporo informacji dotyczących kwestii zapisu, jednakże ma to chyba miejsce z naszym awatarem, co oczywiście może być problemem dla kogoś grającego osobno w kooperacji i osobno samodzielnie. Osobiście jednak zostałem przy swoim jednym wojaku, w związku z czym tego nie odczułem, jednakże taki sam system znajduje się w darmowym World of Tanks, gdzie chociażby slotów na start mamy kilka, a nie słownie jeden.
Deweloperzy wstawili do
Metal Gear Survive naprawdę sporo zawartości, być może nawet za dużo, przez co wiele z nich jest dla nas obojętna i korzystamy z nich tylko w razie konieczności lub męczymy się z nimi przez cały czas, niestety. Nie można w tym wypadku mówić o takim elemencie pozytywnie, ponieważ jest tego zwyczajnie zbyt wiele, a
główny wątek fabularny staje się tak naprawdę wielkim, rozciągniętym i średnio interesującym tutorialem. Tempo jest naprawdę wolne, męczące i na dłuższą metę nużące, gdyż wyraźnie ogranicza nasze działania operacyjne w terenie. Walka jest dosyć sztywna i w jej przypadku, moim zdaniem, elementy stealth z
Metal Gear Solid V nie spisują się dobrze wobec nieskoordynowanych i bezgłowych potworów potrafiących na wiele sposobów sprawić nam spore nieprzyjemności, włącznie z wymogiem ponownego wczytania gry. To niestety również irytuje, ponieważ zapis jest automatyczny, lub ręczny, opcjonalnie, lecz w tej wersji wymagany jest jednak niespodziewany wymóg, czyli… wyłączenie gry. Tak, tylko cofając się do menu jesteśmy w stanie zapamiętać dokonany dotychczas progres. Oczywiście jest to drobnostka, jednakże na tyle często się powtarzająca, że zwyczajnie możemy poczuć w związku z tym zdenerwowanie.
Oczywiście to nie jest tak, że
Metal Gear Survive to fatalna gra, wręcz przeciwnie,
wiele jej elementów wykonano ze sporym pietyzmem oraz wkładem serca, zachowując przy tym kilka najbardziej charakterystycznych detali, za które fani mogli pokochać tytuły wychodzące jeszcze spod rąk Kojima Productions. Rozgrywka przy zapewnieniu sobie odpowiednich zapasów jest satysfakcjonująca, mierzenie się z wielkimi chmarami wrogów daje satysfakcję, a ich reakcja na otoczenie czy pułapki jest nie tylko urocza, ale także w pełni pozwala poczuć satysfakcję z odpowiedniego rozplanowania pola walki. Celowanie nawet na padzie jest przyjemne, odbywa się płynnie oraz dzięki różnego typu sztuczkom sprawia, że nie odczuwamy żadnego problemu z trafieniem nawet tak małych elementów jak błyszczące na czerwono kryształy, wystające z miejsca na głowę. Sterowanie jest stosunkowo proste i bardzo płynne, z czego praktycznie od zawsze słynął azjatycki rynek. Nie inaczej jest tutaj i
wyraźnie odczuć możemy to, że bez względu na kąt wychylenia drążka za każdym razem gra stara się doskonale odwzorować nasze żądanie.
Poziom trudności jest bardzo mocno zależy od tego jak rozumiemy i przyswoimy ogrom wiadomości powiązanych z masą mechanik i zmiennych, które musimy brać pod uwagę. Niestety przez to możemy mieć problem nie tylko z rozwijaniem się, ale także wykonywaniem kolejnych zadań czy poszukiwaniem kolejnych miejsc pełnych surowców. Dostępny jest także system podnoszenia poziomu naszego Kapitana, który niestety rozwija się bardzo topornie, przez co niekiedy jest bezbronny jak dziecko lub nie jest w stanie poradzić sobie z kilkoma dobrze (czytaj przypadkowo) wymierzonymi ciosami. Chwyt ze strony wrogów ewidentnie jest skopany, gdyż praktycznie za każdym razem gdy próbowałem wykonać mniej gwałtowny unik rywal był przyciągany do postaci, od tak, choć nie zaprzeczę, że jak zza wysokiej trawy coś chwyta protagonistę to nie sposób nie docenić starań w tym aspekcie. Poczuć można, że osoby odpowiadające za poszczególne elementy przyłożyły się do wielu szczegółów, jednakże specyficzny styl i wyraźne rzeczy pobrane z produkcji free to play (skrzynki, płatne sloty na postacie oraz możliwość uzyskania surowców po odczekaniu pewnego czasu), zupełnie ze sobą kontrastują oraz nawzajem tak naprawdę sobie przeszkadzają.
Oprawa audio-wizualna
Metal Gear Solid V już przy okazji Ground Zeroes potrafiło zaprezentować nam sporo pięknych widoczków, efektownych scen czy świetnie prezentujących się przerywników filmowych, które zdecydowanie przypadły do gustu fanom, nawet pomimo tego, że niektóre były bardzo, bardzo długie. Tutaj mamy sytuację przeciwną, gdzie scenki mają kilka sekund (z rzadka dłużej) i w bardzo dużej mierze koncentrują się tylko i wyłącznie na jak najszybszym przejściu do wspomnianych pisanych dialogów, dzięki czemu twórcy ominęli drogie w produkcji elementy wymagające fizycznego i finansowego udziału aktorów i całej technologii wchodzącej w wielki skład sesji motion capture.
Efekt końcowy moim zdaniem jest zwyczajnie słaby, tym bardziej, że mieli tyle gotowych lub wymagających jedynie przerobienia elementów z wcześniejszej części. Dziedzictwo MGS-a moim zdaniem wymaga od wydawcy i deweloperów pełnego wkładu, a nie jedynie pozornego, koncentrującego się na obniżeniu ilości funduszy na produkcję oraz nastawienia tylko i wyłącznie na zysk. To nie tylko nie wypada, ale także świadczy o niskiej odpowiedzialności oraz braku szacunku do wieloletnich fanów.
Nie zmienia to jednak faktu, że w ruchu
Metal Gear Survive prezentuje się naprawdę nieźle, nie tylko ze względu na ciekawy design głównego problemu dotykającego właśnie ten alternatywny świat. Tekstury już nie są najwyższej jakości, ale prezentują się nieźle, posiadają nowe, bardzo szczegółowe elementy, dodatki oraz zmiany działają pozytywnie, lecz ich działanie i wpływ nie są wystarczające i mając choćby podstawową wiedzę dotyczącą
MGS V, nie opuści nas wrażenie nie przypadkowego podobieństwa. Nowa część niestety posiada zdecydowanie zbyt ograniczone możliwości zaprezentowania nam tego czegoś rzeczywiście świeżego, a ostatecznie zaprzepaszczono okazję do rozwinięcia marki. Udźwiękowienie w pewnych momentach jest bardzo podobne, niejako nawiązując do podstawki, choć być może jest to tak naprawdę lekko zmodyfikowana kopia z piątej, głównej odsłony, w związku z czym praca wykonana została solidnie i stanowi rozwinięcie w ramach określonych już wcześniej podstaw.
Trochę lepiej prezentuje się sytuacja z grą aktorską, która pomimo tego, że nie jest jakaś wybitna, to stanowi dobry poziom i pozwala przynajmniej polubić główną obsadę oferującą nam kilka dowcipów czy sytuacji nieźle oddających pewne emocje. Muzyki przysięgam, nie pamiętam i szczerze powiedziawszy jak już się pojawia to zupełnie nie dodaje niczego do rozgrywki.
Podsumowanie Metal Gear Survive
Konami od samego początku udowodniło mi, że tak jak Electronic Arts, zamierza działać jak zwykła firma bazująca na pewnych motywach, narzędziach oraz elementach, które na papierze mogą zagwarantować uzyskanie sporego zysku. Niestety są to “
Gry z Excela”, produkty drugiej jak nie trzeciej kategorii, które przeplatają przyjemność z rozgrywki z potencjalnie irytującymi mechanikami, które zachęcać będą do wydawania dodatkowych środków.
Metal Gear Survive nie jest tak bardzo inwazyjne jak w przypadku niektórych gier z ostatniego roku, jednakże nie zmienia to faktu, że momentalnie rozgrywka bywa nie tylko ciężka, ale także męcząca nas “
w środku”. Po kilku godzinach możemy odczuć, że cała kampania dla pojedynczego gracza stanowi wielki tutorial stanowiący przygotowanie do trybu kooperacji, pozwalającej nam na pełne wykorzystanie sporej ilości systemów i mechanik, które wpakowano w ramach jednej produkcji. Dla osoby, która nie miała do czynienia z marką to tak naprawdę kolejny survivalowy tytuł, który niczego nie wnosi do gatunku, no chyba że komuś brakowało tego typu gier ze sznytem azjatyckim.
Skoro już o
Survive mowa, to
na ocenę niejako musi mieć wpływ to, że dalej mamy do czynienia z zabawą jedynie zmodyfikowaną wersją z Metal Gear Solid V, gdzie zwyczajnie widać wyraźnie różnicę, nie tylko w przypadku
The Phantom Pain, lecz nawet
The Ground Zeroes oferującego nam podobny pomysł na zachęcenie do spróbowania swoich sił. Pełnoprawna odsłona to budżet nie z tej ziemi oraz głębia i rozbudowanie, z którym ten sequel zwyczajnie nie ma żadnych szans w bezpośrednim porównaniu. Z “
przedstawką” wygląda to trochę lepiej, jednakże w dalszym ciągu niestety nowa odsłona zwyczajnie nie jest na tym samym poziomie i tak naprawdę lepiej postrzegać ją jako osobny byt, co jednak nie jest możliwe w tej rzeczywistości i po wypłynięciu całej sytuacji wewnątrz firmy.
Jeszcze raz bardzo dziękuję Wydawnictwu Techland za dostarczenie kopii recenzenckiej gry.
Dobrze, że wyszedł przynajmniej średniak, a nie katastrofa, na jaką się zapowiadało.