Trüberbrook lub
Truberbrook czy też
Trüberbrook – A Nerd Saves the World, bo z takimi tytułami możecie się spotkać, to przygodówka na którą czekałam od momentu jej zapowiedzi, z nadzieją i wiarą równą małemu dziecku. Po pierwsze z ciekawości jak też
studio btf poradziło sobie z ogromem pracy włożonej w powstanie działa przenoszącego świat rzeczywistych modeli miniaturowych, uchwyconych za pomocą skanera 3D, w rzeczywistość gry komputerowej, a po drugie z czystej i chyba odwzajemnionej miłości do przygodówek. Chęć zanurzenia się w niezwykłą, wydawałoby się sielską codzienność małego, górskiego, niemieckiego miasteczka Trüberbrook, spotęgowała wiadomość, iż gra będzie dostępna także w
polskiej wersji językowej, w formie napisów, co w świecie gier adventure codziennością nie jest. I oto w połowie miesiąca mój sen o leniwych (przynajmniej pozornie), posezonowych wakacjach, dzięki uprzejmości
GOG.com , stał się faktem, a ja mogłam w praktyce sprawdzić co tak naprawdę ukrywa się w Trüberbrook. Zatem nie przedłużając. Miłej lektury!
Ahoj przygodo! Bardzo pokręcona i.....niezwykle łatwa
O tym, że przygodówki snują fabularnie przedziwne opowieści, każdy fan tego gatunku wie nie od dziś. Nas przygodomaniaków nie dziwią podróże między wymiarami, nie robi już na nas wrażenia wieczne ratowanie świata i nie dziwi postawa super bohatera, w którego nasza postać wciela się niemal w każdej grze z tego gatunku. Przejmując kontrolę nad przygodowym protagonistą, na naszych barkach spoczywa dobro nie tylko lokalnej społeczności, ale i całej ludzkości, stajemy się lepsi, mądrzejsi, bardziej zaradni i tak naprawdę nikt i nic nie jest w stanie nas zadziwić. A jednak....
Na dzień dobry w Trüberbrook zaskoczyć nas może, przynajmniej tych, którzy byli przekonani iż grać będziemy męskim protagonistą, kobieca postać, którą z początku się zajmiemy. Z biegiem czasu, a mamy na to prolog i pięć rozdziałów możemy ulec przedziwnemu uczuciu zbytniej lekkości rozgrywki, dużemu uproszeniu i zaskakującej łatwości, która być może była zabiegiem celowym, a może jedynie wpadką przy pracy. Nie mniej jednak opisywana przeze mnie produkcja wpisuje się w przygodówkowy, nieco niewiarygodny fabularny kanon, w którym dziać się mogą różne dziwy.
Nie inaczej jest w Trüberbrook, grze stworzonej przez nieduże, niezależne niemieckie studio btf, które we współpracy z wydawnictwem Headup i WhisperGames przeniosło nas do uzdrowiskowego miasteczka Trüberbrook, gdzie w miesiącu wrześniu, czyli już po sezonie pojawia się Hans Tannhauser, amerykański doktor fizyki kwantowej, który ma tu spędzić urlop, wygrywając owe wakacje na loterii, w której ...o dziwo...nie brał udziału. Zaopatrzony w dyktafon, na którym nagrywa wiadomości dla tajemniczej Beverley, naukowiec rusza do sennego, niewielkiego pensjonatu, który z początkiem jesieni świeci pustkami, co daje Hansowi nadzieję na spokojne dokończenie swojego projektu w dziedzinie fizyki kwantowej. Gdy znużony długą podróżą zasypia, w jego pokoju pojawia się tajemniczy jegomość, który kradnie z walizki Hansa, notatki nad którymi pracował i znika, dosłownie i w przenośni, pozostawiając po sobie jedynie dziwne, świecące niebieską poświatą ślady. Śledztwo, którego wraz z napotkaną po drodze antropolożką o imieniu Gretchen, podejmuje się nasz protagonista, prowadzi go na ślad pewnej dziwnej korporacji, intrygi, a nawet wędrówki między planetarnej i między wymiarowej i jest początkiem barwnej opowieści, w którą szybko zostajemy wchłonięci, która choć brzmi i wygląda znajomo, jest bardzo przyjemna w odbiorze.
Ależ to jest śliczna przygodówka.....Wprost nie mogę się nadziwić! Klasyka....ale.....
Wspomniałam, iż gra jest angażująca, głównie za sprawą grywalności związanej z lekkością i łatwością rozgrywki, o której wkrótce napiszę, ale i dzięki cudownemu wykonaniu, emanującemu profesjonalizmem, zaangażowaniem, trudem i przede wszystkim sercem jaki deweloperzy włożyli w swój dopieszczony graficznie, przygodowy produkt. Pozwolicie więc, że troszkę się teraz pozachwycam szczegółowością wykonania, w której każdy model postaci, przypominam stworzony z materiału, drutu i wszelakiego tego typu produktów, umieszczony został w lokacjach wykonanych ręcznie, z uwzględnieniem najdrobniejszych szczegółów i szczególików, od wielkich domów, widokowego tarasu, górzystego krajobrazu, bagna z dziwną zieloną poświatą, po urokliwe jezioro z odbijającym się w nim widocznym na niebie wielkim Saturnem z jego majestatycznym pierścieniem, aż po każdą najdrobniejszą rzecz i niezwykle szczegółową postać, na przecudownie wyglądających tłach kończąc. O niewątpliwie urzekającej i klimatycznej grafice można w przypadku Trüberbrook mówić czy też pisać godzinami, a słowa w żadnym razie nie odzwierciedlą piękna lokacji, jakie twórcom udało się w ich grze oddać. Żeby w pełni zrozumieć o co mi chodzi, trzeba zwyczajnie zmierzyć się z grą i na własne oczy przekonać jaka jest piękna, oddając jednocześnie studiu btf honor, za mnóstwo pracy, za mozolne działania, które przyniosły tak spektakularny efekt, rzekłabym najładniejszej przygodówki ostatnich kilku lat.
W parze z graficznym wykonaniem występuje tu także sposób prezentacji przedmiotów, które obrazowane są w rysunkowy sposób. Zabierana jako trójwymiarowa rzecz, do ekwipunku, zlokalizowanego na górze ekranu, aktywowanego za pomocą klawisza "I" trafia już jako ręcznie rysowane dzieło. To połączenie 2D z 3D daje fajny efekt graficznej zabawy i przenikania się środowiska, w pełni się z rozgrywką komponując i nadając jej bardzo przyjemny, nieco zawadiacki i innowacyjny ton, który autorzy próbowali przenieść do samej rozgrywki, co niestety bardzo ją uprościło.
Trüberbrook jest klasyczną przygodówką, sterowaną za pomocą myszy, jednego jej kliknięcia, które skupia wszystkie niezbędne przygodowe opcje, czyli możliwość przyjrzenia się przedmiotowi, miejscu lub osobie, rozmowę, lub poprowadzenie dialogu, użycie czy też wykorzystanie przedmiotu. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie ta ostatnia wspomniana przeze mnie funkcja. Otóż dzieło studia btf choć klasyką stoi, w ogóle nie stawia na przygodowe, umysłowe wyzwania ograniczając je do minimum. Nie uświadczymy tu typowych zagadek przedmiotowych, w których zebrany przedmiot trafiający do naszego inwentarza musi być przez nas właściwie wykorzystany i to my mamy wymyślić jaka to ma być rzecz. W przypadku Trüberbrook gra to działanie wykonuje za nas. Odnaleziony przez gracza przedmiot niby w tym ekwipunku jest, niby możemy go obejrzeć, ale cóż z tego, skoro nasza czynność w tym wypadku odnosi się tylko do kliknięcia na ikonę "trybiku" w growym interfejsie. Zero kombinowania co z czym i gdzie, zero zabawy i przyjemności, a możliwość używania klawisza "spacji" do podświetlania aktywnych miejsc w lokacji, tak zwanych "hot - spostów" ogranicza dodatkowo nasze działania jedynie do odtwarzania czynności, do prowadzenie gry, która tak naprawdę przechodzi się sama.
Nawiązując do niezwykłej lekkości i łatwości rozgrywki nie sposób nie uwzględnić praktycznego braku typowo logicznych zagadek, które jeśli jakieś są, to nie wymagają od gracza super analitycznego umysłu i wielkiego zaangażowania. Jeśli Trüberbrook jest produkcją przygodową przeznaczoną dla początkujących w tym gatunku graczy, to jest trafiona w przysłowiowy "punkt", bo ma to wszystko, co przygodówka w tym sensie powinna posiadać, ale jeśli grają w nią gracze zaawansowani, to ci poczują, podobnie jak ja, pewien niedosyt, a może nawet rozczarowanie zbyt dużym uproszczeniem i tak nielubianym przez maniaków przygodówek, prowadzeniem za rączkę. Problemem jest także sam ekwipunek, który stanowi w grze jedynie dodatek (równie dobrze mogłoby go tam wcale nie być), gdyż przedmioty nie są z niego wyciągane, mało tego, nie są także w nim nazwane. Zabierając jakąś rzecz, niejednokrotnie musimy się zastanawiać co właśnie wzięliśmy, choć w gruncie rzeczy ma to znaczenie drugorzędne, bowiem znaleziony przedmiot, gra i tak sama za nas właściwie wykorzysta.
Klasyczność przygodowej formy psuje także brak możliwości zapisu rozgrywki w dowolnym momencie, co w produkcjach tego typu jest zmorą i udziwnieniem, którego ja zrozumieć nie mogę. Na pocieszenie twórcy dali możliwość wyboru trzech odrębnych profili, na których możemy rozgrywać grę podzieloną na kilka rozdziałów obejmujących około 7 - 8 godzin zabawy.
Zupełnie nie wiem jak mam odnieść się do pewnej losowości w grze, która pod koniec staje się istotna, bo decyduje o jej zakończeniu. Mając do wyboru opcje dialogowe bez tekstu, którego nie ma, albo wybierzemy pierwsza linijkę od góry (jak ja) albo dokonamy zupełnie przypadkowego wyboru, tracąc możliwość decydowanie o zakończeniu opowieści, co wydaje się co najmniej kontrowersyjne.
Nie tylko ładna, ale i dobrze zdubbingowana i urocza dźwiękowo to przygodówka
Niepodważalną zaletą tejże produkcji, oprócz doskonałej, urzekającej grafiki, jest nie tylko świetna praca aktorska w wersji dubbingowej, szczególnie niemieckiej, ale i samo udźwiękowienie Trüberbrook, zarówno w dźwiękach otoczenia, jak w warstwie muzycznej, idealnie wpisującej się w klimat dziwności i typowości świata lat 60-tych ubiegłego wieku. Nostalgiczny, nieco leniwy klimacik, muzycznie przeplatany jest zarówno spokojnymi motywami, jak i tymi naładowanymi emocjami, które wiążą się z nutką tajemniczości, a tej grze nie brakuje.
Wracając do samej pracy aktorskiej, to miałam niekłamaną przyjemność grać zarówno w wersję z angielskim, jak i niemieckim dubbingiem i w jednym i drugim przypadku z polskimi napisami, co jest kolejną zaletą tej gry, tym bardziej, że jest to tłumaczenie pozbawione uchybień, błędów czy literówek, a głosy aktorów, a jest ich sporo, słucha się bardzo przyjemnie, choć Hans w wersji angielskiej rozkręca się jakby powoli i mniej więcej w połowie gry zyskuje na jakości, oddając wszystkie głosowe emocje jak należy.
Jest poprawnie, czasami nawet bardzo dobrze, choć wpadki się zdarzają
Niestety Trüberbrook, jak niemal każda niezależna przygodówka nie uniknęła błędów i niedoróbek lub pewnych niedociągnięć, które w mniejszym lub w większym stopniu rzucają się w oczy, albo są przez gracza wyczuwalne i nieco drażniące, choć trzeba tu zaznaczyć, że deweloperzy reagują na uwagi graczy, ciągle aktualizując i poprawiając wyłapane przez nich problemy, między innymi optymalizację, która spadała w niektórych lokacjach oraz animacje, z którymi wielu graczy, także ja, miała problemy. Na plan pierwszy wysuwa się jednak ciągle obecny brak reakcji protagonisty na nasze działania. Hans wiele razy, nawet gdy klikniemy myszką nakazując mu właściwy kierunek wędrówki, nie reaguje i stoi w miejscu. Na minus zaliczam także skądinąd świetną piosenkę, której tekst w grze nie został przetłumaczony na język polski, podobnie jak artykuły w gazetach, ale na to można przymknąć oko.
Podsumowań recenzji Truberbrook - A Nerd Saves the World czas nadszedł. Więc do dzieła!
Z upragnionymi grami zwykle tak bywa, że oczekujemy od nich czegoś więcej, spodziewamy się przygodowych uniesień i emocjonalnego i przede wszystkim przygodowo-logicznego spełniania. Trüberbrook przynosi nam je jedynie w połowie, ciesząc niesamowicie wyglądającą warstwą graficzną i cudną muzyczną, a nieco rozczarowując prostotą i banalnością wyzwań umysłowych, których tak naprawdę w grze nie ma. Jeśli lubicie lekkie, przyjemne i proste przygodówki lub jesteście graczami, którym ten gatunek jest raczej obcy, to śmiało sięgajcie po ten tytuł, bo bawić będzie się przednio. Jeśli jednak przeszliście w swoim życiu już całe mnóstwo gier skupionych na przygodowych zagadkach, to nastawcie się raczej na opowieść, a nie koncentrujcie na zagadkach, wyjdzie Wam to na zdrowie. Miłego grania Wam życzę!
Serdecznie dziękujemy firmie GOG.com za udostępnienie kopii recenzenckiej!