„Riven: The Sequel to Myst”, jak już sama nazwa wskazuje, to kontynuacja cyklu gier, w której istotą są przeróżnej maści i trudności zagadki oraz zadania logiczne. Ponieważ postanowiłam, że wrócę do krainy Myst i przejdę wszystkie jej części, a niedawno skończyłam (z wielkimi problemami technicznymi, pierwszą jej odsłonę), to idąc wytyczonym przeze mnie szlakiem, zainstalowałam kolejną część, czyli „Riven”, którą posiadam w odnowionej i wydanej w 2006 roku Kolekcji Klasyki od Ubisoft.
Wiedziona problemami natury technicznej, z którymi borykałam się podczas rozgrywki w „Myst: Masterpiece Edition”, naszykowałam się psychicznie na kolejne problemy, ale o dziwo gra działała jak należy. Pozostał jednak dalej problem z robieniem zrzutów ekranu. Podobnie jak w części poprzedniej, tak i w tej, żaden posiadany przeze mnie program do screenów, nie działał. Chcąc nie chcąc, musiałam robić fotki ręcznie i tu zrodził się duży problem, a może jedynie utrudnienie. Gdy tylko zrzuciłam grę na pasek, żeby wkleić zrobionego przez mnie śliczniutkiego screena, gra natychmiast się wieszała, po czym szuflada czytnika wysuwała się i to był koniec mojej zabawy. Dlatego też, z bólem serca, po każdym „zaliczonym” kliknięciu klawisza Print Screen musiałam zamykać grę. Na szczęście, autorzy Riven, studio Cyan Inc dało mi i nie tylko, oczywiście, możliwość nieograniczonych zapisów i w przypadku drugiej odsłony, w przeciwieństwie do poprzedniczki, zapisy w „Riven” działały bez zarzutu.
Przeniosłam się zatem kolejny raz w imaginowany świat, stworzonych przez Atrusa i jego ojca Gehna krain. Wcieliłam się w bliżej mi nie znanego człowieka, który zostaje poproszony przez Atrusa o uwolnienie jego żony, Catheriny, który zastała uwięziona na wyspie Riven. Atrus wręcza mi zieloną księgę, rodzaj więzienia, w którym mam zamknąć Gehna. Wysył mnie na wyspę, która jak się okazuje sama w sobie jest pułapką i z której ja biedaczek, ratując Catherinę sam muszę się wydostać. Niestety po przybyciu na miejsce, ląduje w klatce, chwilę później tracę zieloną księgę, by za moment obserwować jak jakiś dziwacznie przebrany tubylec ratuje mnie z opresji i ucieka. Jestem wolny, ale radzić muszę sobie sam.
Tak, radzić będziecie musieli sobie sami, a jest tu co robić. Podobnie jak w części pierwszej, grę obsługujemy za pomocą myszki, lewym jej przyciskiem. Tu wszystko jest niezmierne ważne i każda notatka, każdy zapisek, czy symbol musi być przez nas notowany, bo z pewnością, tu, czy w innym miejscu zostanie on wykorzystany, by rozwiązać jedną z wielu zagadek, jakie czekają nas w Riven. A czekać nas będzie ich cały ogrom. Nie jest do rodzaj gry dla początkujących graczy, nie dla takich, którzy chcą spędzić czas grając w prościutką i lekką grę. Tutaj trzeba niezwykłego skupienia, ruszania szarymi komórkami, stosu notatek, ale każda samodzielna wykonana zagadka daje graczowi niezwykłą satysfakcję, potęgowaną klimatem gry i widokami jakie nas otaczają.
W „Myst” narzekałam na statyczne lokacje, na mdłość grafiki i pustkę, która mnie otaczała. W „Riven” zaś zostało to poprawione i ulepszone i już z ekranu nie zieje nudą i pustką. Spotykamy ludzi, z którymi nie rozmawiamy, ale słuchamy co mają nam do powiedzenia. Na kolejnych wyspach napotykamy przedziwne zwierzaki, a wszystko przeplatane jest naturalnymi i bardzo wiarygodnymi dźwiękami otoczenia i animacjami, których w grze jest bardzo dużo. Niestety z przerywnikami filmowymi miałam problemy i to spore. Większość z nich cięła się niemiłosiernie, toteż nie słyszałam co do mnie mówią osoby, które aktualnie w nich gościły.
Graficznie gra jest o niebo lepsza od poprzedniczki, bardziej szczegółowa, różnobarwna i zdecydowanie milsza dla oka.
Mamy też większą swobodę ruchów, choć dalej wędrujemy określonym przez grę schematem. Mocną stroną tej produkcji są zagadki, ale i także muzyka, której jest dużo więcej niźli w pierwszej części, jest różnorodna i podkreśla charakter gry.
W Polsce „Riven” podobnie jak „Myst”, został wydany w języku ojczystym, w pełnej lokalizacji, czyli z dubbingiem. Spolszczenie gry wykonano bardzo profesjonalnie, bez większych uchybień.
„Riven: The Sequel to Myst”, to doskonała kontynuacja serii, w którą w porównaniu do „Myst” grało mi się bardzo, bardzo przyjemnie. Poprawiono w niej wiele rzeczy, ulepszono, wiele udoskonalono i efekt jest widoczny gołym okiem. Zrezygnowano też z przedziwnych, nielogicznych i zbyt trudnych zagadek, które znaleźć można w pierwszej odsłonie. Cóż mogę więcej napisać? Polecam ją wszystkim mystomaniakom i nie tylko i od razu zaczynam kolejną grę z serii „Myst”.
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu