Projekty
Ragnara Tørnquista i Red Thread Games kojarzą się nam graczom z klasycznymi przygodówkami o wielowątkowej fabule. Seria
The Longest Journey kontynuowana przez Ragnara w
Dreamfall Chapters to narracyjna, baśniowa i wzruszająca opowieść w pięknej oprawie graficznej.
Draugen, choć tematycznie odbiega od
Dreamfalla, jest w wielu aspektach do niego bardzo podobny, ale i jednocześnie zaskakująco różny. Jakie naprawdę jest ostatnie dzieło Red Thread Games? O tym dowiecie się z recenzji powstałej dzięki uprzejmości
GOG.com, któremu bardzo serdecznie dziękujemy.
W Draugen historia przenosi nas na malowniczą wyspę norweskich fiordów, do niewielkiego miasteczka Graavik. Pojawia się tam pewnego dnia protagonista gry, dojrzały mężczyzna, Amerykanin, Edward Charles Harden. Towarzyszy mu nastoletnia dziewczyna o chłopięcym stylu bycia i niezwykłym temperamencie, Alice, zwana Lessie. Jest rok 1923. Charles, do którego nastoletnia przyjaciółka pieszczotliwie zwraca się Teddy Bear, otrzymał tajemniczy list od swojej zaginionej siostry. Dziennikarka Betty, mieszkająca na stałe w Nowym Yorku, postanowiła bliżej poznać Norwegię, a miejscem, w którym może przebywać teraz, jest właśnie Graavik. Braterska miłość i tęsknota pcha Charlesa ku siostrze, którą ma nadzieję tu odnaleźć. Problem w tym, że po przybyciu na miejsce, do posiadłości rodziny Fretlands, na której progu mają powitać go gospodarze, Harden nie spotyka zupełnie nikogo. Miasteczko jest puste, jakby wymarłe i jak się wkrótce okazuje skrywa mroczną tajemnicę.
Rozpoczynając rozgrywkę, już w pierwszych jej monetach
odnieść można wrażenie, że podobieństwo Draugena do serii Dreamfall jest olbrzymie, niemal namacalne. Wyglądający bardzo podobnie jak w
Dreamfall Chapters interfejs, styl graficzny przywodzący obrazy przygód Zoë Castillo, znajomy głos głównego bohatera, przyjemnie dla ucha, bardzo podobna nuta muzyczna. Przygodówka wydaje się być tym co już gdzieś widzieliśmy, co znamy i co może się nam podobać, a jednak..... To, że kilka jej elementów wydaje się spójne ze stylem tworzenia Red Thread Games, w przypadku
Draugena nie oznacza jednak tego samego.
Przede wszystkim dostajemy opowieść w miarę współczesną, nie związaną w żadnym razie z baśniowością, rozgrywającą się w latach 20-tych ubiegłego wieku. Dzieło określane jako thriller i takim niewątpliwie jest, karty swojej opowieści ujawnia graczom jednak zbyt szybko, mniej więcej w połowie dość krótkiej rozgrywki, która oscyluje w granicach czterech godzin. Zaskakujący jest fakt odejścia twórców od momentu zaskoczenia, growego "wow", które w Draugenie niestety nie występuję. Wiemy przecież, znamy i cenimy zdolności scenariuszowego opowiadania historii przez Ragnara Tørnquista, dlatego fakt ten podwójnie boli. Owszem jest napięcie, jest i klimacik, potęgowany przede wszystkim przepiękną grafiką i niesamowitą ścieżką dźwiękową. Atmosferę budują także doskonałe dialogi i w miarę płynna, intrygująca fabuła. Choć jest jak widzicie dużo zalet, coś jednak grze brakuje, czegoś nie starcza, czegoś jest mało, dużo za mało. Niestety bywa płytko, jest przewidywalnie i przede wszystkim krótko.
Fabułę w opisywanym przeze mnie tytule można by było opisać dosłownie w kilku zdaniach. Niewątpliwie jest intrygująca, niesie z sobą smutek, wewnętrzny ból, cierpienie rozłąki i nieumiejętność zaakceptowania prawdy, bolesnej, trudnej, ale jakże potrzebnej.
Draugen jednak nie kręci się tylko wokół jednego wątku. Nie opowiada jedynie o woli odnalezienia siostry,
ale dość szybko nakreśla zupełnie inną fabularną drogę, która wiedzie ścieżkami kiedyś uczęszczanymi przez rodzinę Fretland. I choć ta historia wydaje się być ciekawsza i bardziej mroczna, to nijak nie łączy się z głównym wątkiem, w którym Charles szuka zaginionej siostry. Gdy przyjrzymy się opowieści bliżej i wczujemy w wahania nastrojów naszego bohatera, gdy gra odsłoni już przed nami wszystkie karty, nagle odkryjemy, że
oprócz dwóch różnych fabularnych aspektów, wkrada się po cichu także kolejny, niezwykle ludzki. Nakreślony przez autorów wyraźny psychologiczny przekaz
Draugen, ma swoje plusy - dramatyzm, ale i minusy - miesza nam w głowach.
Draugen odchodzi także od formy znanej ze staroszkolnych przygodówkek, w których na pierwszy plan wysuwały się zagadki, łamigłówki i wszelakie logiczne zadania.
Nie ma wprawdzie w rozgrywce elementów zręcznościowych, ani nic związanego z akcją czy czynnościami jej zbliżonymi, ale nie uświadczymy także zadań czysto przygodowych. Nie zbieramy przedmiotów bo nie ma ekwipunku, nie rozwiązujemy łamigłówek, gdyż skupiamy się jedynie na eksploracji, rozmowach i narracji, która jest motywem przewodnim tego dzieła. Jeśli miałabym przypisać
Draugen do jakiegoś przygodowe podgatunku, to byłby to
eksploracyjny symulator chodzenia z elementami thrillera.
Opisywana przeze mnie produkcja to gra przeciwieństw i sprzeczności. Utrzymana w mrocznym klimacie łączy w sobie różnie fabularnie wątki. Przeciwstawność widać także w samym bohaterach. Podobno przeciwieństwa się przyciągają....i odczuć można to wyraźnie właśnie w
Draugen. Spokojny, nieco leniwy, opanowany, ale i melancholijny oraz sentymentalny Charles i pogodna, pełna życia, gadatliwa i ruchliwa Alice. Postacie jakże różne, a mimo tego tak dobrze się uzupełniające. Irytującym może wydawać się dziecięcy, infantylny i nonszalancki sposób bycia Lissie. Ale gdy zgłębimy fabułę, gdy po kilku rozdziałach dojdziemy do finału opowieści,
zdamy sobie sprawę z faktycznej relacji tych dwojga jakże różnych ludzi, bo ma ona w Draugen drugie dno.
Motorem napędowym przygodówki
Draugen oprócz nostalgicznej opowieści o przemijaniu, są dialogi, które wynoszą grę na wyżyny kunsztu. Dyskusje jakie prowadzą ze sobą Charles i Alice zdecydowanie nie są płytkie, miałkie i bezowocne, ale rozsądne, głębokie i niezwykle ludzkie.
Nie tyle wnoszą do fabuły coś nowego, ale pozwalają zastanowić się nad tym jak żyjemy, po co żyjemy i co w naszym bytowaniu jest tak naprawdę ważne. Do tego dochodzi rewelacyjna pracy aktorów, którzy oddają napięcie jakie towarzyszyło im w iście mistrzowski sposób. Cudowny, niski, męski głos
Nicholasa Boultona, który mnie już zawsze kojarzyć się będzie z Kianem Alvane z
Dreamfall Chapters, wyrażał tyle emocji ile postać Charlesa miała w danej chwili prezentować. Poirytowanie, zmęczenie, znudzenie, bezsilność, radość, złość, nadzieję, tyle i aż tyle. Wszystko to niosło się w eter wraz z zabarwieniem głosu tego aktora, budując prawdziwą historię, w którą zwyczajnie szybko wniknęłam i którą tak przyjemnie mi się słuchało. Równie doskonała w swej roli jest w Draugen
Skye Deva Bennett jako siedemnastoletnia Alice, Lissie. Dziewczę tak pełne energii, którą trudno spożytkować, ale i mądre, oddane i nieco zaborcze. Młoda kobietka, którą trzeba się opiekować, mieć ją na oku, a ona odwdzięczy się przyjaźnią i oddaniem.
Draugen to opowieść dwojga ludzi na pustej wyspie pełnej tajemnic. To także, mimo braku klasyczności, przygodówka, która ma swoje charakterystyczne elementy. Jednym z nich, który
nieco drażnił mnie w produkcji, bądź co bądź eksploracyjnej, jest jej liniowość. Niby możemy łazić gdzie nam się podoba, obserwować piękne norweskie widoki, rozmawiać z Lissie na różne tematy, a jednak jesteśmy zdani na kolejność z góry nam przez twórców narzuconą. Nie przeczytamy pamiętnika, który nagle przestał być dostępny, bo zrobiliśmy to wcześniej niż twórcy to przewidzieli. Nie obejrzymy obrazu, bo to jeszcze nie ten moment. Takie przykłady można w
Draugen mnożyć. Mimo mojego zrozumienia, że związane są one z czysto fabularnym aspektem, to wywołują jakiś niesmak i niedosyt. W końcu od pewnych gier wymaga się przecież więcej.
Pod względem sterowania i mechaniki, najnowsze dzieło Red Thread Games nie odbiega od współczesnych standardów. Grę obsługujemy za pomocą klawiszy WSAD oraz myszy, przywołując niektóre jej elementy także innymi przyciskami na klawiaturze. Możemy na przykład dokonać zbliżenia na postać czy też miejsce klikając klawisz "E". Ciekawym rozwiązaniem jest pewne forma, nazwę to echolokacji, nawoływania naszej prędkiej, pełnej werwy przyjaciółki, która ciągle znika nam z oczu. Wystarczy, że przyciśniemy "F" na klawiaturze, a Charles zawoła Lessie, ona nie tylko odpowie, ale na ekranie pojawi się migający, mglisty punkt wskazujący gdzie obecnie się znajduje. Fajnym dodatkiem jest nie tylko notatnik, który ja cenię sobie w przygodówkach, ale i możliwość relaksacyjnego odpoczynku. Podczas wędrówki po urokliwej okolicy możemy bowiem na chwilę przysiąść na kamieniu, ławce czy też studni, a wtedy Charles zacznie rysować. Obracający się, zaprezentowany z wielu perspektyw obraz widziany oczami Amerykanina, podziwiać możemy do woli. Mało tego, rysunek zostaje faktycznie ukończony i gdy tylko tak zadecydujemy, poprzez kliknięcie myszki, pojawi się w naszym pamiętniku.
Piękno upamiętnione na odręcznym rysunku w dzienniku protagonisty jest oczywiście niewspółmierne z urokiem lokacji, które przyszło mi w grze zwiedzać. Nigdy nie byłam w Norwegii, nigdy nie wdychałam rześkiego górskiego powietrza norweskich fiordów, ale
dzięki grze mogłam przenieść się tam w sposób wirtualny. Niemal odczułam na własnej skórze zimną taflę jeziora, czułam na twarzy jesienny powiew surowego klimatu. Spacerując i w wyobraźni chłonąc klimat fiordów, równocześnie podziwiałam uroki graficzne tej przygodowej produkcji. Pięknie oddane góry, skrzące się jezioro odbijające promienie słoneczne, ubarwione jesienią kolorowe liście czy pokryte śniegiem wierzchołki gór. Równie pięknie co otoczenie prezentują się w
Draugen postaci. Lessie jest urocza, zadziorna i prawdziwa, także graficznie, podobnie jak Charles, który ma na szczęście swoje odbicie w lustrze, o czym twórcy gier często zapominają.
Uroku produkcji dodaje i spaja
klimatyczna i przepiękna ścieżka dźwiękowa stworzona przez Simona Poole'a, autora soundtracku do
Dreamfall Chapters. Muzyka w
Draugen płynnie wkomponowuje się w nastrój Norwegii, w atmosferę tego miejsca, które mimo pustki żyje tajemnicą, zagadką i śmiercią.
Podsumowując
Draugen to krótka, ale intrygująca przygodowo - eksploracyjna podróż, która momentami nie grzeszy spójnością. Brakuje jej mocniejszego wyrazu i tego czegoś, co ma seria
Dreamfall, niepowtarzalności. Prosta rozgrywka jest zbyt liniowa, a wciągająca i intrygująca historia za szybko odkrywa swe karty. Gra jednak jest tak urocza graficznie, tak dobrze odegrana aktorsko i posiada tak cudowną ścieżkę dźwiękową, że choćby dla niej samej, warto wybrać się w ten spacer po norweskich fiordach w wykonaniu Red Thread Games.
Serdecznie dziękujemy GOG.com za udostępnienie gry do recenzji!
Testowaliśmy wersję gry na komputery osobiste na GOG.com.