Na przestrzeni wielu lat powiedzieć sobie warto, że marka Alone in the Dark przeszła sporą drogę. Ostatni tytuł ukazał się w 2008 roku i był czymś zupełnie nowym, aniżeli omawiany właśnie remake. Po kilkunastu latach fani doczekali się wielkiego powrotu, który nie stara się szukać ponownie czegoś nowego. Tym razem Pieces Interactive oraz THQ Nordic w przypadku swojego Alone in the Dark zdecydowały się na powrót do korzeni cyklu, starając się zaprezentować ponownie historię Edwarda i Emily. Już pierwsze materiały wideo były o dziwo… niezwykle wierne temu, co ostatecznie otrzymaliśmy.
Tę szczerość zdecydowanie warto docenić, ponieważ wspomniane firmy nie chciały usilnie zadziwić graczy, starając się po prostu skutecznie przywrócić klasykę na nowoczesny rynek. Nie jest to powrót tak spektakularny niczym Resident Evil 2 remake, ale… w ramach swojego budżetu stara się zrobić wszystko, aby fani byli ukontentowani, a nowe osoby mogły zrozumieć, co sprawiło, że marka przez tyle lat cieszyła się sporym uznaniem.
Tak jak wspomniałem fabuła Alone in the Dark z 2024 roku prezentuje graczom powrót duetu Edward Carnby lub Emily Hartwood. Już na wstępie możemy wybrać określoną postać, której opowieść niezwykle mocno łączy się z drugą. Pojawiają się pewne różnice, choć nie są one tak widoczne jak w historiach od Capcomu, które w ostatnich latach cieszyły się sporym zainteresowaniem. Emily oraz Edward starają się rozwikłać zagadkę Derceto oraz tajemniczego zniknięcia Jeremy’ego. Oboje krok po kroku wkraczają do miejsca, które blisko siebie gromadzi znaną nam rzeczywistość oraz tajemniczy mrok, wypełniający nawet ich własne dusze i umysły.
Oboje w trakcie prowadzenia swojego śledztwa zaczynają odkrywać sekrety, które w zależności od tego jak podchodzimy do rozgrywki, są nam ujawniane. Jednocześnie autorzy jeszcze przed premierą zapowiedzieli, że fani, którzy zdecydują się na podejście numer dwa i trzy, mogą liczyć na dodatkowe zakończenia, rzucające nieco inne światło na wydarzenia. To także w ich ramach możliwe jest faktyczne pozyskanie wszystkich znajdziek oraz zapoznanie się z dodatkowymi wątkami czy opisami, rzucającymi większą głębię dla wydarzeń czy znanych nam bohaterów.
O ile w zasadzie wszystkie narzędzia narracyjne są klasyczne, o tyle najwięksi fani mogą zdecydowanie docenić fakt postawienia na dodatkową funkcję. Tą jest zestaw imponującej liczby nagranych komentarzy reżysera gry, który opowiada o poszczególnych rozwiązaniach, pomysłach oraz połączeniu klasyki ze współczesnością. Najwięksi sympatycy marki z pewnością docenią ten aspekt, choć nie każdy będzie czerpał z niej równie sporą ilość satysfakcji. Ot przegląd poruszanych tematów jest spory, a same nagrania w przedpremierowej wersji były wyjątkowo ciche, przez co niekiedy musiałem się mocno wysilić, aby domyślić się co mówi reżyser gry.
W trakcie ogrywania już na etapie pierwszych minut odświeżonego pierwszego Alone in the Dark przekonujemy się o tym, jak dziwna jest to historia. Trudno to inaczej oceniać, gdyż podobieństwa do Residentów są oczywiste, a… obie marki zupełnie inaczej kształtowały swoją pierwotną historię. Tym razem Capcom był pierwszy, a rywale nadrabiają, choć… na mniejszą skalę. Niestety powiedzieć sobie możemy szczerze, że hasło “Resident Evil w domu” byłoby idealnym określeniem na ten remake. Czujemy tutaj niemalże skopiowane niektórej mechaniki czy pomysłów, o ile część z nich ma sens, o tyle pozostałe takie jak specjalne animacje otwierania drzwi są całkowicie zbyteczne.
To jednak nie jest aż tak duży problem, jak inne zagadnienie. Otóż już od pierwszych kilku chwil czujemy, że rozgrywka jest… niezwykle sztywna. Poruszanie się bywa ograniczone, co najmocniej uwidacznia się przy niektórych krawężnikach blokujących Emily czy Edwarda. Dodatkowo interakcje nie zawsze przechodzą wygodnie, niekiedy znajdujące się obok siebie przedmioty bywają być trudne do sięgnięcia czy zwyczajnego trafienia w odpowiedni punkt. Walka wręcz jest dość umowna, uniki bywają problematyczne, a niektóre sekwencje nie wgrywają się tak jak należy. Bywają chwile, gdy nie wiemy, co powinniśmy robić lub korzystamy z dostępnych narzędzi, ale informacje z nich uzyskiwane nie są w pełni jasne. Problemy najmocniej uwidaczniają się w małych pomieszczeniach, natomiast w większych czujemy to poprzez sterowanie na klawiaturze. Odczuwalny jest fakt, że produkcja projektowana była pod kątem sterowania z użyciem pada. Niemniej na PC-towej klasyce bawiłem się okej i nie natrafiłem na żadne większe kłopoty.
System strzelania w dłuższej perspektywie wypada lepiej, co początkowo mnie nie przekonywało. Otóż poprzez charakterystyczny system celowania mamy do czynienia z sytuacją, gdy nie możemy ot tak sobie strzelać. W zasadzie deweloperom udało się… wymusić nieco system z posyłaniem pocisków z pozycji w pełni stojącej. Gdy wykonujemy zbyt szybki ruch lub próbujemy pistoletem czy strzelbą zbyt szybko zaatakować, nasz celownik chaotycznie ucieknie. To oznacza, że musimy faktycznie przycelować i zadziałać skutecznie, gdyż amunicji nie ma super dużo. Po początkowym niezadowoleniu… zrozumiałem, o jaki zabieg chodzi i naprawdę go doceniłem. Co prawda w przypadku zawodowego detektywa trochę to wadzi, ale… całościowo pozwala zachować horrorowość, a to moim zdaniem ma znacznie większe znacznie w tym tytule.
Odświeżone Alone in the Dark to kolejny przykład skutecznego przeniesienia klasyka do współczesności, choć powiedzieć sobie trzeba jasno, że w 2024 roku są produkcje przyjemniej wypadające. Liczne zagadki są atrakcyjne, bazują na dawnych czy konkurencyjnych pomysłach, nie wszystko jest równie jasne, ale przynajmniej zachęca nad do pomyślenia i nie próbuje od razu nas poprawiać czy rozwiązywać zagadek za nas. Nie zabraknie sprytnych zagrań, sporej różnorodności aktywności, prób radzenia sobie z kwestią stałego powracania do tych samych pokoi czy zadziwiania graczy w ramach tych samych czynności.
Przez cały czas rozgrywki odczuwamy, że mamy zwyczajnie do czynienia z mniejszą propozycją, która nie przegrywa ze względu na swoją długość, ale przez zrozumiałe ograniczenia. Braki były już wcześniej widoczne, ale najgorzej jest w dziedzinie porażki zespołu z presją pytań. Otóż tempo poruszania się Edwarda i Emily jest w większości przypadków fatalne, w zasadzie cały czas grałem ze wciśniętym sprintem, gdyż chodzenie jest tak powolne, że aż się odechciewa grać. To tylko męczy dłonie oraz powoduje, że tracimy przyjemność z zabawy. Pojawia się zbędna frustracja, której wynik godziny czy półtorej więcej zabawy, nie wynagrodzą. A spacerów w produkcji nie brakuje, co tym bardziej uwidacznia sztuczne jej przedłużanie. To nigdy nie wypalało i… nie inaczej jest w tym przypadku. Szkoda, gdyż pomimo odczuwalnego “drewna”, ograniczeń budżetowych… gra ma w sobie to coś. No, ale nie zdziwi mnie, gdy już na początku ktoś stwierdzi, że poczeka na aktualizację przyspieszającą poruszanie się. Męczenie się to coś, co zdecydowanie nie pasuje do takiego medium jak gry wideo. I nawet najlepsza gra aktorska, gęsty klimat oraz sprytne zagrania autorów nie wystarczą, aby wynagrodzić te uciążliwości.
Od pewnego czasu zdecydowanie w oczy rzucał się mało imponujący obraz oprawy graficznej. Niestety pełna wersja pomimo pewnych usprawnień i ambitnie nazwanych trybów ustawień nie zmienia wiele na plus. Fakt, gdy wybierzemy najwyższy zakres szczegółowości ze sporym wsparciem dodatkowych funkcji, uzyskujemy solidny obraz. Niższy budżet rzuca się w oczy w trakcie ogrywania nowego Alone in the Dark, choć nie zawsze jest to równie przeciętny poziom. Niektóre miejscówki imponują swoimi wykonaniem, inne wiele zyskują za sprawą świetnego dawnego czy współczesnego designu, natomiast pozostałe nie mogą się pochwalić aż tak dobrym wykonaniem. Poziom nie jest równy, ale najważniejsze przestrzenie wykonano szczegółowo, a inne otrzymały sprytne rozwiązania, umożliwiające przymknięcie oko na pewne niedostatki.
Tekstury są solidne, niektóre naprawdę ładne czy szczegółowo wykonane, ale pozostałe są już mniej imponujące w tej sferze. Zdecydowana większość przedmiotów i obiektów nie może się pochwalić więcej niż solidnym wygładzaniem krawędzi. O ile Pieces Interactive skutecznie radzi sobie ze zbudowaniem odpowiedniej atmosfery mroku poprzez cień i mrok, o tyle oświetlenie jest po prostu zawodem. W większości przypadków wypada zbyt statycznie, a delikatne akcenty postawione na dynamikę nie przebijają się z tła. Projekty postaci to jedna z największych zalet, a kilka pomysłów na przeciwników to też coś, co mimo wszystko się nie nudzi.
Wizualnie największą zaletą okazuje się spora praca designerska, dzięki której mamy do czynienia ze sporą różnorodnością odwiedzanych miejsc. W ich ramach nawet i przez kilkanaście minut czujemy wyjątkowość klimatu gry oraz jej wielu wymiarów. To ważne, ponieważ odczuwamy faktyczne różnice, a nie tylko dorzucanie nieco innych środowisk, jak ma to miejsce w wielkich otwartych światach. Sprytnie wykorzystano zabieg zmieniającego się wraz z wydarzeniami głównego huba w postaci rezydencji. Ta reaguje na postęp fabularny, dzięki czemu zaglądanie nawet do tych samych korytarzy potrafi nas nie raz zaskoczyć powiewem świeżości i intrygującym pomysłem na zmianę.
Wybijają się na szczyty przygotowane scenki fabularne, które zostały przemyślane, są dobrze wyreżyserowane, potrafią skutecznie rzucać różne światło na poszczególne postacie czy zdarzenia. Jednocześnie nie brakuje retrospekcji, przebijania się różnych okresów, światów oraz skutecznego dorzucenia do wszystkiego akcentów, które mieszają się w głowie bohaterów. Prostymi, ale skutecznie wprowadzonymi zabiegami odczuwamy, że wiele serca włożono w ten aspekt, i to popłaciło!
To, co zdecydowanie i to niestety negatywnie rzuca się w oczy to aspekt animacji, które mocno odstają od pozostałych elementów. Na przestrzeni ostatnich lat wyraźnie widać nie tylko znaczenie tej sfery produkcji gier oraz problemów, jakie są w ich ramach generowane, szczególnie przy niższym budżecie. O ile statyczne elementy zdecydowanie łatwiej zyskują na szczegółach, o tyle gorzej jest z takimi elementami jak poruszanie się czy rozmowa. W przypadku Alone in the Dark z 2024 roku ewidentnie włożono wiele pracy w to, aby błyszczeli aktorzy. Niestety nie zawsze idzie za tym technologia. Ba, główne gwiazdy są przez nas rozpoznawalne, ale… czujemy w gruncie rzeczy, że ich cyfrowym awatarom brakuje detali, które znacząco przybliżyłyby ich do faktycznych wizerunków.
Udźwiękowienie to kolejny przykład na to, jak można dawne, wyraziste i nieco przerysowane dźwięki związane z określoną aktywnością czy osiągnięciem mogą wypaść naprawdę atrakcyjnie. Klasykę unowocześniono i skuteczniej zaimplementowano, dzięki czemu nie mamy na co narzekać. Nieco gorzej mam wrażenie jest w dziedzinie ścieżki muzycznej, która w spokojniejszych chwilach wypada atrakcyjnie, w trakcie najważniejszych wydarzeń pasuje bardzo dobrze. Gorzej jest w momencie walki czy zagrożenia, gdy odczuwalne są opóźnienia pomiędzy stanem domyślnym oraz specjalnym. Sam charakter utworów w tych momentach też nie porywa, choć nie jest też tak, że budzi jakieś nieporozumienie.
THQ Nordic oraz Piece Interactive zadbały, aby Alone in the Dark (remake) doczekało się polskiego tłumaczenia kinowego. To oznacza, że liczyć możemy zarówno na rodzime napisy podczas dialogów, monologów oraz w ramach interfejsu i odnajdywanych znajdziek. Jednocześnie nie tracąc przy tym niezłej gry aktorskiej, o którą autorzy szczególnie starali się zadbać. Taka decyzja strategicznie wypada świetnie, gdyż uwypukla zaletę tytułu, która mocno stara się zachować swoją gęstą atmosferę. Szkoda jedynie, że w kilku miejscach pojawiają się błędy, przez co przetłumaczone fragmenty nie pojawiają się, a ich miejsce zajmuje angielski.
Największym problemem remake’u Alone in the Dark jest fakt, że autorzy spróbowali na siłę udowodnić, że zawartość jest większa na papierze niż w praktyce. W zasadzie autorzy sami sobie zaszkodzili wolnym tempem chodzenia i biegania, sztucznymi spowolnieniami oraz rozwiązaniami, które w dłuższej mierze są bardziej męczące niż atrakcyjnie. W ramach rywalizacji z serią Resident Evil, ewidentnie widać komu ostatnie lata sprzyjały bardziej. Mniejszy budżetowo projekt czerpie garściami z rywala, ale czasem przesadza z zagraniami, które nie wypadają pozytywnie względem całego doświadczenia. To jeden z tych przypadków, gdy mamy do czynienia z tytułem pod wieloma względami solidnym, z mocniejszymi chwilami oraz głupimi działaniami, które nie pozwalają tytułowi w pełni rozbłysnąć. To mimo wszystko zaskakująco dobry tytuł, który sprawił, że chciałem go ukończyć. Pod żadnym względem nie zrobi na Was wrażenia, ale… ma potencjał na kilka udanych wieczorów, szczególnie jeżeli nie znacie oryginału.
Recenzowaliśmy wersję na komputery osobiste (Steam).
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu