Czy Telltale poradziło sobie z tym uniwersum?
Większa część minionego roku minęła mi pod znakiem nowej produkcji Telltale Games, która przeniosła mnie do fikcyjnego miasta Gotham, by tam wcielić się w Bruce Wayne przywdziewającego strój Człowieka Nietoperza, zwanego Batmanem. Cyklicznie, przez kolejnych sześć miesięcy pojawiały się recenzje poszczególnych epizodów pierwszego sezonu. Przyszła więc najwyższa pora, by to zgrabnie podsumować.
Baman: A Telltale Series, to jak na kalifornijskie studio przystało gra epizodyczna, mieszanina przygodówki i elementów zręcznościowych, zwanych quick time eventami. Podobnie jak w poprzednich dziełach tego dewelopera, tak i w tym, otrzymaliśmy pięć odcinków o przeróżnej długości, mniej lub bardziej wypełnionych akcją, pełnych dialogów, wyborów moralnych, decyzji i mniejszych lub większych zwrotów fabularnych. Dostaliśmy więc to, co już widzieliśmy w poprzednich grach tej ekipy, z tą różnicą, że grafika owej produkcji weszła na nieco wyższy poziom, wyładniała, stała się dokładniejsza i bardziej szczegółowa.
Nie jestem wielką miłośniczką uniwersum Batmana i muszę przyznać, że do owej gry podchodziłam dość sceptycznie. Fabuła, która przeniosła mnie do miasta Gotham, w którym, (co pewnie nikogo nie dziwi) rozpanoszyło się zło w postaci grupy zwanej Children of Arkham, z Lady Arkham na czele. Poprzez kolejne epizody śledziliśmy zmagania Bruce'a (i Batmana równocześnie) nie tylko z ową organizacją, ale także z przeszłością jego ojca, posądzanego o konszachty ze światkiem przestępczym. Na drodze Mrocznego Rycerza i Pana Wayne stanął także dotknięty kalectwem przyjaciel Harvey Dent vel Dwie Twarze oraz osobnik, który kiedyś był dla naszego bohaterem kimś ważnym, Oswald Cobblepot.
W tej odsłonie Batmana, mamy w miarę wciągający scenariusz gry, pewne zwroty akcji, nie możemy narzekać na nudę, a jednak czegoś jej wyraźnie brakuje. Po pierwsze jest niezwykle łatwa, mimo, że Telltale ambitnie wplotło w nią ciekawie prezentujące się elementy przygodowe, które możemy trochę na wyrost, nazwać zagadkami logicznymi. Chwalona przeze mnie w pierwszym epizodzie zabawa w detektywa, podczas kolejnych odcinków staje się nudna i zbyt powtarzalna i niestety nazbyt łatwa. Zawodzą także quick time eventy, których jest albo za mało, albo ograniczają się do kliknięcia w ten, czy tamten klawisz, bez szczególnego zaangażowania z naszej strony.
Jedyną trudność sprawia (w przypadku pierwszego sezonu Batmana) sterowanie i obsługa kursora myszki, a to dlatego, że optymalizacja gry leży na całej linii. Jest źle albo jeszcze gorzej, do tego stopnia, że w niektórych momentach nie jest możliwe nawet wybranie opcji dialogowej, bowiem kursor myszki wędruje we wszystkie strony ale nie w tą co potrzeba. W każdym epizodzie pojawia się problem w Bat Jaskini, w której napisy dialogów nie pokrywają się z tym co mówią postacie, a gra wyraźnie spowalnia.
Po drugie mimo wyraźnie zarysowanych postaci, o których wspominałam w jednej z recenzji, na tle innych gier tego studia wypadają one niezwykle blado. Choć osobę Bruce'a niejako możemy kształtować podczas rozgrywki my sami, wybierając odpowiednie opcje dialogowe, to jednak nie ma on tej charyzmy, tego błysku i polotu, który bije od niego w poszczególnych produkcjach filmowych. Owszem, jest grzeczny, poukładany, kulturalny i dystyngowany, jak na członka szanowanej i bogatej rodziny przystało, ale jednocześnie nijaki i pospolity. Lepiej wypada jako Batman, który zyskuje nieco pazura, ale nie jest to szpon tygrysa, a raczej zwykłego kota. Bledziutko prezentuje się Kobieta Kot, czyli Selina, równie niepozornie Oswald Cobblepot, jako Pingwin. Dotyczy to nie tylko postaci jako takich, ale i aktorów, którzy te role odgrywają. Słabo, słabo i jeszcze raz słabo! Nieco lepiej w szeregu postaci dostępnych w sezonie numer jeden, wypada niezawodny lokaj Bruce'a i jednocześnie przyjaciel, Alfred. Ta ikoniczna postać jest taka, jaka być powinna, czyli zarówno poważna i stonowana, (zgodnie z wykonywaną profesją), a jednocześnie przyjazna i pełna ciepła. Najlepiej jednak postrzegam w tej części Batmana Harvey'a Denta, jako Dwie Twarze. Jego walka z samym sobą, dwoistość natury, związana z wyglądem i to sugestywne, pełne przekory podrzucanie monety, to coś co wyraźnie podkręca klimat gry, który muszę to napisać, jest nijaki.
Na koniec słów kilka na temat muzyki i udźwiękowienia Batmana od Telltale. Hmm... cóż mogę napisać. Jakaś muzyczka pewnie jest, z tym że ja nie bardzo ją pamiętam. Czy to dobrze, czy źle? Pewnie ilu ludzi, tyle opinii, ale skoro nie przeszkadza, to nie jest wcale tak tragicznie.
Podsumowując, Batman: A Telltale Series, to zdecydowanie najsłabsza z gier tego studia. Nie powaliła mnie ani fabułą, ani zagadkami, które zapewne miały być innowacyjne i nietypowe. I choć z początku takie były, z czasem stały sie jedynie wtórne. Pierwszy sezon to króciutka, zbyt łatwa i smętna gierka, która od tak, przechodzi się sama. To także produkcja, w której ewidentnie zmarnowano potencjał tkwiący w postaciach, które przecież znamy z ekranu kin. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejny sezon to złe wrażenie zatrze. Tego sobie i Wam życzę z całego serca.
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu
No tak co chwilę muszą gry wychodzić i filmy z tej serii bo przecież kasę trzeba trzepać ;/