Bardzo długo zastanawiałam się jak ugryźć ten kawałek tortu, bowiem napisanie czegoś na temat gry
Clinically Dead nie należy do najprostszych zadań. Jest to rozgrywka bardzo nietypowa, dająca w kość jeśli chodzi o myślenie i „patrzenie” na nią. Należy zacząć od faktu, że tytuł od początku do końca stworzony został przez jednoosobowe studio z Krakowa - Mogila Games. Paweł Mogiła, bo on własnie jest autorem tejże produkcji, pracował nad nią przez bite cztery lata i tak oto otrzymaliśmy do niej dostęp na platformie Steam już 06.12.2018 roku. Wspomniany tytuł jest pierwszoosobową grą logiczną, którą całkiem spokojnie można nazwać również mianem psychodelicznej. Da się zauważyć również elementy zręcznościówki, platformówki a momentami nawet tak zwanej „
skradanki”. Cechuje ją na pewno mocno surrealistyczny klimat i ostre kolory. Sam twórca podaje, że średni czas przejścia tej gry to 4-6 godzin, jednak muszę się przyznać bez bicia, że mnie zajęła ona troszkę więcej czasu.
Fabuła – czyli co w... głowie piszczy?
Fabuła
Clinically Dead bazuje na motywie śmierci klinicznej, ostatnich sekundach przed definitywną śmiercią. W rozgrywce wcielamy się w postać Samsona, który po wypadku ląduje w szpitalu. Wszystko wydaje się być w porządku, jednak zanim zdążymy sięgnąć po leki mające utrzymać nas przy życiu, trafiamy do, można powiedzieć, innej czasoprzestrzeni. Od razu uderza nas feeria ostrych barw, a z osłupienia wyrywa nas głos naszej podświadomości, której manifestem jest wielka najczęściej granatowa twarz. Głos ten (oraz twarz) towarzyszy nam aż do samego końca gry wspierając nas i naprowadzając nas na odpowiednie rozwiązania zagadek. Nie można tu jednak określić tego mianem podpowiedzi rozwiązujących problem za gracza. W łamigłówkach logicznych zawartych w rozgrywce mamy do czynienia z bardzo zróżnicowaną skalą trudności.
Jedne wydają się być banalne, nad innymi przyznaje, że spędziłam sporo czasu. Na szczęście kiedy coś nas bardzo zirytuje (bo takie momenty mogą się zdarzyć) możemy opuścić jedno pomieszczenie z dręczącą nas zagadką, by wrócić do niej kiedy indziej ze „świeżą głową”. Całość napotykanych trudności skupia się tu na manipulacji czasem. Poruszamy się więc w świecie nie tylko trzech zwyczajnych wymiarów, ale mamy jeszcze czwarty – właśnie czas. Ten jest tu kolorem i to dosłownie, bo przedstawiony jest jako różne barwy w przeróżnych miejscach. Aby odnaleźć potrzebne nam przedmioty musimy jak wspomniałam manipulować czasem, co oddziałuje bezpośrednio na otaczający nas świat. Przemieszczanie, celowe bądź nie, wspomnianych „
plam czasowych” powoduje konkretne zmiany w otaczającym nas świecie. Co mnie zaskoczyło, spotkałam też autentycznych wrogów, którzy wyrządzają krzywdę, kiedy nas dopadną. Dźwięki wydawane przy tym są dość przerażające, więc zbierając wszystko w jedną całość można uznać, że gra robi wrażenie. Na każdym inne, ale robi.
Grafika – bez szału, ale doceniamy
Kolejnym tematem, który należy poruszyć jest grafika. Mówiąc krótko, nie powala. Jest to zapewne efekt tego, że przyzwyczailiśmy się do pewnego poziomu oprawy graficznej gier i coś innego kole nas w oczy. Ale przypominając sobie o fakcie, że rozgrywka tworzona była przez jedną osobę, jest naprawdę dobrze. Atakują nas zewsząd wspomniane wcześniej ostre barwy, ale z tym możemy powalczyć. Piotr Mogiła pomyślał też o tym i zaopatrzył grę w tak zwany filtr antypsychodeliczny, który koloryt lekko tonuje, więc jedynym problemem pozostają łamigłówki do rozwiązania.
Muzyka i elementy audio prezentują się bardzo dobrze, dzięki czemu nieźle udaje się budować oryginalną atmosferę oraz jej spójność z napotykanymi zagadkami oraz wyzwaniami. Całość oprawy nieźle się uzupełnia, pozwalając nam wsiąknąć w tę nietypową rzeczywistość.
Jak to jest zrobione? - Podsumowanie recenzji Clinically Dead
Clinically Dead powstała na darmowym silniku Urha3D. Jakość obrazu więc nie powala, natomiast klimat stworzony na nim jest jak najbardziej odpowiedni. Niepokojący, trochę mroczny i surrealistyczny. Tym bardziej, że obraz połączony jest z naprawdę dobrą ścieżką dźwiękową, co tworzy ciekawy efekt. Jeżeli chodzi o głosy, „
wyczuć” można wpływ syntezatorów głosowych, zamiast nagrywanych głosów autentycznych ludzi. Ale to też powoduje pewne zawirowania w naszej głowie, a o to przecież twórcy najwyraźniej chodziło. Nie uświadczymy również czegoś takiego jak menu czy plansza startowa po odpaleniu gry. Od razu jesteśmy rzucani na głęboką wodę fabuły, co też napawać może pewną dozą konsternacji. Ale to, że coś jest inne, nie oznacza przecież,że jest gorsze. Jest po prostu... inne. Można również doszukać się oznak nie zbyt dobrej optymalizacji. Ale tak jak wspomniałam wcześniej, gra nie ma pieścić naszych zmysłów, a pobudzać procesy myślowe, co jak najbardziej się udało.
Dziękujemy twórcom za udostępnienie kopii recenzenckiej Clinically Dead