Zapytacie co jest największą zaletą gier przygodowych, a odpowiem Wam, że przede wszystkim fabuła. Jest jednak coś, co owej opowieści dorównuje, co niezwykle płynnie się z nią łączy i co wpływa na nią w sposób dosłowny i jednoznaczny. Mam tu na myśli grywalność, która wynika przede wszystkim z płynności rozgrywki. Jeśli takowej nie ma, wszystko co jest i kiedyś było zaletą growej produkcji, rozmywa się i znika przytłoczone ogromem stresu, nerwowości i recenzenckiego pomstowania, na który w poniższym tekście musicie się przygotować. Bo o to przyszło mi, dzięki uprzejmości twórców, niezależnego studia Salix Games, opisać ich przygodowe dzieło, narracyjny thriller Dance of Death: Du Lac & Fey, który mimo niezwykle wciągającej pokręconej, nieco fantastycznej historii, świetnej pracy aktorskiej i prostej, przygodowej rozgrywki, jest tak naprawdę grą wyjątkowo trudną. I nie jest to niestety trudność związana z poziomem łamigłówek, ale taka, która zbudowana jest na coraz to nowych i dziwacznych błędach. Ale po kolei.
Z Dance of Death: Du Lac & Fey mierzyłam się w wielu próbach, jak rycerz w zaciekłym turnieju, a moja walka była niczym zmagania Don Kichota z wiatrakami, bowiem zaczynałam ją aż pięć razy, stopując się na amen w zupełnie różnych miejscach, tym bardziej, że ..... o zgrozo, zabawa nie posiadała i nie posiada ręcznego sposobu zapisywania, a jedynie automatyczny i mnóstwo małych i większych niedoróbek. Zagryzając zęby, pchana moją przygodową recenzencką ciekawością, zapalczywością i wrodzonym uporem, który nie pozwalał mi porzucić potyczki walkowerem, w końcu zdołałam ją zakończyć. Umęczona, ale i w pewien sposób z siebie dumna, zaczęłam myśleć nad recenzję, która miała wypunktować jej mocne i słabe strony. Zastanawiałam się czy zaczynać od tych słabych punków owej przygodówki czy też krótko opisać jej pozytywy. Ponieważ tych drugich w ogólnym rozrachunku jest zwyczajnie mniej, dlatego pozwolicie, że zacznę od elementów, które w grze mają szansę spodobać się nie tylko osobie, która ma za zadanie ocenić ją w prasowym, redaktorskim stylu, ale i zwykłemu graczowi.
Takim narzucającym się pozytywem jest oczywiście fabuła, która świetnie oddaje klimat gier z gatunku adventure, gdyż jest nie tylko pokręcona i dziwaczna, ale i zarazem mroczna, a swoją opowieścią ociera się o zagadkowe i przerażające morderstwa dokonywane przez najbardziej rozpoznawalnego zabójcę, Kubę Rozpruwacza. Opowieść oprócz kryminalnej i mrocznej zagadkowości kręci się także wokół bardzo znanych i nietypowych postaci, które każdy z nas doskonale zna, Sir Lancelota i wiedźmy Morgany.
A zaczyna się w niewielkim miasteczku, być może wiosce, w której przebywa wspomniany Sir Lancelot, tu zwany Du Lac i Morgana, czarownica zamieniona przez Merlina w psa, który przybrał imię Fey. Prostolinijny uduchowiony i żyjący nieco w innej rzeczywistości rycerz i odarta z sentymentów, twardo stąpająca po ziemi Fey są świadkami niezwykłego mordu, którego sprawcą może być demon, ale i magiczne siły. Ich niecodzienna przyjaźń wystawiona zostaje na próbę, walkę z przeznaczeniem, w której ważną rolę odkrywa dziwna kobieta z wizji i zmagania z przeszłością, która wiodą ich do Londynu roku 1888, gdzie tajemniczy osobnik brutalnie morduje miejscowe prostytutki. Podczas krótkiego pobytu w tym wielkim mieście, w jednej z jej biednych dzielnic, nasza para spotyka Mary Jane Kelly, kobietę obdarzoną wyjątkowym darem jasnowidztwa, który pozwala jej widzieć to, co jeszcze nie miało miejsca. Razem postarają się powstrzymać mordercę.
Przyznacie sami, że ilość dziwactw jakie doświadczymy w grze dziejącej się w dziewiętnastowiecznym Londynie, przeplatającej brutalność z magią i nietypową baśniowością, nie bojącej się zdawałoby się niemożliwego połączenia, jednocześnie skupiającej się na ludzkim charakterze mordów, na spojrzeniu na przestępstwa Kuby Rozpruwacza oczami zwykłych ludzi, świadków zdarzenia, nadającej im magicznego charakteru, wynikającego z przesiąkniętych czarami protagonistów, jakimi są właśnie Du Lac i Fey, jest spora, niebanalna i bardzo wpisująca się w styl gatunku przygodowego, który lubuje się w dziwności. Można grze zarzucać, że traktuje temat niezbyt poważnie, że przesadza z baśniowością, ale nie można jej odmówić tego, że jest niezwykle wciągająca fabularnie, wielowątkowa, jednocześnie nie boi się poruszać tematów, które w przygodówkach dopiero raczkują, seksualności, biedy, prostytucji i wielu innych poważnych ludzkich problemów.
To jak zbudowane są postaci Dance of Death: Du Lac & Fey, nie tylko pierwszo, ale i drugo i trzecioplanowe, ile pracy włożono w nakreślenie ich charakteru, napisanie bardzo charyzmatycznych, czasami bezkompromisowych dialogów, nadaje produkcji tonu gry dla dorosłych, o czym jesteśmy informowani. To jak dobrze poprowadzone są grywalne osobistości, a są one dość specyficzne, a każda ma swój charakterek, który spokojnym bym raczej nie nazwała, to między innymi zasługa obsady aktorskiej, która znalazła swoje zaszczytne miejsce w tejże produkcji. To dzięki gwiazdom Dragon Age, Penny Dreadful, Black Mirror i Game of Thrones przymykałam oko na niestabilność owej produkcji, na błędy, które doprowadzały mnie do szału, które nie pozwalały płynnie przechodzić niezwykle prostej i właściwie prowadzącej mnie za rączkę produkcji przygodowej.
Dance of Death: Du Lac & Fey wpisuje się w znany już fanom gatunku przygodowego styl ułatwiania rozgrywki maksymalnie jak się da. Ci z Was, którzy chcieliby widzieć w niej grę, przy której mamy okazję posiedzieć i pogłówkować, muszę zmartwić. Nic takiego Was tu nie czeka. Wiadomość, iż przygodówka dosłownie przechodzi się sama (pominąwszy zastoje związane z bugami), ucieszy zaś początkujących przygodowych graczy, którzy na każdym, dosłownie każdym kroku informowani będę jaką czynność i jakie zadanie w danej chwili muszą wykonać.
Ma to, zapewne jak wszystko w życiu swoje złe i dobre strony, choć w moim przypadku odbiło się poważną czkawką, której nijak nie mogłam powstrzymać. Przesadzona łatwość, przerysowana liniowość i traktowania gracza, szczególnie tego z przygodówkami obeznanego, jak dziecko błądzące we mgle, nie mogące same myśleć, stało się szybko nie do zniesienia. Wygląda to mniej więcej tak, jak gdyby twórcy zamierzali do rozgrywki wprowadzić różne progi trudności, udostępnili najniższy, najłatwiejszy, tylko zapomnieli dodać te bardziej złożone. Gdyby w opcjach gry, w których tak naprawdę nie znajdziemy za wiele, znalazła się możliwość wyłączenie wyświetlanych zadań, albo zmniejszenia ich do minimum, to mogłabym przymknąć na to oko, ale niestety nic, z tego, takowej możliwości próżno tu szukać.
Opisywana przez mnie gra, to przygodówka, więc mimo prostoty, która jest zarówno jej wadą, jak i zaletą, gracz natknie się na kilka zadań typowych dla tego gatunku. Są one jednak prościutkie i polegają jedynie na obejrzeniu ciała, wybraniu odpowiedniej opcji dialogowej, obejrzeniu artykułu czy wytypowaniu odpowiedniego rysunku w dzienniku lub też zmierzenia się z prostą mini zręcznościową grą, która polega na kliknięciu na żółte pole we właściwym czasie. Czasami też przyjdzie nam wykorzystać odmienne zdolności naszych protagonistów, w tym Fey, która jako pies może rozmawiać z innymi zwierzętami. Zmian postaci dokonujemy klikając na odpowiednią ikonkę w prawym, górnym rogu.
Niestety ze wspomnianymi przeze mnie wyżej dialogami i opcją ich wyboru, wiąże się pewna istotna niedogodność, która skutecznie uniemożliwiła mi ruszenie rozgrywki do przodu. Otóż w pewnym momencie przerażająca liniowość tejże przygodowej zabawy, w której to twórcy wymyślili sobie, iż gracz musi przeprowadzić rozmowę w odpowiedni sposób, doprowadziła mnie poprzez zły wybór, do gwałtownego zakończenie pogadanki i niemożności przeprowadzenia jej po raz kolejny. Próżno szukałam możliwości wykonania zadania w jakiś inny sposób, rozmowy z tym czy innym osobnikiem nie przynosiły efektu, a ja mogłam jedynie jak duch, bez celu i przyczyny wędrować od lokacji do lokacji. Finalnie pozostało mi zakończyć grę i rozpocząć ją od nowa, modląc się, by kolejne wybranie dialogu było tym odpowiednim, zmuszając mnie tym samym do zerknięcia do jakiegoś wideo, które nakierowałoby mnie na tę właściwą ścieżkę dialogową. Coś wyraźnie nie zostało w tym przypadku należycie dopracowane.
Równie dziwnie, trochę roboczo, przypominające kolejny bug prezentuje się w Dance of Death: Du Lac & Fey grafika, która oscyluje na pograniczu dość specyficznego połączenia 3D i rysunkowego 2D. Rozumiem rysunkowe, malowane tła, które ślicznie wyglądają w początkowej lokacji, ale za nic w świecie nie mogę pojąć, czemu połączono w jednej lokacji postaci wykonane w 3D, głównie są to właśnie Fey i Du Lac, z osobami, które nie tylko są stateczne, ale prezentują rysunkowe 2D. Grając zastanawiałam się, czy jest to zabieg celowy, czy też twórcy nie mogli zdecydować się, jaką grafikę ma prezentować ich dzieło. Być może też zabrakło czasu na stworzenie czegoś bardziej dopracowanego. Nie chce nawet myśleć, że w dniu premiery dostaliśmy tytuł, który tylko w połowie jest graficznie ukończony. Poza tymi dziwactwami graficznymi, produkcja cieszy oko, szczególnie zbliżeniami postaci i animacjami, które nie tylko ślicznie operują światłem, ale są zwyczajnie urokliwie i bardzo naturalne.
Dance of Death: Du Lac & Fey to klasyczna przygodówka, którą obsługujemy za pomocą myszy, co jest kolejnym zgrzytem owej produkcji. Nie myślałam, że ja, zwolenniczka point & clicków sterowanych komputerowym gryzoniem kiedykolwiek to powiem, ale żałowałam, że nie mogłam prowadzić mojej postaci za pomocą klawiszy WSAD. Posługiwanie się myszą uwypukliło wszystkie niedoróbki sterowania, w którym postać kręciła się w kółko, właziła na ściany, i notorycznie nie reagowała na moje klikanie, co kazało mi wiele razy myśleć, że gra właśnie się przycięła, co też się jej zdarzało.
Brnąc dalej w temacie interfejsu muszę ponarzekać na interaktywne punkty, które w grze zostały wykorzystane w zupełnie nie zrozumiały dla mnie sposób. Tak właściwie zrobimy cokolwiek jedynie wtedy, gdy do takowego punktu podejdziemy dostatecznie blisko, a czasami nawet z odpowiedniej strony. Sprawia to wiele problemów, zważywszy, że autorzy nie przewidzieli podświetlania hot-spotów. I tak dochodzimy do karykaturalnej sytuacji, w której obchodzimy dany przedmiot czy też osobę dookoła, by zechciała się nam pojawić ikona rozmowy, obejrzenia czy działania, co jest jakimś growym absurdem. Dodatkowo postać, z którą chcemy przeprowadzić rozmowę, czy też przedmiot, który chcemy podnieść, gdy już odkryjemy taką możliwość, nagle znikają z lokacji.
Przedziwna dokładność punktów interaktywnych denerwująca jest także podczas wchodzenia do budynku, który przyjdzie graczom odwiedzić. Niby widzimy ikonę "drzwi", niby jest ona w zasięgu naszego wzroku, ale jeśli nie klikniemy dokładnie w sam jej środek, nijak nie uda się nam wykonać zdawałoby się prostego zadania, jakim jest wejście do nowej lokacji. Krok ten uprzykrza także brak reakcji kierowanej przez nas postaci na kliknięcie myszką.
Podsumowując Dance of Death: Du Lac & Fey to gra, która składa się, nawet po wielu aktualizacjach z mnóstwa błędów i bugów, których nowe wariacje pojawiały w moim przypadku z każdą kolejną poprawką, tuż po odpaleniu gry. Oto zanurzając się w mroczny światek Londynu, nagle miałam jedynie takie same opcje dialogowe, moje postacie zamiast chodzić płynęły po ekranie, albo znikały z niego na dobre. Przed kompletnym załamaniem nerwowym i zakończeniem rozgrywki raz na zawsze, powstrzymywała mnie jedynie chęć poznania całości fabularnej opowieści, która w końcówce, nawet mnie wzruszyła oraz świetna praca aktorska i doskonała ścieżka dźwiękowa, idealnie wpisująca się w klimat rozgrywki. Cóż, pozostaje czekać aż produkcja zostanie ukończona, naprawiona i dopracowana, ponieważ dopiero wtedy będzie można się nią cieszyć w należyty, odpowiedni do jej ceny sposób, tym bardziej, że jest tego warta, choćby pod względem naprawdę wciągającej opowieści.
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu