"Nie wszystko złoto co się świeci", "Nie chwal dnia przed zachodem słońca", czy "Co za dużo to niezdrowo". Te trzy przysłowia doskonale oddają moje ambiwalentne uczucia względem znanej przygodówki, w odnowionej wersji, zatytułowanej: Grim Fandango Remastered. Z jednej strony wchłonęła mnie ciekawa, kryminalna fabuła, z drugiej odrzuciły niezrozumiałe i zbyt skomplikowane zagadki środowiskowe i przedmiotowe. Raczyłam się miłym dla ucha głosem pana Manulea "Manny’ego" Calavery, by zaraz psioczyć na przydługie dialogi, mające chyba na celu sztuczne wydłużenie rozgrywki. Delektowałam się płynącą w tle muzyką, jednocześnie z niechęcią spoglądając na ekran, po którym wędrowały kierowane przeze mnie koszmarnie wyglądające postacie. Ten przedziwny przygodowy kogel - mogel zdał ciągnąć się w nieskończoność. Po raz kolejny odniosłam wrażenie, że przygodówki studia Duble Fine nie należą do moich ulubionych gier, ale po kolei....
Grim Fandango Remastered, to jak sama nazwa wskazuje odnowiona wersja starej gry adventure, wydanej przez wspomniane przeze mnie wyżej studio, na PC -ty w 1998 roku. Muszę w tym miejscu zaznaczyć, że choć jestem fankom tego gatunku gier, to w większość starszych projektów lat dziewięćdziesiątych nie dane mi było zagrać . Dotyczy to także Grim Fantango. Dlatego też w moim artykule nie mogę dokonać porównania starej i nowej wersji tej samej gierki. Nowy Grim nie różni się jednak wiele od oryginału. Poprawiono nieco grafikę, dodano możliwość grania za pomocą współczesnych gamepadów, ulepszono przerywniki filmowe, a także wygładzono wygląd trójwymiarowych postaci. Fabuła pozostała jednak w niezmienionej formie, wypełnionej hiszpańskimi akcentami i mrocznym klimatem noir.
W grze wcielamy się w niejakiego Manulea "Manny’ego" Calavere i przenosimy do krainy umarłych. Protagonista, to pracownik Departamentu Śmierci, odsyłający osoby, których życie się zakończyło, w dalszą podróż. To w jakie miejsce uda się takowy nieszczęśnik, zależy w dużej mierze od tego jaki żywot wiódł na padole ziemskim, czy był dobrym, czy też złym człowiekiem. Osobnik mający na swoim koncie większość pozytywnych uczynków, otrzymuje bilet na podróż luksusowym pociągiem, który dowieźć ma go prosto do nieba. Ten, którego dzieje wypełniało jedynie zło, musi swoją ostatnią wędrówkę odbyć pieszo, co zajmuje całe długie cztery lata. Monotonia Manny'ego i zwykła codzienność zmienia się, gdy pewnego dnia do Departamentu, i jego niewielkiego gabinetu, przybywa Mercedes "Meche" Colomar, która pomimo dobroci, czystego serca, pomocy ubogim i wypełniania samych dobrych uczynków nie otrzymuje stosownego papierka uprawniającego do bezpiecznej i wygodnej podróży do nieba. Wszystko wskazuje na to, że kobieta musi odbyć ją na piechotę. Zaskoczenie, sprzeciw i niezwykły ciąg zdarzeń doprowadza do tego, że Manny zostaje wyrzucony z pracy, a jego ciekawość i chęć bliższego poznania Meche, skłania go do ruszenia jej śladem. Tak zaczyna się przygoda, która niesie ze sobą wiele dziwnych, zaskakujących i dramatycznych wydarzeń.
To właśnie fabuła jest najmocniejszą stroną tego tytułu. Potrafi zaskoczyć (nie tylko wieloma zwrotami akcji), zaciekawić i przykuć do monitora na długie godziny. Mieszanka mrocznego, kryminalnego klimatu noir, pewna dawka humoru i hiszpańskiego folkloru, daje świadectwo talentu scenarzystów studia Double Fine i ich umiejętności budowania napięcia. Wisienką na torcie staje się także doskonała praca aktorów odgrywających swoje głosowe role. Moją ulubioną postacią jest tu Manuel Calavera, dzięki którego skądinąd niskiej, ciepłej barwie głosu, rozbrzmiewa hiszpański akcent i spora dawka humoru. Manny, to nie jedyna dobrze odegrany bohater w owej produkcji. Na uwagę zasługuje także demon i przyjaciel protagonisty Glattis, a także Meche i wiele, wiele innych, których w rozgrywce nie brakuje.
Skoro jestem przy pozytywach Grim Fandango, to nie sposób nie wspomnieć tu o ścieżce dźwiękowej i muzyce, która towarzyszyła mi podczas zabawy z Grimmem. Jazzowe, klimatyczne a czasami mroczne muzyczne kawałki, dodają grze kolorów, budują nastrój i doskonale współgrają z tym co dzieje się na ekranie, a dzieje się bardzo dużo.
To niestety wszystkie achy na temat tej jakże wychwalanej w Internecie przygodówki. Świetna fabuła, doskonała praca aktorów i klimatyczna muza została przyćmiona przez przedziwnie i źle skonstruowane zagadki środowiskowe i przedmiotowe, które z logiką w większości przypadków nie mają nic wspólnego. Nie wyobrażacie sobie ile razy pomstowałam na pomysłowość, żeby nie powiedzieć złośliwość twórców. Nie byłam w stanie użyć przedmiotu, bo po pierwsze nie wiedziałam po co mam to zrobić, po drugie nie wiedziałam jak, a po trzecie nie miałam pojęcia gdzie takowa rzecz ma być użyta. Pozostawało klikanie wszystkim na wszystko i szukanie interaktywnego miejsca w lokacji. Jestem osobą dość cierpliwą, ale durność sytuacji i abstrakcyjność zagadek doprowadzała mnie do rozstroju nerwów i białej gorączki.
W mojej recenzji innego projektu tego samego studia, przygodówki Broken Age wspominałam o przydługich i męczących dialogach. Niestety problem ten, chyba ze zdwojoną siłą wraca w Grim Fandango Remastered. O ile na początku rozmowy, które jak to w przygodówkach bywa, prowadzimy z każdym i o wszystkim, wydają się być ciekawe, to z czasem stają się nudne, przydługie, rozwleczone i niepotrzebne. Cztery długie rozdziały, na jakie podzielona jest gra, to ciąg zdań, paplaniny i gadulstwa, które doprowadzają jedynie do tego, że rozgrywka ciągnie się w nieskończoność. Wprawdzie długa przygodówka, to dobra przygodówka, ale w przypadku opisywanego przeze mnie tytułu, ta zależność zupełnie się nie sprawdziła. Przechodząc nową wersję Grima, miałam wrażenie, że gram w nią wieki i że moja męka nie będzie miała końca. Jedynie ciekawość czy Manny wybrnie z tarapatów, w które wpadł oraz moja samodyscyplina, zdołała mnie utrzymać w Świecie Umarłych i dokończyć rozgrywkę.
Nie zachęcała mnie do grania także grafika a szczególnie wygląd postaci, które pomijając ich toporność, wyglądają bardzo specyficznie i groteskowo. Oczywiście nie design świadczy o doskonałości przygodówki czy jakiejkolwiek innej gry. Sama potrafię zaciekawić się tytułem, który oprawą nie zachwyca, ale w przypadku Grim Fandango koszmarne, odziane w ubranka kościotrupy z wielkimi, podłużnymi głowami, wydawały mi się bardzo niesmaczne i obrzydliwe. Złe wrażenie z wyglądu bohaterów spacerujących po ekranie, potęgowało sterowanie i swoiste nieposłuszeństwo protagonisty, który kierowany w jedną stronę, szedł w zupełnie inną.
Czarę goryczy przelały także różnego rodzaju bugi i błędy, których nie brakowało. Gra zacinała się i wywalała do pulpitu. Były problemy z jej zapisywaniem i wiele innych pomniejszych kłopotów. Wadą tej wersji jest też to, że w odnowionego Grima nie zagramy w języku polskim. Spolszczenie dostępne w starszej wersji nie współgra z nową. Szkoda, bowiem ilość tekstu dostępnego w rozgrywce jest ogromna. Zniechęca to zapewne osoby, które nie znają języka angielskiego wystarczająco dobrze.
Chciałabym podsumowując Grim Fandango Remastered móc napisać, że mimo wymienionych przeze mnie wad gra mi się podobała. Niestety nic takiego nie mogę powiedzieć, bo czuję niesmak i zarazem radość, że moja męka już się zakończyła. To kolejna zmęczona i wymęczona gra, która doprowadzała mnie do szału absurdalnymi zagadkami i koszmarnie długimi dialogami. Promyk radości dała mi jedynie fabuła, ale to zdecydowanie za mało, by umieścić grę na top liście przygodówek. Szkoda, bo liczyłam na więcej, na dużo, dużo więcej.
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu
Nie wiem dlaczego ale tego typu gry nie pasują mi po prostu na konsole i kojarzą jedynie ze starymi PCtami. Na TV granie w cos takiego to moim zdaniem watpliwa przyjemnosc.