FTL: Faster Than Light to jeden z tych indyków, który nie tylko zdobył olbrzymią popularność, ale stał się także przykładem tego, że można stworzyć coś trudnego, jednocześnie satysfakcjonującego, w ramach ograniczonych środków oraz sporej ilości pixeli, które po części otwierały wyobraźnię graczy. Tym razem Subset Games zdecydowało się przenieść sukces swojego produktu na kolejny projekt, który u swoich podstaw posiada kilka elementów wspólnych, lecz w ramach zupełnie nowego pomysłu nabierają one świeżego charakteru oraz nowego znaczenia dla rozgrywki.
Into the Breach zabiera nas do świata walki gigantycznych mechów z potworami w stylu, jakiego jeszcze nie mieliśmy okazji ujrzeć. Jeżeli doczytaliście do tego fragmentu to nie powinniście dalej tego robić, tylko skierujcie się do jakiegoś sklepu, wydajcie trochę grosza na ten tytuł i dajcie się pochłonąć kolejnym turom i uciekającym godzinom z życia :P A skoro już o tym mowa to
chciałbym gorąco podziękować firmie GOG.com, która dostarczyła nam kopię recenzencką strategii Into the Breach!
Fabuła Into the Breach
Tak jak ostatnim razem ponownie mamy do czynienia z krótkim zarysem historii, który pozwoli nam się wcielić w trójkę pilotów mechów, którzy muszą udać się na Ziemię, by tam pozbyć się inwazji stworów z wewnątrz skorupy naszej planety. Akcja rozgrywa się w ramach czterech głównych wysp, gdzie pracując dla wielkich korporacji mamy okazję do uzyskania chwały, szacunku oraz narzędzi do prowadzenia dalszej walki. Porażka lub zwycięstwo zabierają nas znów na orbitę statku, który pozwala zapętlać czas w nieskończoność. Wielka liczba prób nie jest jednak bez pewnego rodzaju ograniczeń, głównym jest to, że jedynie wygrana pozwoli nam zachować naszego rozwiniętego pilota kosztem dwóch innych, natomiast pokonanie inwazji, jako jedyne pozwoli nam ocalić nasz team.
Tło tak naprawdę nie ma żadnego znaczenia dla zabawy i jest w produkcji tylko formą uzasadnienia naszych działań i regularnego powrotu do punktu wyjścia.
Trzeba oddać deweloperom, że nieźle to przemyśleli i zrealizowali, dzięki czemu ma to zwyczajnie sens i nie doprowadza do problemu dysonansu ludonarracyjnego. Oczywiście oryginalnym nie można go nazwać, gdyż połączenie pomysłów obecnych i ogranych od dawna w popkulturze po prostu takie nie jest i pod tym względem
Into the Breach wypada jedynie solidnie, bazując na zbyt małym błysku. Zabrakło mi chociażby większego zindywidualizowania liderów poszczególnych miejscówek, których charakter mógłby dodatkowo wpływać na zadania w ramach ich włości.
Rozgrywka/Mechaniki/Systemy
Konstrukcja etapów zgodnie z tym co widzicie u góry składa się z pola kwadratów, na których znajdują się (lub nie) pewne obiekty i po których będziemy się poruszać (tak samo jak nasi przeciwnicy). Zawsze na mapie znajdziemy domy i obiekty, które musimy chronić, naturalne przeszkody w postaci gór lub brzegów oraz w wybranych zadaniach kontekstowe akcje pokroju turowego nalotu na pewne pozycje.
To wszystko musimy brać pod uwagę nie tylko ze względu na poruszanie się po polach, ale także z tego powodu, że prawie wszystko możemy wykorzystać do walki i eliminowania obcych, którzy są wrażliwi nie tylko na bezpośrednie trafienia naszych pocisków i broni, ale także mogą np. wpaść w przepaść czy skończyć jako pokarm dla ryb. Szczególnie do gustu mocno przypadły mi właśnie te niespodziewane i nieprzewidywalne zmiany wymagające od nas dalszego kombinowania oraz zmieniania dotychczasowej strategii walki. W pewnych aspektach zabawa przypomina nieco szachy czy warcaby, gdzie przesuwając po polu pionki staramy się nie tylko uzyskać bezpieczną przewagę, ale także musimy uważać, by nie wpaść w pułapkę.
Into the Breach otwiera jednak przed nami także dodatkowe atrakcje, które nie tylko bierzemy pod uwagę, ale także często wykorzystujemy do swoich niecnych planów eksterminacyjnych. Otoczenie stanowi interesujące narzędzie zarówno do walki, jak i podejmowania wyzwania i ryzyka, które czasem może się opłacać lub niespodziewanie doprowadzi nas do porażki, która jak na rogue-like’a przystało jest drogocenna i cofa nas do samego początku. Niektóre elementy pozostaną wraz z ukochanym pilotem, jednakże to wciąż więcej niż w poprzedniej odsłonie gry.
Postęp rozgrywki z każdym etapem jest coraz bardziej wyraźny wraz z wydaniem uzyskanych punktów Reputacji, za które będziemy mogli ulepszyć nasze maszyny bojowe. Waluta nie tylko jest tymczasowa, ale już na poziomie podejmowania zadania staje się istotna oraz odgrywa rolę ryzyka, w końcu jak tu się zdecydować czy lepiej wybrać niepewne środki czy zainwestować w Sieć Energetyczną (Power Grid), bez której inwazja dopadnie nas przed czasem. Nadmiar mocy przekierowywany jest automatycznie na rzecz Sieci Obronnej (Defense Grid) oferującej nam większe bezpieczeństwo oraz wytrzymałość budynków, których dzięki temu nawet po obrażeniach nie utracimy, a bezbronne osoby nie zginą. Oczywiście nie można tylko na tym polegać, jednakże cenniejsze dla grających mogą okazać się Rdzeń Zasilający (Power Core), który pozwoli nam uzyskać takie cenne przedmioty jak aktywne i pasywne umiejętności, jak również dodatkowe ulepszenia punktów zdrowia, odległości możliwej do przebycia oraz zwiększenia podstawowych obrażeń. Rozwój pilota również wiąże się z dodatkowymi umiejętnościami czy statystykami, dzięki czemu nasze mechy są w stanie poradzić sobie z kolejnymi wychodzącymi spod ziemi robalami. Zabawa często wymaga podejścia trochę podchodzącego pod buildy, które mają zagwarantować nam sukces, przy czym losowość potrafi mieć pozytywny i negatywny na to wpływ. Czasem wszystko pójdzie nam na rękę, lecz czasami sytuacja zupełnie się odwraca i okazuje się, że mamy spore problemy.
Ciekawie prezentuje się mechanika odrzucania postaci (i wrogów) po użyciu niektórych umiejętności, dzięki czemu nasze ataki powiązane się stają także ze swego rodzaju zagrożeniem oraz szansą. W końcu jakby tu nie zrzucić jakiegoś pełzacza jeżeli jest tylko ku temu okazja. Niestety zdarzało mi się wykonać tego typu akcję nie dostrzegając, że na przykład mój robot nagle również został odepchnięty, lecz trafił w budynek, który go doszczętnie zniszczył. Na szczęście zaimplementowano mechanizm cofnięcia jednej dowolnie wybranej tury na starcie (misję), dzięki czemu możemy naprawić swój jeden błąd nie ryzykując, że wszystko już straciliśmy. Nie zmienia to jednak najważniejszej kwestii, czyli podejmowania często ryzykownych decyzji i błędów, których czasem po prostu nie sposób się nie ustrzec. Na tym tle równie interesująco prezentuje się system wychodzenia na powierzchnię, przy którym po raz kolejny pojawia się ryzyko i potrzeba poszukiwania odpowiednich rozwiązań. W końcu czasem lepiej będzie utracić jeden punkt zdrowia, aby nie zostać otoczonym przez zbyt liczne jednostki wroga, jednakże może to powodować, że nie będziemy mogli zaatakować wroga lub będziemy musieli poświęcić ludzi na rzecz właśnie tego typu akcji.
Każdy z zestawów mechów możemy domyślnie wybrać lub zmodyfikować, dzięki czemu nasza zabawa staje się jeszcze obszerniejsza, chociażby pod względem ich wyposażenia oraz możliwości ataku, dzięki czemu każda kolejna rozgrywka może być zupełnie inna przy okazji zmiany ekipy i jej charakterystyki. Do dyspozycji jest kilka ekip, każda ma także swoje unikatowe możliwości ataku i ich połączeń, dzięki czemu jesteśmy w stanie poradzić sobie nawet w najbardziej niebezpiecznych sytuacjach. Wyeliminowanie kilku wrogów daje mega duże pokłady satysfakcji, szczególnie z uwagi na wysoki poziom trudności oraz sprytne podejście ze strony sztucznej inteligencji.
To aż zadziwiające jak doskonale Subset Games udało się połączyć prostotę z masą niewidocznych na pierwszy rzut oka systemów i mechanik, które dopiero w całości dają nam obraz wielkiej swobody i satysfakcji dostarczanej właśnie przez Into the Breach. Co ciekawe sama zabawa jest o wiele krótsza i bywa łatwiejsza od wspomnianego FTL, nie tracąc jednak swoich hardcore’owych korzeni i skomplikowania, podanego tym razem w bardziej kompaktowej formie. Z początku czułem się nawet lekko zawiedziony dosyć małym wachlarzem narzędzi, lecz z czasem odkryłem, że nawet doskonałe uratowanie wyspy powoduje otrzymanie dodatkowej nagrody, którą bywa (co jest bardzo dziwne) nowy pilot lub cenne surowce i ulepszenia. Wielka prostota oraz generalne skrócenie zabawy o dziwo zadziałało wręcz przeciwnie niż można by się było tego spodziewać, w końcu jak inaczej traktować sytuację, w której mniej znaczy praktycznie więcej. Into the Breach piekielnie wciąga i nawet nie odczuwamy jak szybko uciekają nam kolejne godziny, w związku z czym nikogo nie mogą zdziwić wielogodzinne sesje, które mogą kończyć się nad ranem lub późnym wieczorem. Niekiedy trzeba się wręcz samodzielnie odciągać od kolejnych zadań, które dostarczają nam nie tylko główny cel, ale także dodatkowe, których wykonywanie nie tylko jest ryzykowne, ale także wymaga od nas odmiennego podejścia do decyzji, nie tylko na poziomie moralnym, ale także w zwykłej zabawie związanej z ryzykiem i poszukiwanymi surowcami.
Oprawa audio-wizualna
Subset Games ponownie zdecydowało się na postawienie na mocny, wyraźny i zarazem uroczy pixel-art, który ze względu na odmienną kolorystykę oraz odrobinę inne podejście do zaprojektowania świata, obcych atakujących zwykłych obywateli oraz roboty, które posiadają efektowne projekty, pozwala graczom na wspomnienie niektórych filmów czy seriali. Ten sentyment połączony z również prostymi, ale czytelnymi i zwyczajnie uroczymi modelami pozwalają nam się przyjrzeć pracy przy okazji najmniejszych detali, o jakie mała ekipa zadbała. Wszystko co było możliwe do zanimowania doczekało się krótkich, ale dobrze działających małych ruchów, które wypadają naprawdę ładnie i sprawiają, że gramy z małym uśmiechem na twarzy. Osoby, którym przypadł do gustu styl FTL: Faster Than Light z pewnością poczują się tutaj jak w domu, w szczególności z uwagi na to, że kilka elementów zdecydowano się przenieść i zmodyfikować właśnie do nowego tytułu. Into the Breach stanowi kolejny krok w rozwoju stając się w moim osobistym odczuciu atrakcyjniejszym wizualnie tytułem, który będzie można przyjemnie ogrywać także na ekranach dotykowych, gdzie problemem nie będzie już zbyt gęste rozmieszczenie poszczególnych przycisków wynikających z interfejsu. W dłuższej perspektywie można to dostrzec, choć i na myszce zabawa przebiega, szybko, płynnie oraz bez żadnych problemów czy zbędnych ruchów.
Plansze są naprawdę ładne, każda z nich jest inna, a na wielu z przyjemnością obserwujemy jak wybrane pola znikają lub dopiero co się pojawiają i zmieniają oblicze rozgrywki. Efekty z tym powiązane podkreślają niektóre detale wynikające z projektów oraz wpływają pozytywnie na ich odbiór. Narzędzi do dyspozycji nie było zbyt wiele, lecz i tak twórcom udało się zaimplementować dodatkowe efekty powiązane z każdą kolejną czynnością, powodując, że funkcjonują bardzo ładnie i zachęcają do tworzenia różnego typu ciekawych kombinacji, najlepiej gdy w takowych udział biorą eliminujące się nawzajem stwory. Uzupełnianie tego wszystkiego o dedykowane odgłosy, dźwięki oraz muzykę sprawia, że walka nie ma takiej dużej wagi, lecz jednocześnie nie posiada zbędnego i nadmiernego patosu, który przecież ktoś mógł tutaj umieścić. Ponownie twórcy zrezygnowali z umieszczania nagranych dialogów, a masa elementów jest pisana, w związku z czym należy się nastawić na czytanie, choć tego jest mniej niż w przypadku ostatniej produkcji.
Podsumowanie Into the Breach
Pobicie poprzedniego, bardzo udanego produktu musiało się wiązać ze sporym ryzykiem oraz wielkimi wymaganiami, które mimo wszystko udało się nie tylko zrealizować, ale także udowodniono, że jeszcze wiele można zaprezentować nawet w bardzo ogranych i znanych od wielu lat planszówkach.
Cyfrowy świat pozwolił na przeniesienie fizycznych klasyków, które od tej pory nie tylko zyskały na życiu, ale także posiadają sporą głębię i pokłady nieskrępowanego kombinowania. Niewątpliwie tematyka również nie należy do najbardziej kreatywnych, lecz deweloperom udało się zmieścić w kompaktowej formie mnóstwo nawiązań, odniesień do różnych motywów oraz innych gier, które miały poszczególne elementy.
Subset Games doskonale zaprojektowało Into the Breach, przemyślało praktycznie każdy element oraz doskonale połączyło wszystko ze sobą w ramach sporych ukrytych mechanik, o których działaniu można się przekonać dopiero po pewnym czasie.
Jeszcze raz Bardzo Gorąco Dziękujemy firmie GOG.com za udostępnienie kopii recenzenckiej!
Fabułą trochę nieoryginalna, lecz chyba najbardziej liczy się rozgrywka.