Dobrze, że recenzentka spojrzała na dzieło łaskawszym okiem, niż potraktowano quasi-siostrzaną produkcję "Agony" ;).
Lust for Darkness rodzimego studia Movie Games: Lunarium, to kolejna po Agony produkcja, która swoją tematyką dotyka bardziej intymnych i nie eksponowanych w grach przygodowych tematów, ludzkiej seksualności, ukazanej w bardzo pierwotnej formie. Obydwie gry, których wydawcą jest PlayWay S.A. są horrorami, ale każda z nich to zgoła inny rodzaj rozgrywki. Co zaoferowało nam Lust for Darkness? Spróbuję Wam to pokrótce przybliżyć w recenzji, do której przeczytania serdecznie Was zachęcam.
Przekleństwem, a może zbawieniem, czy bardziej zachętą do poznania Lust for Darkness jest porównanie jej do wyżej wspomnianego Agony, choć gry te nie mają z sobą nic wspólnego, bowiem pierwsza jest rasowym survivalem z nagością i brutalnością wybijającą się na plan pierwszy, zaś druga stara się skoncentrować na ludzkiej psychice i pierwotnych słabościach, które popychają ludzkość ku cielesnym żądzom. Nie starające się niczego ukryć sceny seksualnych zbliżeń, nie zohydzają tej naturalnej potrzeby każdego człowieka, a sposób ich przełamywania klasyczną formą rozgrywki, jaką znany i cenimy w przygodówkach, sprawia, że erotyczna część gry, której w żaden sposób twórcy nie starali się ukryć, nabiera nieco innego, bardziej psychologicznego wymiaru.
A wszystko zaczyna się w piwnicy, pewnego domostwa. Budzi się w niej zrozpaczona kobieta, która zdaje się nie wiedzieć co się wydarzyło. Na niewielkim stoliku odnajduje liścik z zaproszeniem na randkę i szkatułkę, a w niej kluczyk, który choć wydostaje ją z klaustrofobicznego piwnicznego więzienia, nie jest kluczem do jej wolności. Amanda zostaje uwięziona w posiadłości Yelvertona, w której znajduje się portal do zupełnie innego świata, pierwotnych żądz i pragnień, które stale muszą być zaspokajane.
Rok później przenosimy się do postaci grywalnej, męża protagonistki, Jonathana. Wędrując po jego jakże pustym domu, bliżej go poznajemy, wiemy, że jest wziętym architektem, że razem z żoną starali się o dziecko i że jego cierpienie po stracie najbliższej mu osoby i ból bezsilności nie dodają mu skrzydeł. Snując się po domu jak duch słyszy najpierw dźwięk telefonu, a potem pukanie do drzwi. Do mieszkania ktoś wsuwa kopertę, a w niej list, wiadomość od jego ukochanej Amandy. Teraz wie, że żona żyje, że przetrzymywana jest w posiadłości Yelvertonów, do której Jonathan ma się niezwłocznie udać. Zrozpaczona kobieta prosi go, by nie powiadamiał policji, by dostał się do domostwa niepostrzeżenie od południowej strony. Tam znajdzie wszystko co jest mu potrzebne do tego, by móc bezpiecznie wejść do domu, więzienia jego ukochanej.
Mężczyźnie nie pozostaje więc innego, tylko zaufać żonie, odnajduje kluczyki i położenie wspomnianej posiadłości, wsiada do auta i jakiś czas później przemykając obok kroczących po terenie posiadłości strażników dociera do miejsca, w którym Amanda zostawiła dla niego maskę i stosowny strój przypisany kultystom, jak się wkrótce okaże, osobom uczestniczącym w rytuale mającym na celu otwarcie bram Lusst’ghaa, krainy, w której jedynym zajęciem jest zaspokajanie swoich seksualnych potrzeb. Jonathan stopniowo odkrywa jakie przerażające tajemnice skrywa miejsce, do którego trafił i z jakim okrucieństwem przyjdzie mu się zmierzyć.
Movie Games: Lunarium ukazało bowiem świat przyjemności, w której wędrujemy obok uprawiających seks par, zafascynowanych sobą, pochłoniętych rozkoszą, w sposób bardzo przewrotny. Oto bowiem mamy rozkosz i seksualne spełnienie, by za chwilę przenieść się do innej rzeczywistości, w której na niczego nieświadomych kochanków czyhają żądne ich krwi bestie. Kraina Lusst’ghaa, to miejsce przerażające, z obślizgłymi ścianami zbroczonymi krwią, z nagimi istotami poprzebijanymi mackami jakieś tajemniczych stworzeń. Tu nie ma radości, uciechy i podniecenia, a jedynie strach, rozpacz i wieczna niepewność. Zanurzając się w taką rzeczywistość coraz głębiej nie sposób nie myśleć, że twórcy odnieśli się wyglądam graficznym alternatywnego świata do bezwstydnej natury ludzkich pragnień, których niepohamowane zaspokajanie bywa nie pociechą, a jedynie zgubą.
Psychologiczny wymiar dwoistego wyglądu owej produkcji przełamywany jest sposobem prezentacji posiadłości Yelvertonów, która nie tylko jest ogromna, ale i skrywa wiele sekretów i mnóstwo przedmiotów, które eksponują męskie przyrodzenie. Wędrując po kolejnych pokojach ma się nieodzowne wrażenie, że twórcy bawią się dorosłymi graczami, eksponując nagość i gloryfikując męskość na tyle mocno, że niejednokrotnie przyjdzie nam oglądać figurki z penisem w roli głównej.
Wprawdzie nic co ludzkie nie jest nam obce, ale ilość takich przedmiotów jest zdecydowanie za duża i zbyt nachalna. Na szczęście nie skupiamy się tylko i wyłącznie na genitaliach w różnych wersjach, ale ogromniasta posiadłość skrywać będzie także notatki, dzienniki i tym podobne zapiski, które pozwolą nam odkryć przeszłość rodziny Yelvertonów i zdecydowanie poszerzyć historię, którą twórcy mają nam do zaoferowania. Gra zachęca zatem do eksploracji, co według mnie jest fajną sprawą, do otwierania szafek, przeszukiwania szuflad, czytania porzuconych gdzieś informacji, do nieśpiesznego (jeśli jest taka możliwość) smakowania fabuły.
A smak jej poznajemy w dość krótkiej grze, której przejście zajmie od 2 do 3 godzin zaledwie i stanowi połączenie klasycznej przygodówki, ze wspomnianą eksploracją, prostymi zagadkami i elementami akcji, w których uciekamy przed goniącym nas stworem, tudzież właścicielem posesji.
Lust for Darkness to przygodówka, a raczej przygodowy horror, więc należy się po nim spodziewać wyzwań bardzie skupionych na trenowaniu szarych komórek. I tak, takie też tu znajdziemy. Nie wywołają one może w naszych mózgowych przewodach przegrzania, bo nie wymagają wielkich umysłowych umiejętności, ale są ciekawą odskocznią od dreszczyku emocji, którą twórcy nam zaprezentowali. Pobawimy się zatem szyfrem, odpowiednio ustawimy wzór na szkatułce, czy na kamiennych drzwiach i tym podobne.
Napięcie wzbudzą niewątpliwie elementy skradankowe, które na szczęście nie należą do najtrudniejszych. Co jakiś czas poziom adrenaliny podniesie nam wyskakujący na nas stwór, przed którym możemy jedynie uciekać i to dość szybko, bowiem nasza postać nie jest wyposażano w żaden przedmiot skutecznej obrony. Te sekwencje także nie należą do skomplikowanych i zwykle, poza sceną końcową nie sprawią graczom najmniejszego problemu.
Ciekawym rozwiązaniem, współgrającym z trybem przygodowym w Lust for Darkness są maski, które podczas zabawy zdobywamy, szczególnie jedna z nich. Nakładana na twarz zmienia sposób widzenia, zaburza rzeczywistość, pozwalając jednocześnie widzieć to, co tak naprawdę widoczne nie jest, czyli na przykład zamknięty do tej pory portal, czy ukrytą notatkę. Nie możemy jednak stosować jej w nieograniczony sposób, bowiem zbyt długie jej używanie powoduje, że Jonathan popada w szaleństwo, co wyrażane jest przyspieszonym oddechem i ogólnym rozstrojem nerwowym.
Emocje stanowią integralną część tej produkcji, co jest w przypadku psychologicznego horroru niezwykle istotne. Nacisk na emocjonalny odbiór zaburzającego naszą psychikę wydarzenia, jest w grze widoczny i podkreślony. Zbliżając się do kopulujących par nasz protagonista, choć zaciekawiony i chętny przystanąć na chwilę, niemal natychmiast odsuwa się, a jego przyspieszony oddech i szybka praca serca jest dla nas sygnałem, że w jego umyśle dzieje się coś niepokojącego. Nie tylko podniety wpływają na Jonathana, ale i momenty straszne i grożące jego życiu, czy też dramatyczne notatki lub bliskość jakże odległej mu teraz ukochanej.
Podniosłość, dramatyzm, mieszany z ohydztwem i plugastwem krainy rozkoszy świetnie rysują ciekawie wyglądające lokacje świata Lusst’ghaa, którego portale znajdują się niemal w każdym zakątku domu. Wystarczy się obrócić, by znaleźć się w surrealistycznej krainie żywcem wyjętej z obrazów Zdzisława Beksińskiego, na jakich twórcy się wzorowali.
Fajny, horrorowaty klimacik podkręca odpowiednia ścieżka dźwiękowa, z nieźle wpisującymi się w rozgrywkę i jej atmosferę liniami melodycznymi.
Jedynym poważniejszym zarzutem, jaki można mieć do Lust for Darkness, jest nie tylko to, że jest bardzo krótka, ale przede wszystkim to, że fabuła nie została w niej dostatecznie dopowiedziana. Tak właściwie nie mamy pojęcia co działo się z Amandą przez ten rok, jak trafiła do posiadłości i jak sobie w niej radziła. Niepokojąco urwane zdają się być zbierane przez nas informacje na temat rodziny Yelvertonów, o której chciałoby się wiedzieć dużo więcej. Oczekiwanie graczy względem produkcji, która osiągnęła sukces kampanii na Kickstarterze w ciągu zaledwie dwóch godzin zapewne były w tym wypadku dużo większe.
Lust for Darkness to dość specyficzna produkcja, która niczego przed graczem nie ukrywa, nagość i ludzie popędy podaje na tacy, wyolbrzymia to, co olbrzymim być nie powinno, wyszydza to, co wyszydzonym mogłoby być. Króciutka gra nie pozbawiona zagadek i lęków, zachęca tajemniczością do ponownego jej odkrywania, do poznawania tajemnicy, która tajemnicą już nie chce być. Polecam!
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu
Genialna produkcja zainspirowana dziełami Beksińskiego.