„Myst” – „przygoda, która zmieni twoje życie” , tak o antologii trzech gier, wydanych w Kolekcji Klasyki przez Ubisoft można przeczytać na pudełku, które po raz kolejny trzymałam w dłoni. Postanowiłam przypomnieć sobie serię „Myst” od początku, aż do ostatniej części. Zacząć więc należało od pierwszej odsłony, jaką jest „Myst: Masterpiece Edition”. Muszę zaznaczyć od razu, że pierwsza odsłona przygód Atrusa i jego rodziny nie jest moją ulubioną i to z kilku powodów. Ale po kolei...
Pierwszym jest szczątkowa fabuła, której można powiedzieć prawie nie ma. Zaczynamy osobą, która wraz z księgą spada w dół, bojącą się, ba, mającą świadomość, że księga i tak zostanie zniszczona. Jednak tak się nie staje, tomisko zostaje ocalone lądując przed bliżej nieznanym nam osobnikiem, a w tym przypadku graczem. Odtąd naszym celem jest wydostanie się z wyspy Myst wędrując po czterech Wiekach napisanych kiedyś przez Atrusa. W między czasie czytamy jakieś skromne dzienniki, a kolejnych krainach zbieramy kartki, który umieszczamy w księgach, w których wspomniany już Atrus uwięził swoich synów.
Nuda, potęgowana brakiem fabuły zwielokrotniana jest jeszcze przez statyczne lokacje i pustkę, która nas otacza. Nie ma nikogo i niczego i na wyspie i w kolejnych wiekach. Z nikim nie zamienimy ani słowa, nie powąchamy też kwiatka, nie zobaczymy żadnego zwierzaka, za to zmierzymy się z masą zagadek.
Powiecie, że zagadki to istota gier mystopodobnych. Owszem, macie rację. Problem w tym, że w tej odsłonie te zadania są strasznie wymyślne, a wiele z nich jest nielogiczna. Mam wrażenie, że część zadań wymyślono tylko po to, by gra była dłuższa. Taką niepotrzebną czynnością, jaką zmierzymy się podczas rozgrywki jest labirynt, który w pewnym momencie musimy pokonać jadąc mechanicznym pojazdem. Miałam wielki problem z odnalezieniem podpowiedzi dotyczącej kierunków, które mam wybrać, nie mówiąc o tym, że podróż trwa w nieskończoność, a na dodatek musimy ją powtarzać dwukrotnie.Dzięki jednemu z użytkowników pewnej strony, który objaśnił mi, gdzie szukać mam wskazówki, teraz wszystko jest jasne, choć nie zmienia to faktu, że mam do wszelakich labiryntów nastawianie takie, jakie mam. Zwyczajnie ich nie lubię i już raczej nie polubię.
Wiele jest też zadań, które wymagają nieludzkich zdolności, na przykład nienagannego słuchu lub też jak to nazywam „siły spokoju”. Już piszę o co mi chodzi. Otóż w pewnym momencie gry, aby móc udać do jednego z wieków musimy zmierzyć się z zagadką muzyczną. Zagrane na pianinie dźwięki należy odtworzyć na panelu z suwakami. Problem w tym, że tonów jest mnóstwo, a różnice między nimi znikome. Ta zabawa to koszmar tej gry, koszmar, który nawet ułatwiony ( chyba tam myśleli twórcy) wcale nie jest bardziej prosty. Możemy bowiem zamiast słuchać dźwięków, przesuwać suwaki o określoną ilość ruchów do góry. I tu potrzebna jest owa wspomniana przeze mnie „siła spokoju”. Jeśli się zdenerwujesz, gdy ręka lekko ci drgnie, nie ustawisz suwaków, nie ma na to najmniejszej szansy. Można się tylko ratować zapisem.
Niestety rodzi się wtedy kolejny problem. Wgrany zapis nie jest prawidłowo przez grę odczytywany. Niby jest, a tak naprawdę go nie ma. Podobnie ma się sprawa z zapisem. Wielokrotnie zapisywałam grę, ale po jej wczytaniu i tak byłam w tym samym miejscu, obojętnie gdzie robiłam savy'a.
W wielu serwisach czytałam, że gra jest prosta w obsłudze. Hmm…… Nie mogę tego o grze powiedzieć. Owszem rozgrywkę prowadzimy za pomocą myszy i jej lewego przycisku, ale mamy ograniczoną możliwość poruszania się. Możemy iść tylko tam, gdzie przygodówka na to pozwala. Nie jest to mój ulubiony sposób wędrówki w grze, bowiem z każdym ruchem zaczynam się coraz bardziej gubić. W wieku, w którym trzeba było wędrować po zawieszonych na drzewach chatkach krążyłam w kółko i miałam wrażenie, że nigdy nie znajdę pewnej dźwigni. W końcu zaczęło mi się kręcić w głowie i poczułam się jak na karuzeli, ale nie lubię tego rodzaju rozrywki.
Problem rodzi następny problem w „Myst”. Szybko przekonałam się, że trudne zagadki, które zamierzałam zapisać i uwiecznić w moim poradniku, robiąc zrzut ekranu, programem, który mam na komputerze nie zostają nigdzie zapisane, ba nawet nie da się ich zrobić. Pozostało więc ręczne wykonywanie screenów, ale wymagało to zrzucania gry na pasek, co zaowocowało się jej wieszaniem i wieloma innymi problemami technicznymi. Im dalej brnęłam w grze, tym bardziej miałam jej dosyć. Nie mniej jednak jest uparta i lubię kończyć to, co zaczynam, więc z trudem, ale dotrwałam do końca, które pozytywnie mnie zaskoczyło kilkoma zakończeniami.
Nieco więcej miłych słów mogę napisać o udźwiękowieniu i stronie muzycznej gry, która jak na te czasy, w których gra została wydana jest bardzo dobra, różnorodna i klimatyczna.
Złego słowa nie mogę także napisać o polskiej lokalizacji, która jest wykonana bardzo profesjonalnie. Nie znalazłam też błędów w tłumaczeniu teksów w pamiętnikach, czy też nielicznych listach.
Mam świadomość, że pisząc taką recenzję narażam się wszystkim miłośnikom tej serii. To, że pierwszą odsłonę uważam za nudną, za trudną i niezbyt udaną, nie znaczy to, że kolejne są takie same. Cała odsłona jest zdecydowanie bardzo dobra i wciągająca i jeśli tylko przebrnie się przez koszmarny początek, potem będzie tylko lepiej. Nie mniej jednak myślę o grze to co myślę i oceniam tak, a nie inaczej, ale tylko za niektóre zagadki i za sentyment do innych, lepszych pod względem fabuły i grafiki części.
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu