Ravenswatch według mnie zasługuje na miano rogalika roku z kilku powodów. Na początek warto jednak skupić się na tym, czym dokładnie jest ta gra.
"Ravenswatch" przenosi nas do niezwykłego świata Reverie, gdzie mieszkańcy królestwa muszą stawić czoła mrocznym siłom zła, zwanym Koszmarami. Te przerażające istoty sieją zniszczenie i demoralizują wszystko, co napotkają na swojej drodze. Wcielamy się w bohaterów inspirowanych postaciami z legend, baśni i ludowych opowieści, takich jak Beowulf, Królowa Śniegu czy Szczurołap z Hameln. Naszym celem jest powstrzymanie inwazji Koszmarów, zanim będzie na to za późno.
Po przedstawieniu fabuły mogę przejść do pochwał. Zacznę od grafiki, która jest dopracowana w najmniejszych szczegółach (poza animacją księgi w menu 😉). Pozostałe elementy wizualne zasługują na uznanie. Gra zachwyca miękką kreską, która od razu przyciąga wzrok. W samej rozgrywce efekty specjalne, moce i animacje postaci są płynne i przyjemne dla oka. Choć świat gry tonie w mroku, nie sprawia wrażenia zbyt ciemnego – lokacje są klimatyczne, a sceneria starannie zaprojektowana. Każdy element na planszy jest przemyślany i odpowiednio dopracowany, co nadaje grze wyjątkowy charakter.
Mimo że Ravenswatch to roguelike, proceduralnie generowane plansze z bogatym zróżnicowaniem elementów sprawiają, że gra nie nudzi się, a za każdym razem cieszy oko nowymi szczegółami.
Na początku mamy do dyspozycji cztery postacie, z których każda dysponuje unikalnymi mocami i oferuje widowiskową rozgrywkę. Warto grać każdą z nich, ponieważ różnią się one stylem walki i podejściem do przeciwników. Dzięki temu każdy gracz może znaleźć bohatera odpowiadającego swojemu stylowi gry. Co więcej, każda z postaci została dopracowana pod względem animacji – ich ruchy i zestawy umiejętności podkreślają ich indywidualność.
Każda rozgrywka trwa około 15 minut, podczas których rozwijamy naszą postać i przygotowujemy się do ostatecznego starcia z końcowym bossem. Choć walka z bossem powtarza się najczęściej, nie chodzi tu tylko o samo starcie, ale o sposób, w jaki się do niego przygotujemy. W każdym podejściu nasza postać zyskuje inne umiejętności, moce i ulepszenia, od zwykłych do epickich. Możemy walczyć z pomniejszymi bestiami, aby osłabić głównego bossa, wykonywać epickie zadania (na przykład związane z bajką o trzech świnkach) lub próbować odczarować magiczną księgę. Możliwości jest mnóstwo, a zadania rozmieszczone po całej mapie sprawiają, że każda rozgrywka jest unikalna.
Gra jest niezwykle wciągająca, a ograniczenie czasu do 15 minut na rozgrywkę sprawia, że mamy poczucie, iż "zagram tylko raz i koniec". Oczywiście, nie zawsze kończy się na jednym podejściu, bo trudno się od niej oderwać.
Nigdy nie byłem fanem roguelików, ale ten tytuł mnie przekonał, a 15-minutowe sesje idealnie nadają się na szybki relaks.
Muzyka w grze jest klimatyczna, choć nie nazwałbym jej epicką. Doskonale współgra z końcowymi starciami, a podczas eksploracji stanowi solidne, ale nienachalne tło. Efekty dźwiękowe są również dobrze zintegrowane z całą rozgrywką.
Podsumowując, Ravenswatch to jedna z moich topowych gier 2024 roku i serdecznie polecam ją wszystkim fanom roguelików, a także tym, którzy cenią wyzwania i wciągającą rozgrywkę.
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu