Stało się! Ostatecznie doczekaliśmy się premiery gry Starfield, która jest zupełnie nową marką Bethesda Game Studios. To zdarzenie samo w sobie sprawia, że wśród fanów pojawiły się niemałe oczekiwania, których… ostatecznie chyba nie spełniono. Pod skrzydłami Microsoftu, legendarny zespół przygotował ciekawego RPG-a z określonym pomysłem na siebie, wytyczoną ścieżką stylistyczną, pragnieniem wykorzystania dotychczasowych doświadczeń oraz naprawienia błędów, które zdaniem graczy dotykały poprzednich gier zespołu. Od pierwszych chwil możemy odczuć, że chciano poprawić opinię związaną z poprzednimi tytułami. Czy to jednak wystarczyło, aby pierwsza od przeszło 25 lat marka spełniła oczekiwania graczy?
Pod wieloma względami gra Starfield rozpoczyna się dość standardowo dla ostatnich produkcji studia. Nasza postać w niestandardowych okolicznościach znajduje się w środku ważnych wydarzeń, które stanowią wstęp dla rozkręcenia się poważniejszej opowieści oraz zdarzeń. Tym razem nasz początkowo bezimienny bohater bierze udział w naukowej misji skupionej wokół wydobywania minerałów oraz pozyskiwania drogocennych przedmiotów, znajdujących się pod powierzchniami planet. Podążając za wskazaniami kierowniczki Lin, zapoznajemy się z podstawowymi mechanikami, natrafiając ostatecznie na miejsce, gdzie znajduje się wyjątkowy artefakt. Po wejście w interakcje z nim dochodzi do niezwykłej wizji, po której nasz heros traci przytomność i budzi się w centrum medycznym. Po kilku chwilach dochodzi do ataku, po którym rozpoczyna się nasza zasadnicza współpraca z Konstelacją…
Opowieść od samego początku… jest mocno reżyserowana i co gorsza, już na samym początku nie oferuje żadnej swobody. Nie możemy sobie pozwolić na… olanie innych postaci, nawet bezczelne kłamstwa nie działają, a inne postacie to po prostu ignorują. Tego typu zabieg jest niezwykle prosty i… w zasadzie eksponuje to, jak niekiedy Bethesda potrafi sobie ułatwić zadanie. A szkoda, ponieważ można było prolog lepiej przeprowadzić, nie budując zdziwienia u grającego. W efekcie zaraz niemalże siłą wrzuceni zostajemy do organizacji, o której w gruncie rzeczy nie wiemy nic, podobnie jak o świecie przedstawionym. Ten drugi możemy znacznie swobodniej odkrywać, podczas gdy dołączanie do danej frakcji jest niemalże wymuszane i spotyka się z naszym niezadowoleniem. Tak jakby nie można było tego przeprowadzić jako zwykłego zlecenia… tego typu pomniejszych, ale negatywnie zaskakujących akcentów jest znacznie więcej!
Wyczuwalna staroszkolność przejawia się podczas szeregu sesji, w ramach których poznajemy początkowo ciekawą opowieść o odkrywaniu tajemnic, nieznanej technologii oraz wydarzeniach, które zmienią dotychczasowy obraz galaktyki, kosmosu oraz postrzegania rzeczywistości przez całą ludzkość. Nie jest to historia, która ukształtuje nasze losy, ale to solidny kawałek fabuły, która może się spodobać. W zasadzie jest to poziom porównywalny ze Skyrimem, gdzie także główna opowieść nie należała do najbardziej zaskakujących, pomysłowych czy wciągających, ale wiele lepszego działo się w ramach pobocznych wątków. Tak samo jest właśnie w Starfieldzie, choć nie mam przekonania, że gracze będą przez lata wspominać ten tytuł jako najlepszy w wykonaniu amerykańskiego giganta RPG-owego.
Przyznam się szczerze, że jako wielbiciel odkrywania dobrych fabuł czuję się zawiedziony tym tytułem, ponieważ w zasadzie nie można w jego ramach doświadczyć niczego specjalnie świeżego. Na przykład stylistyka, pomysł na świat przedstawiony czy zarys poszczególnych stronnictw oraz przestrzeni na konflikt, wykonane zostały naprawdę dobrze. Wokół tego niestety nie zdecydowano się na odpowiednią rozbudowę, dialogi są okej, choć nie potrafią w ogóle poruszyć, nowy system perswazji również nie oferuje satysfakcji, a prezentowane wydarzenia nie potrafią nas mocniej do siebie przyciągnąć. Brakuje tu polotu, większej ilości niespodzianek oraz różnorodności, dzięki której nowa marka zapisałaby się mocniej w naszej pamięci. Motyw odkrywania niestety został nieco zaprzepaszczony, gdyż o ile fabularnie do tego się dąży, o tyle technicznie i metodycznie doprowadzono do sytuacji, w której nie możemy się skupić właśnie na tym wskazaniu…
Jeżeli ktoś określiłby Starfielda, jako Fallouta w kosmosie… to pod wieloma względami nie powinien się poczuć zaskoczony. W bardzo, bardzo, bardzo dużym skrócie faktycznie takie określenie pasuje do nowego RPG-a Bethesdy, która nawet korzysta z niektórych mechanik takich jak budowanie, w ramach nowego projektu. Od pierwszych chwil możemy się przekonać, że pod wieloma względami nie zdecydowano się dokonać postępu. Tytuł oferuje pierwszo- i trzecioosobową rozgrywkę z dość drewnianymi animacjami, licznymi rozmowami z mało rozbudowanym systemem podejmowania wyborów, wykorzystywania umiejętności oraz różnymi podejściami do wyzwania. Za podejmowanie się określonych aktywności nasz bohater rozwija się wzorem The Elder Scrolls, choć tym razem twórcy zdecydowali się jasno zarysować, co należy zrobić, aby móc wprowadzić naszego bohatera na jeszcze wyższy poziom.
Postacie przybywają do nas, zaczepiają nas, starają się prezentować jakiś poziom, ale całość niestety wydaje się jedynie nieco lepsza, niż w przypadku starusieńkiego Obliviona. Podjęto próby, aby gracz otrzymał więcej swobody w realizowaniu zadań czy wyzwań, dzięki czemu jesteśmy w stanie rozwiązać konflikt czy potencjalne starcie poprzez niezłe dialogi. W zasadzie najlepiej w tym tytule poradzą sobie osoby, które preferują zagadywanie rywali, ponieważ ten element jest zdecydowanie najskuteczniejszy. Skradanie się, włamania czy poszukiwanie alternatywnych rozwiązań nie brakuje, ale ich efekty nie są aż tak przydatne czy obfitujące w pozytywne efekty.
W razie co zawsze możemy sięgnąć po naszą broń oraz stanąć do bezpośredniej walki. Ku zaskoczeniu wszystkich system walki jest zadziwiająco dobrze wykonany. Przed premierą pojawiały się informacje o tym, że id software dzieliło się z Bethesda Game Studios poradami oraz pomocą przy projektowaniu strzelania. Efekty są znakomite, ponieważ posługując się szeregiem broni, jesteśmy w stanie czerpać sporo satysfakcji z pojedynków, celnych strzałów, zabawy różnym typem wyposażenia oraz szansami na pokonanie rywali. Co prawda posługiwanie się gadżetami jest całkowicie niewygodne i w zasadzie znacząco obniża ogólne doświadczenia, jednakże sam postęp w tym, że chętnie sięgamy po liczne “pukawki”, aby sprawdzić ich faktyczną moc, użyteczność w różnych sytuacjach oraz wyjątkowość sprawia, że zdecydowanie warto docenić autorów za to, jak wielką pracę wykonali w tej sferze. Właśnie poprzez taki postęp można zachwycić fanów tym, jak na przestrzeni kilku lat można skutecznie spełnić ich oczekiwania.
Pod względem walki w kosmosie teoretycznie wszystko przeprowadzono poprawnie i nieco zręcznościowo, ale… największym problemem jest konkurencja. Mniejszy oraz powstający również od kilku lat EVERSPACE 2 może się pochwalić bardziej zaawansowaną symulacją, dopracowanymi mechanikami, bardziej różnorodnym systemem walki czy pomniejszymi aspektami wypadającymi po prostu lepiej. Co gorsza, Bethesda… prawie w ogóle nie oferuje realnego lotu, ponieważ pomiędzy licznymi miejscówkami przemieszczamy się z użyciem szybkiej podróży. Ta w zasadzie jest wymuszana, a poruszanie się swoim pojazdem stanowi tak naprawdę element najwygodniejszy i najszybszy sposób i to pomimo faktu, że obsługa wszystkich menu jest wybitnie męcząca.
Ze względu na małą ilość i rolę lotów, ostatecznie jeszcze mocniej na tym wszystkim traci. Można nieco odnieść wrażenie, że nie jesteśmy do końca traktowani poważnie, a sam ten aspekt rozgrywki nie odgrywa istotnej roli. Osobiście podchodziłem do niego z małą niechęcią, gdyż rola rozwoju, częstotliwości faktycznego odkrywania kosmicznych przestrzeni czy modyfikacji statku… są momentami małe. Jasne, gdy pójdziemy tę ścieżką jest nieco inaczej, ale całościowo aspekt poruszania się na długie odległości nieco zaprzecza jednemu z najważniejszych systemów w całej grze.
Niektóre elementy z założeń Stafielda sprawiają, że tytuł okazuje się problematyczny. O ile w moim przypadku możliwe było pozbycie się szeregu błędów, w zasadzie tych specjalnie nie uświadczyłem, o tyle gorzej jest z samym projektem świata. Technicznie składa się on z licznych osobnych miejscówek, pomiędzy którymi przemieszczamy się poprzez nasz statek. Ta opcja odbywa się poprzez określone menu, pomiędzy którymi będziemy dziesiątki, setki czy nawet tysiące razy przeklikiwać się, co bardzo szybko potrafi zirytować gracza i… co gorsza to już nie ulega zmianie. W zasadzie skala jedynie rośnie, a zmniejszenie wpływu tego typu mechanik można zrealizować poprzez gromadzenie misji i próby maksymalizacji poszczególnych sesji czy wizyt w danym miejscu.
Niestety, zgodnie z wieloma opiniami w sieci Starfield na premierę był praktycznie w ogóle nie zoptymalizowany, wyraźnie widoczne są problemy z licznymi aspektami tego procesu. Wszystko się wczytuje chaotycznie, szczególnie na słabszych konfiguracjach widoczne są zachodzące równoległe procesy, przez co w efekcie otrzymujemy niekiedy liczne kwadraty, które po kilku chwilach dopiero zmieniają się w faktyczne tekstury czy detale. Generalnie rzecz ujmując grafika nie powala, ale słabe działanie gry na komputerach osobistych niestety dodatkowo dobija oraz eksponuje najgorsze strony projektu. Ten niestety w niczym nie może się równać z Cyberpunkiem 2077, szczególnie po ostatnich aktualizacjach, a nawet nie jest w stanie poradzić sobie z niedawno wydanym Star Wars Jedi Ocalały, gdzie także Respawn Entertainment nie popisało się w dziedzinie doszlifowania sposobu funkcjonowania produkcji właśnie na PC-tach. Aż dziw bierze, że przecież jeszcze kilka lat temu zespół potrafił oferować solidny poziom pod tym względem, a Skyrimem w zasadzie i w tej sferze potrafiono pozytywnie zaskoczyć.
Efekt jest taki, że nawet na dość mocnych konfiguracjach nie można czerpać pełnego zadowolenia z odkrywania faktycznie imponującego pod względem skali kosmosu, pomiędzy którym możemy realnie sprawnie się przemieszczać. Odnoszę nawet wrażenie, że gdyby przeniesiono o kilka tygodni czy miesięcy debiut wersji na komputery osobiste, zdecydowanie wiele zyskałoby właśnie to wydanie. A tak niestety najlepszym rozwiązaniem jest albo ulepszenie swojego zestawu (jak “polecał” Todd Howard), albo odczekanie aż wprowadzone zostaną odpowiednie poprawki oraz rozwiązania w ramach współpracy z AMD.
Teoretycznie pod względem wizualnym Starfield stanowi kolejny krok w rozwoju gier oraz samego studia Bethesda Game Studios, jednakże… pojawiają się i tutaj pewne wyraźnie widoczne kontrasty. Otóż z jednej strony możemy niekiedy liczyć na naprawdę pozytywnie zaskakująco szczegółowe tekstury, które prezentują się świetnie. Z drugiej jednak nie brakuje licznych problemów z ich wczytywaniem, odpowiednim zarządzaniem nimi oraz osadzeniem ich w ramach całego świata przedstawionego. Przedmioty czy budynki wyraźnie zostały zaprojektowane od zera i prezentują się najlepiej, a z drugiej strony nie brakuje zdecydowanie zbyt odstających drzew, traw czy też szerszego rozumianej przyrody, która ewidentnie jest jedynie ulepszeniem/wariacją wcześniejszych rozwiązań znanych ze Skyrima czy Fallouta 4. Tego typu kontrast jest o tyle problematyczny, że występuje bardzo często i niezwykle mocno rzuca się nam w oczy.
Podobnie sprawa ma się ze strojami czy niektórymi animacjami postaci, obok których dostrzec możemy kiepsko prezentujące się dialogi. Dodatkowe ujęcia w trakcie rozmowy to zdecydowanie za mało, aby rzeczywiście stanowić postęp, szczególnie gdy niektórym wyrazom twarzy brakuje naprawdę wiele do konkurencji. Widać, że nie wszystkie cyfrowe mięśnie działają, przez co uśmiechy bywają szkaradne, a niektóre miny są komiczne czy po prostu niezwykle sztuczne. To niedopracowanie jedynie się pogłębia w chwili, gdy dochodzi do prób dokonania przybliżenia, efekt negatywnie nas poraża. W trakcie walki niestety nie jest lepiej, a niektóre elementy wyglądają jak żywcem przeniesione z Fallouta, bez wykonania żadnego kroku do przodu…
O ile niektóre poprawione tekstury, lepsze oświetlenie czy naprawdę niezłe efekty cząsteczkowe poprawiają ogólne doświadczenie, o tyle nie jest to po prostu wystarczające. Zwiedzanie licznych, wygenerowanych czy zaprojektowanych planet nie robi nawet takiego wrażenia, jakie potrafił sprawić wspomniany EVERSPACE 2, gdzie niektóre układy potrafią zachwycić swoim pomysłem oraz wysokim poziomem wykonania. RPG-owa konkurencja oraz doświadczenie zespołu niestety nie potrafi się przebić designem, skupiając się bardziej na sporej skali oraz przywiązaniu do fizyki, co spodoba się fanom, ale nie zrobi wrażenia na niedzielnych czy mniej zaangażowanych graczach. Cząsteczkowe efekty, zacięte symulacje walk czy liczne przedmioty, z którymi możemy wejść w interakcje to kolejne zalety, które warto dostrzec, nawet jeżeli liczne miski czy podzespoły to jedynie nic niewarte śmieci.
Przyznam się szczerze, że najpewniej najbardziej zawiodła mnie ścieżka dźwiękowa, która nie potrafiła wzbudzić u mnie większych emocji. Jasne, ten aspekt nie powinien się przewijać, jednakże poza głównym motywem tak naprawdę niczego innego nie kojarzę ze Starfielda, co przebijałoby się przez moją głowę. Lepiej jest w przypadku udźwiękowienia, które faktycznie gdzieś tam przyjemnie docierało do uszu, było jednoznaczne oraz umożliwiało skuteczniejsze orientowanie się w aktualnej sytuacji. Najgorzej jest w sferze informacji o stanie zdrowia postaci, przez co nie raz i nie dwa zdarzyło mi się zginąć bez świadomości tego, na jakiej granicy przetrwania znajdowała się moja postać.
Pod względem tłumaczenia Starfield skutecznie radzi sobie ze w zasadzie wszystkimi wypowiedziami, dialogami, czy najważniejszymi informacjami dostarczanymi poprzez interfejs. Widać, że spędzono sporo czasu, aby nie natrafiła się żadna większa gafa, co przy sporej ilości treści nie było łatwym zadaniem. Na szczęście ten cel udało się zrealizować, a problemy dotyczą jedynie ogólnych problemów komunikacyjnych i sygnalizacyjnych całej gry.
Fani ostatnich gier Bethesdy z pewnością poczują się zadowoleni ze Starfielda, ponieważ ten RPG oferuje podobną jakość, założenia, może się pochwalić mniejszą ilością problemów technicznych czy jeszcze większą dawką zawartości oraz towarzyszącej jej swobody. Nie zmienia to jednak faktu, że optymalizacja w zasadzie nie występuje, ciągłe ekrany ładowania potrafią naprawdę zmęczyć, a niewygodny interfejs jedynie pogłębia to doświadczenie. O ile część problemów udało się studiu wyeliminować, o tyle… odczuć możemy, że zupełnie nowa marka ma spore kłopoty. Widać, że zespół nie wykonał kroku w przyszłość i mocno odstaje nawet od mającego już osiem lat Wiedźmina 3 Dziki Gon. Można wręcz odnieść wrażenie, że producenci nie zauważyli sporych zmian w branży i czynią coś na wzór Piranha Bytes z ich grami dla określonej grupy graczy.
I jak tu ocenić ten tytuł? Teoretycznie jest to najbardziej dopracowany projekt od czasu The Elder Scrolls V Skyrim, a z drugiej strony kosmiczna przygoda posiada na tyle dużą porcję kiepskich pomysłów czy rozwiązań, że ciężko jest przyjemnie odkrywać imponujący kosmos. Tak fizyka oferuje imponujące dokonania, produkcja dostarcza niezwykle dużą dawkę ścieżek oraz możliwości… ale z drugiej strony nawet i główna kampania nie jest zachwycająca. Starfield to dobry debiut nowej marki, względem której oczekiwania były wyższe. Ostatecznie potencjał zmarnowano, a potrzebne będą miesiące, aby dostarczyć graczom satysfakcjonujące w większym stopniu doznania.
Recenzowaliśmy wersję na komputery osobiste (Steam).
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu