Mario Party to seria gier, które są odpowiedzią Nintendo na potrzebę posiadania tytułów z niewielką barierą wejścia, lekkim tematem i dużym potencjałem na grę wieloosobową. Czyli coś, co najpewniej będziecie chcieli odpalić na imprezie, na którą zaprosicie osoby niekoniecznie będące konsolowymi wyjadaczami.
Jeśli nie znacie tego cyklu, śpieszę z wyjaśnieniem, czego się po nim spodziewać. Dla mnie jest to forma wieloosobowego wyścigu, który można porównać do gry planszowej z rzutami kostką i specjalnymi przedmiotami lub polami urozmaicającymi rozgrywkę. Jednocześnie jest to pełnoprawna gra wideo, ponieważ bardzo często przenosimy się w niej do szybkich mini-gierek.
Na Nintendo Switch, czyli obecnej generacji konsol, ukazały się dotychczas dwie pełnoprawne produkcje z tej serii. Super Mario Party zachwycało wykorzystaniem Joy-Conów, czyli małych, ale niezwykle responsywnych kontrolerów z żyroskopami. Druga z gier, czyli Mario Party Superstars, stawiała na sprawdzone pomysły z wcześniejszych odsłon i jest świetną propozycją dla osób, które nie chcą machać padami lub mają dodatkowe kontrolery bez żyroskopów.
Gdy już wszyscy spekulowaliśmy, jakie nowinki technologiczne zaoferuje przyszła konsola Nintendo oraz jak będą wyglądać przyszłe gry je wykorzystujące, Japończycy nagle zapowiedzieli nowy tytuł z serii Mario Party na obecną generację. Co więcej, okazało się, że jest to najbogatsza i najbardziej uniwersalna odsłona imprezowej serii w historii!
Zacznę od intrygującego podtytułu tej odsłony, czyli angielskiego słowa „Jamboree”, co można przetłumaczyć jako „zlot”. Co to oznacza dla samej gry? Odnosi się to do zmian w standardowym trybie rozgrywki, czyli Mario Party, gdzie na planszy co jakiś czas lądują znajome postaci ze świata Mario i spółki. Oczywiście nie są tylko ozdobą, ponieważ przybysze znacząco wpłyną na przebieg zabawy. Po pierwsze, wszyscy gracze będą starali się zdobyć względy specjalnych gości w nowych mini-grach. Zwycięzca pozyska postać, która pozwoli mu rozstawiać dodatkowe pułapki, kupować taniej przedmioty i tak dalej. Gracze z towarzyszami dostaną też dodatkowe premie z pól, na których się zatrzymają.
Mam wrażenie, że niejeden producent gier na tym zakończyłby prace i uznał grę za gotową. Tymczasem „zloty” to tylko jedna z nowinek w Super Mario Party: Jamboree – i wcale nie największa.
W głównym trybie opisanym wyżej można grać w cztery osoby lokalnie, przez internet lub z komputerem. W wielu wcześniejszych częściach mogliśmy bawić się tylko w podstawowym trybie, okazjonalnie z jednym lub dwoma dodatkowymi. Tymczasem „Super Mario Party: Jamboree” aż ugina się od licznych opcji rozgrywki, zresztą przekonajcie się sami. W kolejnych akapitach pokrótce je opiszę.
W tym miejscy zgromadzono tryby gry nastawione głównie na wykorzystanie żyroskopów Joy-Conów:
To tryb dla jednego gracza, który może zmagać się z innymi graczami online lub ze sztuczną inteligencją. Dostępne są tu dwie opcje:
Zazwyczaj dostajemy po prostu galerię odkrytych gierek i tyle, ale tym razem jest tu bardzo dużo różnorodności:
Jakby tego było mało, tym razem pomyślano nawet o samotnych graczach! Oczywiście, w większość z wcześniej opisanych opcji rozgrywki można byłoby zagrać samemu z komputerem, ale nic nie zastąpi odrobiny fabuły i rozwiązywania zadań. Wybieramy tu postać, a następnie udajemy się na plansze znane z trybu Mario Party. Tym razem możemy się po nich jednak w miarę swobodnie poruszać. Naszym zadaniem będzie pomóc „obsłudze” przygotować owe plansze do właściwiej rozgrywki w Mario Party. A to coś komuś przyniesiemy, a to zagramy w mini-grę, aby w końcu zrekrutować towarzyszy do starcia z bossem, co pozwoli nam ukończyć daną planszę.
Sami widzicie, że każdy znajdzie tu coś dla siebie, ponieważ różnorakich trybów jest tu bardzo wiele. W każdym napotkacie dużo mini-gier, niekiedy nawet dedykowanych dla danej formy rozgrywki. Jednak jak to wszystko wygląda na ekranie?
Przy premierze „The Legend of Zelda: Echoes of Wisdom” miałem obawy o wydajność konsoli Nintendo, ale Jamboree wygląda świetnie i nie odnotowałem żadnych spadków płynności. Dodatkowo, obok ogromu trybów, Nintendo umożliwiło wybór kontrolerów, dzięki czemu, jeśli nie mamy czterech Joy-Conów, możemy wybrać opcje mini-gier bez ruchu.
Pod koniec generacji dostaliśmy tytuł, który spokojnie mógłby być jednym z tzw. „console sellerów” następcy Switcha. Mocno polecam tę grę na rozgrywkę ze znajomymi, nawet jeśli będą po raz pierwszy trzymać kontroler w ręku. Można grać zarówno na jednej kanapie, jak i przez internet. A co więcej – gra solo też daje frajdę! To także ciekawa propozycja do zabawy z dziećmi. Kolejny tytuł, za który jeszcze mocniej polubiłem Nintendo. Oby tak dalej!
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu