Takie sobie, nie przepadam za przygodówkami
Lubię sobie najpierw poczytać opinie o grze, zanim zainstaluję ją na swoim komputerze, by zagrać. Tak też zrobiłam zanim zakupiłam kolejną przygodówkę firmy Daedalic Entertainment. Przeczytam wiele przychylnych informacji na jej temat. Zaciekawiona i podniecona nową grą, udałam się do sklepu, kupiłam, zainstalowałam, odpaliłam i po jakimś czasie już wiedziałam, że nie jest to pozycja, która mogłaby mnie zachwycić, czy oczarować na tyle, by móc przyznać jej najwyższą ilość punktów w mojej punktacji. The Dark Eye:Chains of Satinav (Klątwa Wron), to przeciętniak, który nie rozczarowuje, ale i nie powala na kolana. Oprócz niewątpliwie wielu zalet, pozycja nie uniknęła wad, które rzucają cień na całą rozgrywkę, obniżając końcową ocenę.
Wszystko zaczyna się w krainie zwanej Andergast, w której po wielu latach ma w końcu zapanować pokój. Król spodziewając się wizyty królowej Nostri, która przybywa, by przypieczętować pokój między dwoma krainami, organizuje zabawę, w której udział mają wziąć wszyscy młodzieńcy z okolicy. W turnieju Dębowego Liścia, startuje także bohater opisywanej przeze mnie gry, młodzieniec imieniem Geron. Chłopak ten został kiedyś przygarnięty przez łowcę ptaków Gwinnlinga. On wyuczył go fachu, więc, tak jak ojciec i Geron jest ptaszołapem. Nasz kruczowłosy bohater, ma pewien dar. Potrafi za pomocą myśli tłuc przedmioty. Z powodu tej niecodziennej umiejętności, a także dzięki przepowiedni Wróża, spalonego za czary trzynaście lat temu na stosie, chłopak jest w miasteczku nielubiany. Według wizji Wróża Geron przynieść ma miasteczku same nieszczęścia, a Andergastowi rychły koniec. Gdy życie Gerona zaczyna biec w dobrym kierunku, po wygranym konkursie może zyskać przychylność króla, jego przybrany ojciec, pewien, że Wróż powrócił, wysyła Gerona do lasu, w poszukiwaniu Nimfy, która jak twierdzi jest kluczem do pokonania czarodzieja. I tak zostaje wplątany w przygodę, której się nie spodziewa. Oprócz ratowania swej ojczystej krainy, przyjdzie mu chronić Nimfę Nuri i pozbyć się jasnowidza.
Jak widzicie fabuła nie wnosi w świat gier przygodowych nic nowego. Kolejny raz przyjdzie nam kogoś, lub coś ratować, spodziewając się, że wszystko jak w bajkach dobrze się kończy. Na szczęście oprócz "odgrzewanego kotleta" w postaci fabuły, nie jest aż tak nudno, jak to może wydawać się na początku rozgrywki. Zdarzają się zwroty akcji, wspominki na temat kolejnych morderstw, a w końcu i oglądane przez nas mordy. Czasami bywa nieco strasznie.
The Dark Eye: Chains of Satinav, w Polsce znane jako: Klątwa Wron, to klasyczna przygodówka point&click, zatem obsługiwanie jej nie sprawi nam żadnej trudności. Postacią Gerona sterujemy za pomocą myszy. Jej lewym przyciskiem zabieramy i używamy przedmioty, zaś prawym oglądamy. Tak, jak w klasycznej grze adventure, tak i tu bardzo ważne są rozmowy, które przyjdzie nam prowadzić. Niestety czasami miałam wrażenie, że było ich za dużo, a niektóre z nich do niczego nie prowadziły, a nawet mieszały mi w głowie. Niemniej jednak warto pamiętać, by rozmawiać z każdą postacią napotkaną na swej drodze na każdy temat.
Podczas rozgrywki, jak to w takim rodzaju gier bywa, zbierać będziemy przedmioty, które trafiać będą do ekwipunku usytuowanego na dole ekranu. Wystarczy najechać myszką na dół ekranu, by inwentarz się nam ukazał. Oprócz rzeczy, które zbiera Geron, znajdziemy w nim także notatnik naszego bohatera, w którym zapisywane są istotne dla posunięcia fabuły fakty. Interfejsu gry nauczymy się w samouczku, który bez względu na to jaki tryb rozgrywki wybierzemy, będziemy musieli przejść. Twórcy gry nie przewidzieli jego pominięcia, a szkoda, bo ja nie przepadam za samouczkami i pokazywania mi wszystkiego palcem.
Tak jak już wcześniej napisałam, rozgrywkę możemy przejść na dwa sposoby. Możemy ruszyć na łatwą wyprawę przeznaczoną, jak twierdzą twórcy dla nowych poszukiwaczy przygód. Druga opcja to tryb trudniejszy, przeznaczony dla doświadczonego poszukiwacza przygód. Wszystkie ułatwienia zostaną w niej wyłączone. Można je jednak włączyć w dowolnej chwili. Jeśli mowa o ułatwieniach, to kliknięcie klawisza spacji podświetla wszystkie aktywne przedmioty i miejsca w lokacji, pozwalając nam znaleźć istotny przedmiot, potrzebny do ruszenia fabuły do przodu lub rozwiązania zagadki. W grze znajdziemy szereg zagadek przedmiotowych, a także kilka zadań logicznych, które do trudnych nie należą, co pewnie ucieszy tych, którzy w przygodówkach cenią przede wszystkim grywalność i nie zamierzają siedzieć nad jedną zagadką wiele godzin, tym bardziej, że nie ma opcji pominięcia zadania, tak jak to w wielu przygodówkach tej firmy bywało. Każde poprawnie wykonane zadanie sygnalizowane jest dźwiękiem dzwoneczka, który jest pomysłem ciekawym, wykorzystywanym już w kilku pozycjach, w które zdarzyło mi się zagrać.
Mocną stroną gry, oprócz całkiem ciekawych zagadek jest muzyka. Szczególnie ślicznie ona brzmi w intrze Jest tak klimatyczna i pasująca do fabuły, że nie wyobrażam sobie, by mogła brzmieć inaczej. Mogłam jej słuchać i słuchać godzinami. W całej rozgrywce oprawa dźwiękowa trzyma dość wysoki poziom, czego niestety nie można powiedzieć, ani o samych animacjach, ani o animacjach postaci.
O ile animacjom samym w sobie można wiele wybaczyć, bo to tylko rysunki, które poprzedzać mają wydarzenia, które wkrótce zadzieją się w grze, to do animacji postaci muszę się przyczepić, bo są fatalne. Geron porusza się malutkimi kroczkami, tak jakby miał związane nogi, a jego bieganie, to raczej kicanie, które jest zwyczajnie śmieszne. Dodatkowo rysownicy chyba nie bardzo wiedzieli jak ma naprawdę wyglądać Nuri, bowiem w animacjach prezentuje się zupełnie inaczej niż w rzeczywistej rozgrywce.
Znalazłam też wiele pomniejszych błędów, takich jak robienie ludzika z kasztanów bez użycia rąk, czytanie tabliczek bez podejścia do nich i wiele innych. Mocną stronę gry jest grafika, szczególnie tła, które wyglądają przepięknie. Gorzej prezentują się postaci, których rysunek przypomina mi trochę gry z rodzaju hidden-object, co oczywiście złe nie jest, bo razem tworzy całkiem ładną oprawę graficzną.
Słabo prezentuje się również dubbing. Praca aktorów nie należy do najwyższych lotów. Czasami jest wręcz mdła, a emocje wyrażane głosem sięgają zera. Przy takiej ilości postaci, które spotykamy w grze, oczekiwałam wiele barwnych osobowości, które intonacją głosu aktorów, oddadzą charakter ludzki, a odnalazłam tylko dwie takie postaci, wśród których nie znalazł się niestety Geron. Są nimi Nuri i krasnolud Gram. To chyba najbardziej charakterne postaci gry, choć naiwność Nuri, której Geron mógł wcisnąć każde kłamstwo, każdą bajeczkę, czasami jest irytująca. Mimo to jej osoba jest najbardziej wyraźnie zarysowana przez aktorkę podkładającą głos w wersji angielskiej gry, w jaką grałam pisząc ten artykuł. Niestety nie miałam okazji zagrać w niemiecką wersję, która być może jest zdecydowanie lepsza. W Polsce gra dostępna jest w polskiej wersji kinowej, czyli w postaci polskich napisów.
Podsumowując, moje oczekiwanie względem kolejnego dzieła Daedalicu były niewspółmierne z tym, co otrzymałam. Nie twierdzę, że gra nie jest godna uwagi, owszem jest, choćby ze względu na swoją grywalność i niezłe zagadki, a także pewien rodzaj melancholii i smutku tu się przewijający , pasujący do baśniowej formy rozgrywki. Gdyby tylko pewne rzeczy zostały w grze zmienione i poprawione, otrzymała by ona ode mnie jedną z najwyższych not, a tak traktowana jest na growy przeciętniak.
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu
Polecam:)