Seria Atlantis jest znana i ceniona przez większość fanów gier przygodowych na całym świecie. Kolejne jej odsłony przyciągały do monitorów spore grono przygodomaniaków. Gdy w roku 2007, owa przygodówka pojawiła się na polskim rynku, prędko znalazła zwolenników, wśród których była, a jakże i moja skromna osoba. Kilka lat później, postanowiłam odświeżyć sobie Atlantisa i z myślą napisania recenzji zasiadłam do piątej części, zatytułowanej The Secrets of Atlantis: The Sacred Legacy. Opisywana przeze mnie pozycja, nie stanowi kontynuacji poprzednich gier i nie jest z nimi w żaden sposób powiązana pod względem fabularnym. Przedstawia ona graczom zupełnie nową historię, która rozgrywa się w roku 1937.
Wszystko zaczyna się na pokładzie sterowca Hindenburg. Właśnie skończyła się w Niemczech długa i wyczerpująca konferencja, w której udział brał młody inżynier aeronautyki, Howard Brooks. Mężczyzna wypoczywa z dumą spoglądając na pokład sterowca, którego jest jednym z twórców. Słucha radosnego gwaru dochodzącego ze stoików niewielkiej restauracji, co jakiś czas wyglądając przez okno. Z zadumy wyrywa go dziwny hałas wokół siebie. Po chwili czuje tępy ból głowy i traci przytomność. Gdy ją odzyskuje, na pokładzie Hindenburga panuje głucha cisza. Howard wędruje na dół, do maszynowni, gdzie spotyka mężczyznę ze złamaną nogą. Od niego dowiaduje się całej prawdy. Okazuje się, że padł ofiarą pewnej grupy okultystycznej, która szukała tajemniczego przedmiotu, który to rzekomo nasz bohater dostał kiedyś od swego ojca. Tak pan inżynier rozpoczyna przygodę, dzięki której zwiedzi wiele zakątków świata, zaczynając w biurowca Empire State Building w Nowym Jorku, a kończąc w świątyni w Mezopotamii. Oprócz wspomnianych przeze mnie miejsc, razem z młodym inżynierem, do którego w między czasie dołączy piękna pani archeolog oraz emerytowany żołnierz, gracz zwiedzi Chiny, Indie, czy wspomnianą Mezopotamię.
Każdy zakątek, do którego się w grze udamy, jest odmienny kulturowo i graficznie. Po względem grafiki gra wyraźnie wzoruje się na poprzedniczkach, choć momentami wypada w porównaniu z nimi bardzo blado. Lokacje są mało wyraźne, tła zamazane i niedopracowane, choć bywają momenty, gdzie jest względnie dobrze. Wygląda to trochę tak, jakby grafikom nagle zabrakło ochoty na pracę, a ich słomiany zapał stłumiło jakieś ciekawsze zajęcie.
Nieciekawie wyglądają także animacje, wliczając w nie także animacje samych postaci. Howard w wielu cut-scenkach porusza się jakby miał poważną chorobę stawów, na dodatek w różnych animacjach, wygląda zupełnie inaczej. Po względem dźwiękowym źle nie jest, powiedziałabym, że nawet jest dobrze. Dochodząca do nas muzyczka jest adekwatna do sytuacji i zmienia się w zależności od miejsca i sytuacji, w której się aktualnie znajdujemy. Dźwięki otoczenia również brzmią wiarygodnie i naturalnie. Szum wody, śpiew ptaków, czy choćby stukot obcasów pani archeolog, brzmią jak w rzeczywistości.
The Secrets of Atlantis: The Sacred Legacy jest grą point & click, w której świat obserwujemy oczami bohatera. Nie możemy się jednak dowolnie poruszać. Stąpać będziemy po z góry określonych przez twórców drogach, kierując się ikonką białych stópek. Pomysł zupełnie nie trafiony, mnie osobiście sprawiający wiele problemów. Nie jeden raz nie potrafiłam dotrzeć na miejsce i kręciłam się w kółko, w duchu przeklinając moją niemoc i pomysł autorów gry. Błądząc po lokacjach, poruszamy się klikając lewy przycisk myszy, ekwipunek zaś otwieramy, używając prawego przycisku myszki. Aby przeprowadzić rozmowę z kolejną postacią - których jest w grze sporo - klikamy na nią, a z boku pojawią się okienka obrazujące temat, który będziemy poruszać w rozmowie. Należy pamiętać, żeby prowadzić rozmowy z każdą napotkaną postacią, czasami powtarzając opcję dialogową, choć obrazek przedstawiający temat wydaje się nam już nieaktywny.
Gra jest pozycją bardzo liniową. Nie przeprowadzimy jakowejś rozmowy, nie użyjemy przedmiotu w danym i wyznaczonym przez grę miejscu, to nie ruszymy jej do przodu, stojąc w martwym punkcie. Na domiar złego autorzy gry ograniczyli ilość slotów na zapisy do dziesięciu. W dziele, które jak każde z Atlantisów słynie ze sporej ilości zagadek, czasami dość wymagających, pomysł ograniczania save jest dla mnie niezrozumiały, żeby nie powiedzieć głupi.
Przedmioty, które zbieramy w grze, z reguły potrzebne nam będą do konkretnej zagadki przedmiotowej i zaczną być aktywne dopiero wtedy, gdy będą nam użyteczne. Tych przedmiotowych zagadek jest w grze niedużo, za to natkniemy się na mnóstwo zadań logicznych i mini gier o bardzo różnym poziomie trudności. Często aby rozwiązać zagadkę, będziemy się musieli posłużyć notatkami, które zabierzemy podczas rozgrywki lub księgami znalezionymi na półce. Czeka nas otwieranie sejfów, uruchamianie niedziałającej windy, zabawa przypominająca warcaby, układanie puzzli, gra w pokera, tworzenie barwnika, czy sudoku i wiele innych. W kilku przypadkach źle rozegrane zadanie powoduje zakończenie gry. Można je jednak powtarzać wielokrotnie.
Za produkcję owego dzieła odpowiedzialna jest Nobilis Group, zaś polskim wydawcą jest firma IQ Publishing, która to zdecydowała się na polską wersje kinową, spolszczając jedynie napisy. Lokalizacji językowa nie należy do najgorszych, ale nie uniknęła błędów. Znalazłam kilka literówek i jedno nie przetłumaczone zdanie.
Podsumowując, The Secrets of Atlantis: The Sacred Legacy, jest pozycją bardzo nierówną, w której mnóstwo błędów i niedociągnięć, przeplata się ze sporą dawką świetnych zagadek. Niestety w moim przypadku zagadki to nie wszystko. Po grze wzorowanej na niesamowitej serii, spodziewałam się czegoś co mnie zachwyci, a nie znudzi i zniechęci. Same zagadki to zdecydowanie za mało, bym uznała grę za godną dołączenia do mojej kolekcji ulubionych przygodówek.
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu