Porządny point and click? Akurat zaraz wyprzedaż, to może będzie mała zniżka :D
Zaczynając prace nad recenzją Unforeseen Incidents w mojej głowie kłębiło się tysiące myśli, niczym burza szalejąca na zewnątrz. Mnóstwo pomysłów na to, jak też rozpocząć ów tekst, co napisać w jego wstępie, co tak naprawdę powinno się w nim znaleźć, a co spokojnie mogę pominąć. Ale wiadomo, co za dużo, to nie zdrowo, toteż pozwolicie iż rozpocznie się od banalnego pytania. Chcecie bardzo dobrą przygodówkę? To mam kandydata. Oto jest Unforeseen Incidents!
Tak, tak moi mili gracze, debiutancka produkcja niemieckiego, niewielkiego, niezależnego studia Backwoods Entertainment, w którą miałam niekłamaną przyjemność zagrać dzięki uprzejmości firmy GOG.com, której serdecznie dziękuję, zachwyciła mnie od pierwszych chwil, nie tylko klasycznością wykonania, czego mi w grach tego gatunku ostatnio brakuje, fajnie wyglądającą rysunkową grafiką, ale przede wszystkim niesamowicie poprowadzoną opowieścią, świetnie rozpisanymi dialogami i rewelacyjnym angielskim dubbingiem, który równać się może grom z najwyższej półki. Co tu dużo mówić.… jest pięknie, ale o tym za chwilę.....
Małe miasteczko Yelltown nękane przez tajemniczy i niezwykle śmiertelny wirus to miejsce do którego się przenosimy. Żyje w nim młody mężczyzna, Harper Pendrell, osobnik bez konkretnej, stałej pracy, mający smykałkę do majsterkowania, chwytający się niedużych i szybkich zleceń. Protagonista wegetuje w zawalonym gratami, małym mieszkaniu, jego nastawienie do życia nie jest raczej godne naśladowania, a niewybredne żarty i mentalność lekkoducha są dominującą cechą. Proste życie przysłowiowego "niebieskiego ptaka" zmienia się (on sam zresztą też), gdy pewnego dnia odbiera telefon od zaprzyjaźnionego profesora, który prosi go o naprawę laptopa. Wracając z powrotem do domu zauważa leżącą na ulicy, umierającą dziewczynę, która wręcza mu kopertę, prosząc go, by ten dostarczył ją dziennikarce o nazwisku Halliwel. I tak nie chcący się angażować w żadne afery Pendrell zupełnie przypadkowo zostaje wciągnięty w sprawę, która zatacza coraz większe kręgi, w spisek ma skalę ogólnokrajową.
Unforeseen Incidents wprawdzie przedstawia graczom historię, którą niejeden fan gatunku przygodowego zna na pamięć, gdyż po raz kolejny pozwala nam wcielić się w bohatera, który ratuje świat, ale robi to w doskonały sposób, serwując nam dawkę emocji i rozbudzając ciekawość z każdym, kolejny jej rozdziałem. Twórcy umiejętnie zbudowali klimat tej niezwykłej przygodówki, która od nieco powolnego, leniwego pierwszego rozdziału, w następnych buduje historie dreszczykiem podszyte, pełne intryg, świetnie zarysowanych postaci, a atmosferę rodem z thrillera umiejętnie przełamuje sporą dawką humoru, przez co opowieść jest niezwykle wciągająca, a jej wielowątkowość nie pozwala ani przez moment się nudzić. A wszystko to w klasycznym przygodówkowym wydaniu.
Przygodówka studia Backwoods Entertainment jest jak już wspomniałam klasyczną produkcją "wskaż i kliknij" z wszystkimi elementami jej przynależnymi, od interfejsu, po mechaniki, na systemie zapisu kończąc. Jej tradycyjność wykonania była dla mnie tak kojącym doznaniem, że z wielką przyjemnością zatopiłam się w tej w miarę długiej, jak na standardy gier niezależnych, produkcji. Przejście jej, wraz z "obklikaniem" wszystkich interaktywnych miejsc w lokacjach (co oczywiście nie omieszkałam zrobić), zajęła mi około 6 godzin.
Grę obsługujemy jedynie za pomocą myszy, jednego jej kliknięcia. Aktywne miejsce, przedmiot, czy też osoba, z którą przyjdzie nam pogadać (a jest z kim i o czym) oznaczana jest białą kropką. Przedmiotów do zebrania, miejsc do zbadania i tym podobnych, jak zapewne się domyślacie, jest sporo. Na szczęście, co stanowi jej kolejną zaletą, twórcy udostępnili graczom możliwość podświetlania hot - spotów, poprzez kliknięcie klawisza "spacji" na klawiaturze.
Produkcja została podzielona na cztery w miarę długie rozdziały, w których jak to w przygodówkach bywa, eksplorujemy, rozmawiamy, rozwiązujemy zagadki i zbieramy przedmioty. A te trafiają do klasycznego w swym wykonaniu ekwipunku, znajdującego się na górze ekranu, który wysuwamy najechawszy kursorem myszy na odpowiednie miejsce. Zebrane rzeczy są w nim nazwane, możemy je ze sobą łączyć, a każdy z nich po wcześniejszym na nie kliknięciu, zostanie przez naszego bohatera opisany, niejednokrotnie, żartobliwie.
Cieszy, szczególnie mnie, przygodową tradycjonalistkę i zwolenniczkę klasycznego, ręcznego zapisu, możliwość save'owania gry w dowolnym momencie. Ilość slotów na zapis jest wprawdzie ograniczona i kiedyś się kończy (wolałabym brak ograniczeń zważywszy na pisanie poradnika) lecz już sam fakt, ze taka opcja jest w grze dostępna pozwala mi Unforeseen Incidents postawić kolejny, zasłużony plusik.
Rozgrywkę wzbogacono o inne, pomniejsze typowe dla klasycznego jej wykonania aspekty, jak choćby podwójny klik myszki, który spowoduje szybkie przemieszczanie się protagonisty z jednej, do drugiej lokacji, czy też mapę, dzięki której Harper w cudowny, typowy dla gier adventure sposób znajdzie się natychmiast w innym, czasami bardzo odległym miejscu.
Unforeseen Incidents jest przygodówką wykonaną w formie jaką uwielbiam w grach tego typu. To rysunkowe 2D, z prześlicznymi tłami, mnóstwem szczegółów i ciekawym miksem animowanego i komiksowego stylu, w którym postacie są na barwne, pełne elementów tło, nałożone niczym kolorowa wycinanka z papieru. Nie jest to może dzieło sztuki graficznej i z pewnością nie może równać się grami z segmentu AAA, ale w tym wypadku, w grze mającej charakter tajemniczości o trochę mrocznym klimacie, łamanym dawką humoru, prezentuje się iście mistrzowsko, przywodząc na myśl choćby świetne Dead Synchronicity, które póki co nie doczekało się kontynuacji.
I choć sama animacja postaci nie należy do najlepszych stron tegoż produktu, bowiem poruszają się one tragicznie, bądź przebierając nóżkami jak manekiny, sztywno i zbyt sztucznie, bądź (jak choćby Harper) miast schodzić po schodach jak człowiek, prześlizgują się po nich jak po lodzie.
Równie dziwnie prezentują się growe zbliżenia na twarz danej postaci i choć na duży plus zasługuje wyjątkowo dobrze zgrany ruch ust osoby, z tym co mówi, to ogólny wygląd takiej istoty, mimika twarzy, czy jakowyś jej grymas prawie tu nie występuje, nie licząc oczywiście zamykania i otwierania powiek.
Hm.… kocham i jednocześnie nienawidzę przygodówek za ich długość i niezliczoną ilość dialogów. Unforeseen Incidents zalicza się jednak do tej pierwszej grupy, gier, które moją miłość do przygodówek podsycają właśnie gadaniną, bo ta nie tylko gwarantuje nam świetnie rozpisane rozmowy, w których mamy możemy sobie wybierać, ale i serwowana jest z tak doskonałym angielskim dubbingiem, że aż dziw, że twórcami tej niewielkiej, niezależnej gry jest trójka panów: Marcus Bäumer, Matthias Nikutt i Tristan Berger.
Tu każda nawet najmniejsza rola odegrana jest profesjonalnie, z uczuciem, zaangażowaniem i poczuciem obowiązku. Nic nie jest tu ani sztuczne, ani wymuszone, ot pełny profesjonalizm, począwszy od rzucającego żartobliwe, czasami kąśliwe, chwilami niesmaczne żarty Harpera Pendrella, przez dziennikarkę Jane Halliwel, aż po postacie drugo- i trzecioplanowe. Jeśli lubicie przywiązywać się do bohatera, którym w grze kierujecie, to macie to w Unforeseen Incidents zagwarantowane.
Nie tylko świetna angielska wersja i doskonała praca aktorska pieścić tu będzie Wasze uszy. Dźwiękową rozkosz zapewnią także melodie, które towarzyszyć będę nam podczas zabawy, a te są tak bardzo dobrze dopasowane, że śmiem twierdzić, że nie można było tego zrobić lepiej. Przyznam się, że przystawałam na moment, by posłuchać tej, czy innej lecącej w tle muzy, by zasłuchać się jeszcze raz w dźwiękach, które budowały klimat niezwykle mocno i niewiarygodnie dobitnie.
Nieco gorzej wypada kwestia dźwięków otoczenia, które tak naprawdę są bardzo słabo zarysowane, prawie niesłyszalne, żeby nie powiedzieć szczątkowe.
Każda szanująca się gra adventure musi, zaprawdę powiadam Wam, musi, szczególnie ta, która mieni się być produkcją zaliczaną do gier bardzo dobrych (a niewątpliwie Unforeseen Incidents do takich należy), zadania logiczne, tudzież przedmiotowe i tym podobne. I tak też jest w przypadku opisywanego przeze mnie projektu.
Natkniemy się tu na szereg zadań związanych z eksploracją lokacji, która zakończy się odnalezieniem potrzebnego nam przedmiotu, który oczywiście użyjemy w przypisanym mu przez grę miejscu, by ruszyć fabułę do przodu. Wiele czynności związanych z używaniem zebranych przez nas rzeczy ma tu charakter złożony, jak choćby zapewnienie portierowi rozrywki w postaci oglądania telewizji, by jako Harper dostać się do księgi meldunkowej, czy rozpalanie ogniska, w którym czynności wykonywać musimy w określonej kolejności i wiele innych.
Zadania czysto logiczne i wszelakie łamigłówki, w których pobawimy się w hakera odpowiednio przestawiając znaczniki, ustawimy częstotliwość w radiu, pokierujemy linie łapiąc zasięg i odkrywając właściwe położenie szukanego przez nas miejsca, czy też spróbujemy wpisać właściwy kod do szyfrowego zamka, oprócz logiki ćwiczyć będą także naszą spostrzegawczość. W tym wypadku w ruch pójdę notatki, czy też zrobione przez nas screeny, gdyż tu, czy ówdzie twórcy skrzętnie ukryli podpowiedź do kolejnego zadania, czy to właściwy kod, czy też potrzebną nam inną informację. Możecie być pewni, nudzić się nie będziecie.
Właściwie powinnam tę część recenzji pominąć, bowiem wszystko na temat gry, głównie tego pozytywnego, już zostało przeze mnie opisane. Unforeseen Incidents mimo drobnych niedociągnięć, zapewne związanych z ograniczonym funduszem, jest produkcją zadziwiająco dobrą, która potwierdza przytoczoną już gdzieś przeze mnie tezę, iż niemiecki naród kocha przygodówki i w tworzeniu ich jest naprawdę doskonały. Ten wyjątkowo udany debiut w świecie gier przygodowych pozwala mi radośnie spojrzeć w przyszłość mojego gatunku, który wśród twórców niezależnych tworzy projekty o cudownym i wyjątkowym klimacie, wykonane w uroczej, kreskówkowej grafice, wypełnione przemyślanymi, ale i nie bardzo skomplikowanymi łamigłówkami, dając jako wisienkę na torcie cudowną angielską wersję. I tylko żal wielki, iż nie znalazł się żaden rodzimy wydawca, który zachciały tę rewelacyjną grę spolszczyć, by móc cieszyć się świetną grą aktorską, czytając polskie napisy. Liczę, że ten szczęśliwy moment kiedyś nastąpi, czego sobie i oczywiście Wam życzę, zachęcając jednocześnie do zapoznania się z Unforeseen Incidents, bo warto.
Porządny point and click? Akurat zaraz wyprzedaż, to może będzie mała zniżka :D
Zadecydowanie porządny point & click z prawdziwego zdarzenia, polecam :)
no wygląd i animacje postaci bardzo kują po oczach, zadanie ratowania świata to straszna sztampa i bardzo to mdłe. sam świat całkiem przyjemnie się prezentuje, widać ten spoko klimacik.
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu
Pewnie nie przyłożyli się do animacji ze względu na fundusze, ale całokształt nie wygląda źle ;).