Zawsze uważałem się za fana wszelkiego rodzaju gier strategicznych. Przy
Age of Empires spędziłem mnóstwo czasu, drugie tyle przy
Herosach, a pomiędzy nimi znalazłem jeszcze czas na city buildery od Impressions Games i nieco inne tytuły, których już dzisiaj nie nazwę. Dla trzeciego Warcrafta byłem zdolny na poświęcenie w postaci gry przy 15 klatkach na sekundę, zaś oburzenie z powodu niemożności uruchomienia drugiej odsłony Polanów na moim wiekowym komputerze pamiętam do dzisiaj.
Myślałem więc, że ze strategiami z okolic przełomu poprzedniego stulecia jestem dość obyty, a jednak jakimś cudem z Close Combat ani podobnymi produkcjami jakoś do tej pory nie miałem styczności. Przyznam że, zdążyłem się już nieco odzwyczaić od tego typu gier, jak również od sposobu, w jaki serwowano graczom bardziej skomplikowane produkcje jeszcze kilkanaście lat temu.
Początek okazał się...
W błogiej nieświadomości zainstalowałem więc
Close Combat: Cross of Iron. Po uruchomieniu w moim domu powiało latami dziewięćdziesiątymi. Sama gra jednak nie ukazała się w czasach, gdy Britney Spears tańczyła w mundurku szkolnym, lecz kilka dni przed tym, gdy ogoliła sobie głowę na łyso, czyli 13 lutego 2007 roku. Choć gra działa na silniku, który w dniu premiery miał już 10 lat, w opcjach bez problemu udało mi się ustawić rozdzielczość full HD, która działa zresztą bardzo sprawnie. Program nie burzy proporcji grafik rozciągając je na siłę, wie kiedy dodać wokół obrazu czarne obramowanie a grafiki interfejsu nie przejawiają żadnych dziwnych zachowań. Problem z nimi jest jednak taki, że na 24-calowym ekranie są koszmarnie małe, a dobre 2/3 paska na dole ekranu, przeznaczonego na elementy służące do sterowania naszymi oddziałami pozostaje zawsze puste.
Z racji, że z niczym podobnym nie miałem jeszcze styczności, wybrałem z menu głównego opcję Boot camp, czyli tutorial, który miał mnie nauczyć mechanik rozgrywki. Prędko doceniłem ułatwienia oferowane przez samouczek. Gdyby nie strzałki wskazujące, którymi jednostkami mam wykonać ruch, prawdopodobnie nigdy nie znalazłbym moich żołdaków, którzy są po prostu mikroskopijni. Strzałki to jednak jedyny przyjazny element, jaki zobaczyć można w samouczku. Ogranicza się on do zdawkowych tekstowych opisów i co rusz odsyła do liczącej sobie ponad 70 stron instrukcji, która najwyraźniej w międzyczasie została chyba nieco przemodelowana, gdyż gra m.in. po szczegóły na temat przemieszania jednostek namiętnie odsyła do rozdziału 2, który w kilku słowach informuje, jak rozpocząć nową grę. Ponadto w czasie samouczków dzieje się naprawdę niewiele, a przy domyślnych ustawieniach gry, nasze jednostki poruszają się w spowolnionym tempie. Jeśli tego ustawienia nie zmienimy, siedzenie i oczekiwanie na kolejne okienko z tekstem może nas zniechęcić do zabawy już na samym starcie.
Mimo całej jałowości tutoriala, można tutaj zauważyć pewien progres w stosunku do poprzednich odsłon serii - w obozie szkoleniowym
Cross of Iron graczom prezentowane są bowiem podstawowe taktyki przydatne w walce, co wcześniej nie było wcale takie oczywiste.
Im dalej w las...
Misje przygotowane przez autorów skupiają się na konflikcie Nazistów i Sowietów. Kierując wojskami stron konfliktu możemy sprawdzić się nie tylko w kampanii, ale także w różnorakich operacjach wojskowych przygotowanych dla nas przez autorów, których jest tu naprawdę sporo, gdyż w grze są zawarte także mapki z Close Combat III: The Russian Front. Oprócz zmagań z komputerem przygotowano także możliwość starcia się z żywym przeciwnikiem w trybie sieciowym.
Sama rozgrywka stara się być bardzo bliska realizmowi. Jednostek jest pod dostatkiem, a kierując nimi trzeba zwracać uwagę nie tylko na to, czy mają się one za czym schować przed ogniem nieprzyjaciela. Jeśli przeciwnik uzyska nad naszymi żołdakami znaczną przewagę, stracą oni wolę walki i poddadzą się. Aby tego uniknąć musimy więc stosować różnorakie manewry, by poprzez chociażby działania dywersyjne czy też poświęcenie słabszych oddziałów przeważyć szale zwycięstwa na swoją stronę. Z systemem osłon wiąże się jednak pewien poważny mankament – ma na niego wpływ ukształtowanie terenu, którego na mapie ukazanej z lotu ptaka po prostu nie widać. Trzeba więc rozstawiać żołnierzy poniekąd na chybił-trafił, sprawdzając na bieżąco w jakim stopniu są kryci. Realizm obrano za priorytet także projektując uzbrojenie wojsk. Ich zasięgi i skuteczność są konieczne do uwzględnienia przy planowaniu naszych forteli. Oprócz klasycznych ustrojstw zaczepno-obronnych, do dyspozycji mamy także różnorakie zabawki zdolne do wygenerowania zasłon dymnych, którymi możemy zdezorientować wroga lub przed nim ukryć.
Grafika dalej daje radę?
Od strony oprawy audiowizualnej projekt wypada dość słabo i to nie tylko patrząc z punktu widzenia daty wydania produktu, lecz również jak na standardy końcówki lat 90-tych. Ukazane z lotu ptaka płaskie pole bitwy pod koniec ubiegłego stulecia nie powalałoby pięknem, ale wyglądałoby poprawnie. O wiele gorzej sprawa ma się z jednak jednostkami na mapie, które jest ciężko od siebie odróżnić, a przy wyższych rozdzielczościach trudno je w ogóle zauważyć, jeśli nie zdecydujemy się na włączenie opcji obrysowywania ich obwódkami, wskazującymi na wybrany przez nas parametr opisujący dany oddział. Ascetyczna jest również oprawa dźwiękowa. Muzyka zasadniczo nie występuje, więc z głośników dobiegną nas tylko odgłosy strzałów oraz co jakiś czas komunikaty żołnierzy w języku rosyjskim i niemieckim, z których możemy się dowiedzieć na przykład, że jeden oddział zakończył manewr, a inny się poddał.
Ogrywając
Close Combat: Cross of Iron w roku 2018 miałem więc niestety do czynienia z niezbyt atrakcyjną mieszanką. Archaiczna oprawa i bardzo toporne wprowadzenie do rozgrywki dały się we znaki. Sam samouczek zajął mi parę dobrych wieczorów, poświęconych na siedzenie przed komputerem i grzeczne czekanie, aż mróweczki na ekranie zrobią co im kazałem. Rozgrywka przyniosła nieco lepsze wrażenia, ale niestety nie udało jej się wciągnąć mnie na dłuższy czas i grałem bardziej z obowiązku niż z przyjemności.
Z pewnością dla fanów serii, którzy pamiętają Close Combat z dawnych czasów jest to pozycja warta uwagi, która dostarczy im masę zabawy, jednak dla osoby zaczynającej przygodę z serią w czasach współczesnych, chyba lepiej byłoby zacząć od którejś z nowszych odsłon.
Gorąco dziękujemy GOG.com za udostępnienie kopii Close Combat: Cross of Iron do stworzenia recenzji!
Morał z tego taki, że przy tych starszych tytułach, to lepiej się trzymać klasyków i nie tykać gier, o których nikt nie pamięta :)