Wstęp
Jak byście się czuli, gdyby Wasze prowadzone przez ponad dziesięcioletnie studio zajmujące się programowaniem gier nie wydało żadnego chociażby średniawego tytułu, skupiając się tylko na współpracy z innymi twórcami oraz okazjonalnych tworzeniu i porzucaniu projektów? Jestem przekonany, że spora część z Was w końcu rzuciłaby wszystko i oddała się innej pracy zarobkowej. Nieco inaczej jednak było w przypadku Arkane Studios, które w następstwie wieloletniego marazmu zainteresowało się steampunkiem i stworzyło projekt życia, który szerokim echem odbił się w branży growej.
Wydaje się, że wszystko już widzieliśmy – główny bohater, motywowany chęcią zemsty, bezlitośnie likwidujący każdą przeszkodę na swojej drodze. Rozbudowany system krycia się przed przeciwnikiem, wspomaganie przez nadprzyrodzone moce, nawet ratowanie dziewczynki – znamy to, prawda? Wiele znakomitych gier zaprezentowało już podobną mechanikę – BioShock, Thief, Hitman, Deus Ex. Jednak wspomnianej już ekipie udało się zebrać najlepsze elementy w/w tytułów i scalić je w jedno, okrasić dodatkowo wciągającym klimatem i nieliniową rozgrywką. Voilà – przepis na sukces.
Fabuła Dishonored
Na początku rozgrywki zostajemy rzuceni na głęboką wodę, i to dosłownie. Corvo Attano, bo tak nazywa się główny bohater, rozpoczyna swą przygodę od wejścia do łodzi. W ramach ekspozycji dowiadujemy się o ważnej roli, jaką pełnimy w królestwie, mianowicie przydzielono nam stanowisko najbardziej zaufane – Cesarskiego Obrońcy, który właśnie powraca, by zdać z relację z wypraw do odległych prowincji w celu zyskania antidotum na tajemniczą chorobę ogarniającą coraz większą ilość bezbronnych poddanych.
Wydaje się, że nasza sielanka trwa dalej. Powoli dopływamy do celu przeznaczenia, jeno z daleka oglądając kiedyś piękne, dzisiaj dosyć ponure miasto Dunwall. Docieramy wreszcie tam, gdzie wszystko wydaje się być w porządku – do zamku Cesarzowej, gdzie zaraza nie ma wstępu, a wszystko stwarza chociażby złudzenie stabilności i spokoju. Najpierw spotykamy się z bliską nam osobą – Emily Kaldwin. Mała cesarzówna jest bardzo rada z naszego przybycia. Ani się nie obejrzymy, a kolejno zmierzamy do samej Cesarzowej.
Właśnie w tym momencie tak naprawdę zaczyna się główna rozgrywka – władczyni Jessamine Kaldwin zostaje bestialsko zamordowana na naszych oczach, a skrytobójcy przy okazji uprowadzają małą Emily. Wszystko dzieje się bardzo szybko; już niedługo później pojawiają się straże, a my zostajemy kozłem ofiarnym. Naszym oponentom daje to pretekst, by umieścić nas w więzieniu Coldrige, gdzie bez silnie oczekujemy na wykonanie kary śmierci. W tym właśnie momencie otrzymujemy niespodziewaną pomoc z rąk tajemniczych stronników. Teraz naszym celem jest tylko jedno – uratowanie dziewczynki i przykładne ukaranie naszych oponentów.
Rozgrywka/mechanika
Jedną z najważniejszych rzeczy, o których trzeba wspomnieć, jest nieliniowość gry. Jaki jest główny cel – wiadomo, lecz dróg do jego osiągnięcia jest bardzo dużo. Tylko od naszego widzimisię zależy, czy zostaniemy miłosiernym obrońcą porządku niemającym na swoim koncie żadnych ofiar, czy może staniemy się bezlitosnym zabójcą nieliczącym się z niczym. W tym momencie ujawnia się jedna z niespodzianek, jaką przygotowali twórcy. W zależności od dokonanych przez nas wyborów, gra sama na to reaguje. Zabijanie cywilów – większa ilość zarażonych płaczków i nowe hordy wściekłych szczurów, gotowych rzucić się na niemal każde żywe stworzenie. Pozbywanie się strażników bez mrugnięcia okiem – i już nawet przyjazne osoby zaczynają patrzeć na nas z odrazą. Dunwall, niczym świat w wierszach Norwida, swobodnie kreowane jest za pomocą emocji i czynów nam towarzyszących. Godnym odnotowania jest to, że ta psychizacja krajobrazu nie oddziałuje wyłącznie na relacji między bohaterem a NPC-ami, ale również reszta składników świata przedstawionego reaguje na nasze poczynania.
Na to klimatyczne miasto składa się nie tylko to, jak ono wygląda, ale również, w jaki sposób można wchodzić z nim w interakcję. Skutkuje to tym, że główna i, wydawałoby się, oczywista droga do celu wcale nie jest tą najbardziej efektywną i efektowną. Gra, poprzez wiele ukrytych sekretów, wręcz zachęca nas do podjęcia poszukiwań dróg alternatywnych, w zamian ofiarując ciekawszy czy mniej problemowy sposób przedostania się do upragnionej lokacji. Odnalezienie go w końcu skutkuje satysfakcją z dobrze wykonanego zadania. Nieco zaskakiwać może to, że śledzeni przez nas oponenci po którymś z kolei wczytaniu gry mogą całkowicie zmienić swoją trasę czy zachowanie, co zmusza nas do weryfikacji wcześniej ułożonych planów. W miejscu tym warto zaznaczyć, że interakcja z napotkanymi bohaterami niezależnymi czasami może doprowadzić do tego, że w jakiś sposób staną się oni pomocni, oferując nam możliwość zaopatrzenia się w sprzęt czy ulepszenia, ale też możemy dzięki nim otrzymać dodatkowe kościane amulety.
Wspomniane przedmioty i runy są rzeczami, które staramy się zebrać przez okres całej naszej rozgrywki. Pierwsze, mogące początkowo mogą być wykorzystane do trzech sztuk jednocześnie, stanowią pasywną pomoc, zwiększając stan many czy zmniejszając otrzymane obrażenia. Drugie zaś stanowią swoistą walutę, za pomocą którą kupujemy czy ulepszamy kolejne interesujące nas moce, takie jak teleportacja na krótkim dystansie, możliwość opanowania istoty żywej lub spowolnienia czy nawet całkowitego zatrzymania czasu. Odkryć te przedmioty pozwala nam artefakt w postaci tajemniczego mechanicznego serca, które jest zdolne mówić własnym głosem. Nie zapomniano również o walce bezpośredniej – w wachlarzu broni Corvo dostępne są takie wynalazki jak pistolet, kusza z ładunkami wybuchowymi, bełtami usypiającymi czy zwykłym pociskami, a także rozmaite wynalazki w postaci kluczy przeprogramowujących machiny, pułapki czy granaty.
Oprawa audio–wizualna
Dunwall. Jest nam dane obejrzeć tylko niektóre fragmenty tego ciekawego miasta. Przemykając się brudnymi uliczkami cały czas można dostrzec jego dawną świetność – mnogość stylów architektonicznych budowli, potężne pomniki industrializacji w postaci zakładów i fabryk oraz całe otoczenie, mocno nasuwające skojarzenia z epoką wiktoriańską. W tym przypadku podstawą osiągnięć techniki jest nie energia wytwarzana za pomocą silników zasilanych węglem, ale wielorybi tran – tajemnicza, rafinowana substancja, która pozwoliła sięgnąć po rzeczy niedostępne wcześniej żadnemu człowiekowi. I w tym aspekcie podobne jest to do czasów rewolucji przemysłowej – charakterystyczne jest to, że cały niemal czas obserwujemy biedotę, która choruje lub już tylko ledwo wegetuje oraz obracamy się w towarzystwie elity, która nie zamartwia się takimi przyziemnymi sprawami jak problemy najuboższych czy praca fizyczna. Kłuje w oczy i wywołuje boleść w sercu brak klasy średniej, która jest oznaką dobrze uformowanego społeczeństwa – właśnie tutaj można dostrzec, że postęp oprócz korzyści, niesie ze sobą również zagrożenia.
Oglądając to zdegenerowane miasto zapełnione w znacznym stopniu przez szczury i ofiary zarazy – płaczków, nie sposób uniknąć skojarzeń z „Dżumą” Camusa. Naturalizm, jaki wyziera z każdego zakamarka, najlepiej chyba widać w momencie, gdy naszym oczom ukazuje się coś na kształt tramwaju transportującego ludzkie zwłoki, co nasuwa skojarzenia z literackim pierwowzorem tego motywu. Spotykane przez nas na każdym kroku fragmenty notatek i dzienników pozwalają tylko na głębsze zanurzenie się w świat przedstawiony, co może być nieco psute przez to, że tak wyraziście wykreowany bohater w postaci Corvo jest niemal całkowicie niemy, co utrudnia postrzegania go jako integralną część otaczającego świata.
Jeśli chodzi o muzykę dedykowanej grze, to można wiele mówić o paru naprawdę niezłych kawałkach wpadających w ucho. Nie ma ich wiele, lecz wykonanie i treść takiej piosenki jak chociażby Drunken Whaler przyprawia o ciarki na plecach. Dziewczynka śpiewająca drżącym, delikatnym głosem o skutkach pijaństwa mrozi krew w żyłach, ale zarazem fascynuje. Warstwa audio jest kolejnym składnikiem całego świata, który został wykonany z pieczołowitością, mając za zadanie przynieść odbiorcy jak najbardziej pozytywne wrażenia z rozgrywki.
Podsumowanie Dishonored
Nie sposób jednak przedstawiać całej gry w superlatywach. Mechanika produkcji posiada niewielką ilość błędów, takich jak okazjonalne utknięcia w jakimś miejscu (z czego na szczęście zawsze wybawieniem jest teleportacja). Mogą też denerwować niektóre zachowania strażników, takie jak szybka utrata zainteresowania poszukiwaniem bohatera po tym, jak mignął gdzieś nieopodal czy bezkarne wychylanie się zza osłon, nawet tuż przez strażnikami. Trzeba uczciwie przyznać, że pomimo tych drobnostek Dishonored to nadal kawał porządnej rozgrywki, mogący przynieść kilkanaście godzin dobrej zabawy. Arkane Studios postarało się, tworząc nową markę, która zyskała pokaźne grono fanów oczekujących na więcej, jeszcze więcej, gdyż te kilkanaście godzin rozgrywki wywołuje mały niedosyt.
Jedna z gorszych gier.