Dorian Morris Adventure to jedna z takich gier, która powstawała na tyle długo, że w międzyczasie wielu graczy zdążyło o niej zapomnieć. Przygodówka stworzona przez rodzime niezależne studio Forestlight Games, zanim trafiła na Steam, miała nie raz pod górę. Niestety trudy te, może przypadkiem, przeniesiono także do gry. Twórcy nieco ubarwili to co tak właściwie dostaliśmy. Ci gracze, którzy sądzili, że zagrają w przygodową grę coachingową, mającą kształtować ich świadomość psychologiczną, mogli być nieco zawiedzeni, a przynajmniej odczuwać pewien niedosyt. Co zatem zagrało? A o czym należałoby zapomnieć? Postaram się to przekazać w mojej recenzji, do której przeczytania, serdecznie zapraszam.
Historia, którą opowiedziało graczom polskie studio Forestlight Games nie jest niczym nowym, czego już nie wiedzieliśmy w innych grach przygodowych. Ale ograwszy tytuł śmiem sądzić, że nie o fabułę w tej grze chodzi, a raczej o samą rozgrywkę. Ale ponieważ przygodówka recenzowana przygodówka posiada jakiś wątek fabularny, należy o nim napisać.
Opowieść skupia się na tytułowym Dorianie Morrisie. Nasz bohater, tak jak spora część z nas, potrzebował od życia kopniaka, by w końcu ruszyć do przodu. Tym bodźcem, motorem napędowym do tego, by dowiedzieć się kim nasz Dorian chce w życiu być, w jakim kierunku zmierza, był dziadek. Szalony i znany podróżnik, bohater jego dzieciństwa, badacz i odkrywca, od dłuższego czasu, dokładnie od 6 miesięcy nie dawał znaku życia. Zaniepokojony tym faktem młodzieniec, zaczynał się poważnie martwić.
Zaniepokoił się znacznie bardziej, gdy pewnego dnia do jego domu zapukał notariusz, wręczając mu zapieczętowaną kopertę z listem od dziadka. Razem z wiadomością dostał także klucz do domu dziadunia. Niewiele myśląc Dorian ruszył w podróż, by w domu dziadka poszukać jakiś informacji o jego zniknięciu.
W posiadłości dziadka oczywiście nie znalazł, ale natrafił na księgę tajemnic, papugę, którą musiał nakarmić oraz na wiele wskazówek, których rozwiązanie dawało mu podpowiedź do kolejnej zagadki. To miało pokierować go ku jego przeznaczeniu. Dorian musiał decydować kto jest jego sprzymierzeńcem, kto wrogiem, jednocześnie uświadamiając sobie swoją wartość jako człowieka, bawiąc się także nieco w domorosłego psychologa.
Zabawa w grze polega na czymś, co twórcy określają jako zabawę coachingową, a tak naprawdę jest jedynie szeregiem pytań i odpowiedzi, które napisano tak, że właściwie nie jest możliwe wyraźne określenie naszej postawy. Zadania i wyzwania w psychologicznym stylu mają w grze jeden wyraźnie zarysowany cel, mają ubarwiać rozgrywkę, nieco ją wydłużać, a tytuł wyróżniać spośród innych przygodówek. I to się zdecydowanie udało zrobić.
Bowiem te wszystkie elementy owszem są zachowane. Jak najbardziej w pierwszym momentach stanowią jakąś atrakcję, ale z czasem stają coraz bardziej dziwne i według mnie nieco na siłę wciśnięte do gry. Wygląda to mniej więcej tak, jakby deweloperzy starali się na przymus zrealizować plany jakie sobie założyli, tylko w międzyczasie zabrakło na nie pomysłu.
Nie bardzo wiem, w którym momencie rozgrywki znajduje się ten realny coaching i czego ma nas nauczyć, poza wyraźnymi momentami, w którym stajemy przed zadaniem związanym choćby z pierwszą pomocą czy jasno określonym wyborem moralnym.
Zadania, które pojawiają się w grze mają pokierować gracza na właściwe życiowe ścieżki. Część z nich pokazuje jasne i ciemne strony, każe zastanowić się nad sensem życia i wybrać odpowiednie dla nas zajęcie. Tak! Część niesie takie właśnie przesłanie i to jest, trzeba to podkreślić zaletą bardzo logicznej rozgrywki. Ale większość psychologicznych elementów to zwyczajnie klikanie w tę lub w inną odpowiedź. To jednak odrobinę za mało by mienić się grą coachingową z psychologicznym przesłaniem.
Problemem Dorian Morris Adventure jest to, że tytuł nie bardzo wie w jaką stronę chciałby pójść, jaki rodzaj rozgrywki graczom miałby zaoferować. Nie dostajemy w niej gry opierającej się o coaching, a jedynie jego namiastkę. Nie dane nam także zmierzyć się z klasyczną przygodówką.
Opisywany tytuł tak naprawdę jest klasyczna grą logiczną, której bliżej do przygodowego escape roomu. Otrzymujemy zadanie do wykonania, które otwierają kolejne zadania. Poznajemy część hasła, które pozwala odkryć całą zagadkę, albo jedynie część tajemnicy.
Zagadki znajdziemy w grze przeróżnej maści, od tych banalnie prostych, po te trudniejsze, wymagające myślenia, kombinowania, a także czytania ze zrozumieniem. I choć wiele zadań nie ma logicznego uzasadnienia i z fabułą nieco się gryzie, a nawet wciśnięta jest tam na siłę, to ilość łamigłówek w tak krótkiej grze, jest raczej zadowalająca.
Do każdego zadania mamy w księdze, jaką zabieramy na początku, pewną podpowiedź. Nie jest ona nam podawana wprost i na tacy, a stanowi jedynie sugestię. Czasami podpowiedź sama w sobie jest zagadką, co nie jest najlepszym pomysłem.
Nad sposobem sterowania również nie należy się za bardzo rozwodzić. Jest to klasyczna przygodówka w stylu „wskaż i kliknij”, w której bohaterem sterujemy za pomocą myszy. Nie możemy jednak do końca swobodnie się poruszać. Niestety czasami trafiamy na niewidzialne ściany, które Dorian nie jest w stanie pokonać.
Opisywana przygodówka wpisuje się w gatunek tych klasycznych także dzięki zbieraniu przedmiotów, które używamy we właściwym miejscu. Szkoda tylko, że deweloperzy nie zdecydowali się na ich nazwanie. Rzecz, która trafia do ekwipunku zlokalizowanego na górze ekranu przez taki schemat, staje się mało czytelna. Ja osobiście nie przepadam za taką właśnie formę interfejsu.
Ciekawiej prezentuje się notatnik, czyli wspomniana już księga, która przez swoje wykonanie i styl, jest bardzo tajemnicza. Tylko czemu czcionka, jaką jest napisana jest taka malutka? Tego nie rozumiem. Sympatycznie przedstawiają się także zagadki, które wykonano w formie pisanej, na kartach książki czy notatnika. One, podobnie jak animacje są w większości narysowane, bo tak, jest to forma rysunkowa, w czarno-białym kolorze, albo w barwach bardzo stonowanych, na przykład w odcieniach brązu.
Niestety Dorian Morris Adventure to kolejny tytuł, który nie ustrzegł się błędów. Zdarzało mi się wielokrotnie mieć problem z zapamiętywaniem przez grę mojego zapisu. To powodowało, że musiałam przechodzić rozgrywkę od początku.
Zmorą było stopowanie się bohatera i wpadanie na wspomniane już niewidzialne ściany. Co gorsza pojawiały się także błędy w polskiej wersji językowej. Gra na szczęście posiada polską lokalizację, co liczę jej na plus. Powiecie, że przecież to tytuł rodzimy, więc nie ma w tym nic dziwnego. I tak, będziecie mieli rację, ale jest niestety na rynku wiele polskich gier, nie dostępnych w naszym ojczystym języku.
W przypadku Dorian Morris Adventure problem pojawia się głównie z wersją angielską, w której trafiają się naprawdę poważne braki w tłumaczeniu, a mnóstwo tekstu, szczególnie pod koniec, jest już tylko po polsku.
Wybaczcie, ale nie mogę powiedzieć także nic dobrego na temat muzyki, bo ta jest tak powtarzalna i jeszcze tak przeraźliwie głośna, że pierwszą czynnością jaką należy zrobić, to jej przyciszenie. Ja postawiłam w końcu na jej całkowite wyciszenie, co przyniosło moim uszom zdecydowaną ulgę.
Wielka szkoda, że Forestlight Games nie zechciało urozmaić zabawy, wbrew wszystkiemu, z ciekawą logicznie rozgrywkę, nastawioną na wyzwania umysłowe, jakąś miłą ścieżką dźwiękową lub spokojniejszą linią melodyczną.
Naprawdę chciałabym napisać o grze, rodzimym przygodowym projekcie, w samych superlatywach, ale niestety nie mogę. Sytuację gry ratują nieco zagadki, których jest sporo, i choć większość już gdzieś się w jakiś grach przewijało, to ich ilość, w trzeba tu sobie otwarcie powiedzieć, krótkiej grze, wydaje się satysfakcjonująca. Problem w tym, że ta posiada mnóstwo błędów, których być nie powinno w tytule na którego stworzenie twórcy mieli aż tak dużo czasu.
Obiecywana rozgrywka coachingowa, oparta o wiedzę o ludzkim umyśle, teorie psychologiczne i testy osobowościowe, to trochę sformułowania nad wyraz. Tak naprawdę albo odpowiadamy na pytania, albo bierzemy udział w zadaniach typu pierwsza pomoc i tym podobnych. Do tego dochodzą błędy językowe, brak klarowności w zagadkach i powtarzalna, z czasem denerwująca muzyka.
Na plus zdecydowanie ilość zagadek, przyjemna dla oka grafika i długość rozgrywki, która jest na tyle krótka, by nas sobą nie zamęczyć. Jeśli nie przeszkadzają Wam jakieś niedoróbki, a lubicie klasyczne gry logiczne, to Dorian Morris Adventure może się Wam spodobać. Nie liczcie jednak na coś co powali Was na kolana, bo tak się nie stanie.
Bardzo dziękujemy Forestlight Games za udostępnienie gry do recenzji!
Testowaliśmy grę w wersji na komputery osobiste PC na Steam.
Spis treści:
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu