Cyberpunkowy, dystopijny klimat to teraz niezwykle popularna tematyka w grach, wszelakiej gatunkowo maści. Takim przedstawieniem rzeczywistości postanowiło zająć się także Chaosmonger Studio w klasycznej przygodówce typu „wskaż i kliknij”, jaką jest ENCODYA. Miałam, dzięki uprzejmości twórców okazję sprawdzić ów tytuł a co o nim sądzę, postaram się Wam przekazać w recenzji, do której przeczytania, serdecznie zapraszam.
Przyznam się, że ENCODYA pod względem fabularnym wprowadziła mnie w stan lekkiej melancholii, a nawet smutku. Ba…..w pewnym momencie byłam nawet przekonana, że ta skończy się nie tak jakbym chciała. Nie mniej jednak historia, mimo naprawdę dystopijnego, ciężkiego klimatu i pewnych problemów natury raczej technicznej, potrafi wciągnąć.
Opowieść rozgrywa się w futurystycznym mieście przyszłości, w którym samochody latają, technika znacznie posunęła się do przodu, a społeczeństwo zatopiło się w cyberprzestrzeni, często tracąc kontrolę nad swoim życie. Ludzie zajęci sobą i okularami wirtualnej rzeczywistości, nie mają czasu na opiekę nad swoimi dziećmi, dla których tworzą roboty. Te jako niańki, opiekunowie, a nawet przyszywani rodzicie, stoją na straży ich rozwoju, często z mieszanym skutkiem.
Historia opowiedziana w opisywanej przeze mnie przygodówce, skupia się wokół dziewczynki, sieroty mieszkającej na dachu pewnego domu, w Neo-Berlinie roku 2062. Dziecko ma na imię Tina i jest rezolutną, nawet chyba za sprytną, jak na swoje dziewięć lat, dziewczynką, której towarzyszem jest robot SAM - 53, specjalnie skonstruowany by ją chronić, pomagać i wspierać.
Tina jakiś czas temu straciła matkę, a kontakt z tatą, który zniknął, nagle się urwał. Dziecko żyje na ulicy, przeszukując śmietniki by znaleźć coś do jedzenia lub radząc sobie na wszelakie możliwe sposoby. Pewnego dnia odkrywa nagranie, dzięki któremu wydaje się, że łapie kontakt z własnym tatą, o którym tak naprawdę niewiele wie.
Postanawia go odnaleźć i wypełnić, a właściwie dokończyć jego misję przywracania społeczeństwa Neo-Berlina do stanu sprzed techniczną agresją. Rusza więc wraz ze swym robotem – przyjacielem w podróż, która ma odmienić nie tylko jej życie, ale i życie wielu innych.
Przygodówka, z którą miałam się okazję poza wersją demo, zapoznać teraz w pełnym wydaniu, to jak wspomniałam klasyka w tym gatunku, czyli „wskaż i kliknij” obsługiwane za pomocą myszy. O tym jak odbywa się sterowanie postacią, a nawet postaciami, pozwolę sobie opisać w kolejnej części recenzji, w tej skupię się na stylu gry, jej przesłaniu i oprawie, która jest zachwycająca.
Najpierw jednak słów kilka o wspomnianym przesłaniu, jakie tytuł zdaje się ze sobą nieść. Jesteśmy jako ludzie zatopieni w świecie, w którym technologia staje się coraz bardziej rozwinięta i coraz agresywniej wkracza w nasze życie. Gra doskonale ten postęp obrazuje, jednocześnie, jej pomysłodawca - Nicola Piovesan, przedstawiając fikcyjne miasto przyszłości, pokazuje co może wydarzyć się jeśli pozwolimy technice przejąć nad nami kontrolę, zatapiając się w cyberprzestrzeni zbyt mocno i zbyt dosadnie.
Hmm….smutna to opowieść o życiu, nas samych i samotności, która niesie jednak bardzo pozytywny wydźwięk. Jest także historią o przyjaźni, wielkiej, choć dalej utrzymanej w klimacie cyber-technologii. Bo oto mamy ludzką bohaterkę, małą sierotę Tinę, której całym życiem, wsparciem, przyjacielem i wiernym druhem jest robot, istota wykonana z metalu i elektroniki, a jednak zachowująca się jak człowiek, mająca uczucia jak człowiek i kochająca jak człowiek.
Świat, który przemierzamy nie jest jednak wcale taki różowy. Miasto rządzone przez niejakiego burmistrza Rumpha, pragnącego zniewolić wszystkich w klatkach cyber-technologii, jest pełne niesprawiedliwości, nieprzyjaznych ludziom robotów, czy ograniczeń, które wydają się narastać, mnożyć i stawać się coraz bardziej uciążliwe. Czy osoby, które żyją w takiej rzeczywistości uświadamiają sobie jak naprawdę jest? To już inne pytanie, które zdają się zadawać twórcy, bardzo bezpośrednio odnosząc się do nas samych.
A pytają i pokazują taką rzeczywistość nie tylko dosłownie, ale i poprzez styl graficzny tej przepięknej gry, stworzonej w urokliwym, klasycznym stylu przygodowym. Stanowi on połączenie rysunkowego, ręcznie malowanego 2D, z przecudnymi pastelowymi tłami i domieszką 3D, choć w nie dosłownej formie. Gra graficznie została podzielona na części, jak sama gra na rozdziały.
Otóż w pierwszej części wędrujemy po wspomnianym Neo-Berlinie mierząc się z mechanizmami, cyberprzestrzenią, mnóstwem dokładnie i szczegółowy zobrazowanych lokacji. Całość jest utrzymana w kolorach błękitu, brudnego i jakby przyćmionego problemami miasta przyszłości.
Druga część przygodówki, choć techniką i przedziwnymi urządzeniami stoi, przedstawia zupełnie inny graficzny klimat. Nagle wkraczamy w morze zieleni, w świat nieco baśniowy, zagadkowy i uroczy, na swój cyberpunkowy sposób.
Rozgrywka w graficznych „ochach” i „achach” ubarwiana jest licznymi animacjami, które nie tylko podbijają styl tejże przygodówki, ale i budują nastrój niepokoju, któremu grze nie brakuje.
Zachwycałam się już graficzną otoczką gry ENCODYA, więc czas najwyższy skupić się na samej rozgrywce i tym czym tak naprawdę jest ta gra, której twórca, jak wielokrotnie wspomina, wzorował się na kilku znanych, zarówno seriach przygodowych, jak i filmach.
Jak wiecie ENCODYA to klasyka w stylu point and click, obsługiwana za pomocą myszy. Gracze do dyspozycji mają ikonę „lupy”, która pozwala przyjrzeć się miejscu, postaci czy przedmiotowi bliżej; ikonę „ust”, służącą do rozmowy oraz ikonę „dłoni z kluczem francuskim”, potrzebną do wykonania interakcji.
Podczas wędrówki po licznych lokacjach, postacie, bo wspomnę tylko, że mamy możliwość kierowania dwiema osobami, zajmują się zbieraniem, jak w klasycznej przygodówce bywa, mnóstwa przedmiotów. W tym miejscu pozwolą sobie na chwilę się zatrzymać. Przyznam się, że zbierania niektórych rzeczy nie pojmuję, bo wiele z nich nigdy nie użyłam. Być może jest w grze jakieś inne ich zastosowanie, a może ich zbieranie jest zwyczajnie zbędne. Jeśli jest to ta druga opcja, to niestety przypisałabym to grze na minus, gdyż nie ma nic bardziej dziwnego, jak zaśmiecanie przygodówkowego ekwipunku niepotrzebnymi klamotami.
Wracając do zbierania, to zebrany inwentarz trafia oczywiście do ekwipunku, który w przypadku danej postaci, jaką kierujemy, prezentuje się nieco inaczej. Grając Tiną ten wygląda jak plecak. Możemy go uruchamiać klikając na ów plecaczek znajdujący się w prawym dolnym rogu, albo aktywując pasek z rzeczami, na dole ekranu, poprzez kółko myszy.
Bagaż zbieranych przedmiotów w przypadku SAM-53, którym także kierujemy to metalowa skrzynia, czy coś w tym rodzaju. Ten znajduje się w tym samym miejscu. Obie postacie mają ten sam zestaw przedmiotów, bez względu na kogo i kiedy się przestawimy.
Każdy przedmiot, który zbieramy jest odpowiednio nazwany, dana postać jakoś nam go opisze, a wiele z nich będzie w ekwipunku łączonych. Dzięki temu, jak na klasyczną przygodówkę przystało, otrzymamy nową rzecz, która dzięki swemu użyciu, popchnie rozgrywkę do przodu.
Trochę szkoda, że twórcy nie pokusili się na wyodrębnienie przedmiotów Tiny i SAM-a 53, dając możliwość na wymieniania się rzeczami, tym bardziej, że każda z postaci ma w grze swoje zadanie i jest w stanie wykonać nieco inne czynności.
SAM-53 z racji bycia robotem może rozmawiać z innymi przedstawicielami swojej „rasy”, nie tylko rozumiejąc ich mowę, ale i znajdując z nimi wspólny język. Tina natomiast może prowadzić rozmowy z ludźmi i wykonywać zadania, które małej dziewczynce, sprytnej i szybkiej, wychodzą zwyczajnie lepiej. SAM służy także Tinie nie tylko jako przyjaciel, ale i pomocnik, sięgający wyżej niż ona i będący silniejszy niż ona.
Autorzy tejże przygodówki pokusili się o pewien system podpowiedzi, który posiada SAM-53. Zapytany przez Tinę, która czuje, że utknęła, da jej drobną, ale zarazem nie oczywistą podpowiedź. Takich w grze jednak nie uświadczycie. Pomocny staje się także rodzaj notatnika, lista zadań, którą aktywujemy za pomocą żółtego wykrzyknika znajdującego się w prawym górnym rogu. Kliknąwszy na niego, pojawia się lista czynności, które w danej lokacji, czy w danym rozdziale powinnyśmy wykonać.
Gra została także podzielona na stopnie trudności, więc zaczynając rozgrywkę możemy sobie wybrać czy chcemy jakieś podpowiedzi od twórców, czy skupimy się na samodzielnym poszukiwaniu. A trzeba zaznaczyć, że jako gra wzorowana na starszych tytułach przygodowych, pracy i przeszukiwania kolejnych lokacji, jest naprawdę sporo. Czasami idziemy pod jedną dosłownie rzecz, przenosząc się do zupełnie oddalonej, odległej miejscówki.
Na szczęście w grze została wbudowana mapa, dzięki której szybko przeniesiemy się do nowych miejsc, a tych jest w każdym rozdziale, a jest ich pięć, sporo. Obraz mapy znajdziemy w lewym dolnym rogu ekranu.
Płynne przenoszenie się między lokacjami, za pomocą mapy, to nie wszystko. W grze wbudowano także możliwość szybkiego przemieszczania się między lokacjami, także samą postacią, poprzez podwójne kliknięcie lewego przycisku myszki. Dana postać w ten sposób także biega. Wspomnę także o możliwości przenoszenia się między postacią Tiny i SAM-53, które odbywa się poprzez kliknięcie danej ikony postaci. Znajdziecie je w lewym górnym rogu ekranu.
Niestety podróżowanie po lokacjach często nie odbywa się zbyt płynnie, gdyż te, szczególnie między lokacjami, także poruszając się po schodach, zacinają się, a raczej gra się przycina. Są do dosłownie momenty, ale zaburzające płynność gry. Trochę te lekkość rozgrywki niszczy też stałe ładowanie się lokacji, w których wprawdzie widzimy uroczo biegnących SAM-a i Tinę, ale taki stan rzeczy wybija nieco z przygodowego rytmu.
Kolejnym plusem tejże przygodówki jest jej oprawa muzyczna i muzyczno – dźwiękowa. Oj….ta jest bogata we wszystkie możliwe muzyczne motywy, które zmieniają się i świetnie współgrają z tym co dana lokacja sobą reprezentuje.
Do naszych uszu dochodzą dźwięki elektroniczne, doskonale pasujące do cyberpunkowego klimatu Neo-Berlina, czy cudne odgłosy natury i echo, które odbija się i łączy z głosami zarówno Tiny, jak i SAM-a 53. Do tego dochodzą stale zmieniające się melodie, które dostatecznie i pełnie budują klimat tej ślicznej przygodówki.
Będąc przy dźwiękach, należy wspomnieć o świetnej wersji angielskiej i doskonałemu dubbingowi. Mój numer jeden stanowi tu aktorska, która wciela się w postaci Tiny. Może wprawdzie dziecko jest zbyt sprytne i za dorosłe, jak na swój wiek (czasami mocno to widać i czuć), ale rozmowy jakie prowadzi i jak są one wypowiadane godne jest pochwały. Świetny dubbing jest właściwie przypisany każdej postaci, która wyraża emocje w sposób jakie one powinny być wyrażane. Smuci się gdy smucić powinna, cieszy się gdy jest jej wesoło, a i potrafi wyrażać niezrozumienie, gdy taka sytuacja ma miejsce.
Ilość dialogów jakie w grze przeprowadzimy jest spora, część zagadek, o których zaraz wspomnę, opiera się właśnie na rozmowach, ale niestety gra nie jest dostępna w polskiej wersji językowej. To wielka szkoda, gdyż wielu graczy ta niedogodność, zwyczajnie zniechęca do zagrania w grę. Przez to tracą naprawdę świetną zabawę. Mocno liczę na to, że kiedyś będzie mi i innym graczom, dane zagrać w nią w języku polskim.
Na koniec zostawiłam sobie element, bez którego nie byłoby przygodówek i każda szanująca się takowa produkcja, nie mogłaby się mianem przygodowej zwać. Oczywiście chodzi o zagadki, łamigłówki, zadania i wszelakie takie typu czynności.
Po pierwsze ENCODYA to klasyka, czyli nie zabrakło w niej wspomnianych rozmów. Linii dialogowych jest mnóstwo i część zagadek to właśnie na nich się opiera i im jest poświęcona. Nie ruszymy gry do przodu, dopóki nie przeprowadzimy z daną postacią odpowiedniej rozmowy. Ona nie tylko da nam odpowiedź i umożliwi rozwiązanie zagadki, ale i stanie się naszym przygodowym, umysłowym wyzwaniem.
Sporą część gierki stanowią rzecz jasna zagadki przedmiotowe, które opierają się na klasycznym stylu. Przeszukujemy lokacje, a to czasami wcale nie jest takie proste, bo szukaną rzecz zwyczajnie można przegapić, a następnie albo ją z czymś łączymy, tworząc nowy przedmiot, albo używamy od razu we właściwym miejscu.
Inną grupę zadań tworzą klasyczne łamigłówki logiczne, które są zarówno banalnie proste, jak i nieco bardziej skomplikowane. Przyznam się, że momentami gra wprowadzała mnie w konsternację, gdzie i dlaczego rozwiązanie zagadki (szczególnie dotyczącej posługiwania się komputerem), właśnie tak wygląda i skąd taka właśnie odpowiedź. Nie wiem, czy tylko ja mam takie odczucie, ale zagadki logiczne czasami bywają w grze ENCODYA, mało logiczne. Jest też jedna całkiem pomysłowa, która troszkę utrudniła mi growe „życie”, ale jak już na nią wpadłam, to wszystko zdało się takie proste i sensowne.
Muszę Was jeszcze ostrzec, że spora część zagadek jest losowa, czyli inna dla każdej instalacji gry, więc jeśli poszukujecie poradnika, który da Wam rozwiązanie podane na tacy….to niestety muszę Was zmartwić, takowego nie znajdziecie.
ENCODYA to kolejny tytuł przygodowy, który sięga po klasykę i nie boi się niszowego gatunku, jakim jest styl point and click. Przecudna grafika, mnóstwo lokacji, ciekawy klimat cyberpunkowej dystopii, historia, która potrafi wzruszyć. Opowieść o samotności, ale i wielkiej przyjaźni, nawiązanie do naszej, ludzkiej rzeczywistości i pytania, które podczas gry i tuż po jej zakończeniu nasuwają się same. Tak mniej więcej powinna wyglądać dobra przygodówka, która nie pozwala o sobie tak szybko zapomnieć. Z pewnością wrócę do niej jeszcze, choćby by poszukać nieodkryte przeze mnie dodatkowe lokacje, „znajdźki” i wiele innych elementów. Serdecznie polecam tę cyberpunkową zabawę, bo warto!
Serdecznie dziękujemy twórcom, Chaosmonger Studio za udostępnienie gry do recenzji!
Testowaliśmy grę w wersji na komputery osobiste PC na Steam.
Spis treści:
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu