O siedem królestw za późno...
Beyla, księżniczka Ceruleanu była niepokorną, małą dziewczynką. Odkąd pamiętam zawsze walczyła o swoje, tym bardziej, że miała zdolnego konkurenta w postaci brata Tristana. Ich ojciec, sędziwy król też to wiedział, ale oboje kochał nad życie. Niestety pewnego dnia i jego dostała w swoje szpony śmierć.
Beyla wiedziała, że po jego zgonowi będzie musiała stoczyć pojedynek ze swoim bratem Tristanem, któremu wszystko przychodziło z łatwością. Nie zamierzała jednak mu pomagać w drodze na tron. Wprost przeciwnie, wytężyła wszystkie swoje siły, aby stanąć z nim do wyrównanego starcia. Z każdym dniem była silniejsza i wierzyła w swoje zwycięstwo.
Ten dzień przyszedł jednak zbyt szybko, a ona sama nie była przekonana, że jest gotowa. Cóż było począć skoro trzeba było walczyć? Z garstką zaufanych żołnierzy starego króla podążyła na spotkanie z przeznaczeniem.
Wreszcie Tristan nie dostanie tego co chce – pomyślała Beyla i z wyrachowanym spokojem wyciągnęła miecz z potarganej przez czas pochwy. Chcecie lepszego jutra? - zakrzyczała do swoich podwładnych, a oni poszli za nią w niepewną przyszłość. Taką ją zapamiętałem, podobna do Joanny d'Arc, dumna i pewna siebie. Ale cóż może zawodzi mnie już starcza pamięć. Przekonajcie się o tym sami….
Wielka ucieczka księcia...
Beyla w końcu pokonała brata, a ten czmychnął z wyspy, która była podzielona pomiędzy trzy klany - Federację Klanów, Zakon Vermilion i Cerulean. Teraz nasza protagonistka musi jednak walczyć dalej, bo nad królestwo nadciągnęły ciemne chmury oraz zło powoli zaczyna opanowywać wyspę.
Tak przedstawia się początek produkcji Exorder od polskiego Solid9 Studio. Ten tytuł to nic innego jak turowa strategia, w której główną rolę odgrywają zasoby, a raczej małe forty i chaty, które trzeba zdobywać. Po drodze zdarza się też przejęcie zamku. Nasza dzielna księżniczka z garstką wojaków musi odbijać wyspę, skrawek po skrawku. Z każdą misją jest jednak trudniej się obronić, a nie mówiąc już o atakowaniu kolejnych pozycji.
Niech żyje król… albo królewna
Na rozgrywkę składa się 12 misji, z których każda jest dość zróżnicowana. Pierwsze dwie to pikuś. Jednak od trzeciej misji zaczynają się schody. Głównym celem Beyli i jej armii jest zdobycie jak najszybciej zastrzyku gotówki, za którą da się kupić kolejnych wojaków. Taką możliwość będziemy mieli tylko po przejęciu wrogiego zamku. Na planszy zawsze jest ich kilka. Z każdą rozegraną misją zestaw wojowników do zakupu, będzie się powiększał do maksymalnie dziewięciu dostępnych. Na początku to tylko trzy jednostki: Architekt, Rycerz i Strzelec.
Każdy z nich ma inne możliwości np. Architekt potrafi nie tylko walczyć ale i przepchnąć wrogą lub sojuszniczą jednostkę, przy czym ta ostatnia nie otrzymuje obrażeń, Rycerz może przejmować forty i domki, a Strzelec potrafi napsuć krwi z dystansu (niestety jest też najmniej odporną na ataki jednostką). Z czasem ten zestaw nam się powiększy. Na końcu czeka nas zawsze przeprawa z wrogim generałem, który jest twardy jak stal i trzeba sporo żeby go pokonać.
Wróg z północy, czyli Winter is coming...
Ostatni do pokonania jest zawsze jakiś generał, który ma zawsze nad naszą protagonistką przewagę, często związaną z liczebnością oddziałów. Wróg posiada na planszy sporo jednostek, a my zawsze zaczynamy od prawie zera. W swojej armii posiadać można zarówno jednostki miotające jak i te walczące toporem czy mieczem. Jedne z nich to oślizgłe żaby inne to wielkie goryle.
Wśród przeszkadzajek są też wielkie kusze czy wieże strażnicze. To one nieopatrznie potrafią zabić jednym strzałem. Z każdą nową planszą jednostki wroga będą coraz gorsze. O ile w pierwszych misjach będziemy walczyć z walecznymi żabami o tyle potem będą już np. wielkie goryle miotające kulą czy teleporty, do których wrogi generał będzie teleportował jednostki. Jedyną szansą na wygranie jest znaleźć słaby punkt i jak najszybciej odciąć wroga od kasy.
Blitzkrieg raczej to nie był...
Jak już wspomniałem, cała kampania dla jednego gracza to 12 misji i raczej nie powinna sprawić większych kłopotów. Złoto zasadą jest żeby znaleźć tylko złoty środek i pchać się do przodu. Niestety jest też opcja, że Beyla zginie i tyle żeśmy pograli. Sztuczna inteligencja jednak jest miejscami niemrawa więc nasza księżniczka szybko unicestwia kolejnych wrogów.
Więcej frajdy może sprawić nam granie z przyjaciółmi, czyli do maksymalnie 4 graczy, po dwóch w drużynie lub granie po sieci. Jednak bardzo trudno znaleźć losowego przeciwnika. Exorder posiada całkiem przyjemną grafikę, która przypomina pierwszego Warcrafta. Przy okazji każda z jednostek ma swoją paletę dźwięków, ba nawet ruchy mają swoje. Najfajniej zachowuje się Architekt, który jest w części mechaniczny i przy uderzaniu czy odpychaniu widać ruszające się śrubki.
Kobyłka u płotu...
Exorder to produkcja, która według mnie powinna być bardziej dopracowana, gdyż była by wtedy o wiele lepsza. Nie mówię, że jest to gra całkowicie zła. Jak na produkcję niezależną jest nawet fajna. Można pograć w nią przez parę godzin, ale obawiam się, że po kilku godzinach zabawa się szybko kończy dla wielu osób.
Za tytułem przemawia kolorowa wręcz cukierkowa grafika, dopracowane jednostki z ich ruchami, a także wdzięczne, nie nachalne dźwięki w głośniku. Duży plus daję jej za zmuszenie gracza do logicznego myślenia. Z każdą nową misją trzeba przestawić się na nowy tor żeby zwyciężyć, a to nie jest już takie proste. Produkcja Solid9 Studio nie wnosi nic nowego i nie ma tutaj żadnego efektu WOW. W Exorder można zagrać w przerwie śniadaniowej i tylko dla odprężenia.
Dziękujemy wydawcy i twórcom za udostępnienie kopii recenzenckiej!
Wolę taką banner sage niż to cudo, słabo to wygląda, przede wszystkim zbyt cukierkowe, modele postaci też mało klimatyczne.