Potrzebujemy WIELKICH fabuł?
Historie opowiadane w grach zazwyczaj dotykają problemu wielkich konfliktów, bolączek światowych lub tragedii dotykających milionów ludzi. Czy aby jest to jedyna metoda na przyciągnięcie graczy do ekranów swoich monitorów? Czy to jedyny sposób na zachęcenie ich do kupna swojej gry? Otóż nie, a Firewatch jest tego idealnym dowodem…
Z małego ziarnka...
O tej produkcji usłyszeliśmy po raz pierwszy na jednej z konferencji Sony, gdzie mogliśmy się przekonać, że Japończycy po raz kolejny prezentują nam naprawdę dobry tytuł. Dzieło Campo Santo może i nie jest najlepszą produkcją na rynku, ale nie zmienia to faktu, że zdecydowanie warto poświęcić trochę czasu na poznanie tej opowieści.
Firewatch rozpoczyna się od swego rodzaju wstępu, który wprowadza nas w życie Henry’ego, głównego bohatera gry. W tym czasie wybieramy różne opcje dialogowe definiujące minione wydarzenia. Po stworzeniu naszego zarysu, trafiamy bezpośrednio do Wyoming gdzie spędzamy swój czas na zadaniach w trakcie pracy. Poza zwyczajnym wypatrywaniem ognia, staramy się dbać o generalny porządek i spokój naszego sektora. Jako nowicjusz, zazwyczaj będziemy wykonywać polecenia Delilahi, która raz na jakiś czas zorganizuje nam “wycieczkę po okolicy”. Twórcy w zasadzie ograniczają nas do wyjątkowych wydarzeń, które odbywają się w trakcie naszej warty, w związku z czym nudne i nic nie wnoszące dni zostały umyślnie pominięte. Zaczynamy od pierwszego wydarzenia, w którym pewne osoby nie dość, że zakłócają spokój to jeszcze korzystają ze sztucznych ogni. W takim lesistym obszarze nawet najmniejszy płomień może doprowadzić do prawdziwej tragedii.
Rozgrywka sprowadza się do zwiedzania, odkrywania oraz wykonywania prostych zadań. Wraz ze wstępem czas potrzebny na przejście to około 4 godziny. Fakt, nie jest to wiele, ale z pewnością nikt z nas nie chciałby, aby ta gra była rozciągnięta zbytnio w czasie. Historia to zamknięta całość, którą od początku do końca śledzimy z przyjemnością. Park cały czas jest otwarty, aczkolwiek jeżeli nie podążamy za głównym wątkiem to jedynym naszym zajęciem będzie zwiedzanie i podziwianie krajobrazów. No może jeszcze poszukiwanie znajdziek, które opowiadają swoją oddzielną historię. Nie jest to jednak coś, co miałoby nas utrzymać w grze na długie godziny. Firewatch zostało nieźle zoptymalizowane i nie uświadczymy z nim (obecnie) żadnych problemów, gra chodzi płynnie i nie zawiesza się w żadnym momencie.
Czy ludzie nie zawiedli?
Opowieść jest naprawdę dobra, choć na pewno nie możemy powiedzieć o niej, że jest fenomenalna. Warto oddać twórcom, że umiejętnie bawią się tempem oraz napięciem związanym nie tylko z suchymi wydarzeniami, ale także i przede wszystkim z uczuciami towarzyszącymi naszemu bohaterowi. Ktoś w tym momencie mógłby zapytać, skąd zatem taki wstęp i dlaczego tak bardzo chce się zagłębiać w fabułę, skoro jest ona solidna? Otóż to jeden z tych przypadków, gdy możemy spojrzeć na jakieś zagadnienie, które jest bardzo ludzkie. Nie musimy tutaj walczyć z jakimiś demonami czy innymi potworami by uratować cały wszechświat. Mamy do czynienia z osobistymi wydarzeniami, które dotyczą niewielkiej i to bardzo niewielkiej liczby ludzi. Henry nie jest superbohaterem, nie ma nadludzkich umiejętności. To zwyczajny gość, taki jak ja czy ty. Dotykają go codzienne problemy i zagwozdki życiowe, które wymagają odcięcia się od teraźniejszości. Po raz kolejny możemy się przekonać o tym, że najlepsze opowieści układa samo życie. Niestety cały obraz nie jest tak dobry jak etapy środkowe czy te przed końcówką. Punkt kulminacyjny przyćmiewa całą historię, która tak naprawdę jest niezła.
Czym zatem odróżnia się ten od innych symulatorów chodzenia? Firewatch może pochwalić się naprawdę świetnymi dialogami, które kształtują niemalże cały odbiór produkcji. To właśnie relacja Henry’ego i Deliliahi przyciąga do ekranu i ubarwia codzienne spacery w Wyoming. Przyjemnie jest się wsłuchiwać w bliskie nam opowieści i rozmowy, które z pewnością nie odróżniają się od tych, które sami prowadzimy. Santo Campo doskonale udowodniło nam, że nie ma potrzeba tworzyć superbohaterów czy nadludzkich postaci, aby zainteresować nimi graczy. Żaden z bohaterów nie ma fascynującego czy zachwycającego charakteru, nie usłyszymy tutaj górnolotnych żartów czy wielkich przemów, doświadczymy jedynie realnych emocji.
Te ostatnie doskonale są akcentowane z wykorzystaniem muzyki, która pojawia się jedynie w konkretnych momentach, ale gdy już jest to umiejętnie trafia do naszego wnętrza. Czasem czujemy, że w analogicznej sytuacji mieliśmy podobną radość, bądź smutek. Deweloperzy w trochę nietypowy sposób podeszli do formy odtwarzania kolejnych utworów. Zazwyczaj dopiero po kilku chwilach słyszymy “wejście” przez co lepiej odbieramy emocje, których doświadcza Henry. Soundtrack stworzony przez trio Chris Remo, Ol’Shosone oraz Sean Vanaman nie raz i nie dwa, przypomni Wam te kilka godzin spędzonych w Amerykańskim Wyoming.
Aktorzy udzielający głosu, doskonale wczuli się w rolę i nie uczynili z bohaterów jakiś dziwnych person, którzy cały czas posługują się frazesami czy filozoficznymi zdaniami. Czuć między nimi chemię, która analogicznie przekłada się na wspomnianą wcześniej relację pomiędzy Henrym a Delilah.
Grafika jest naprawdę ładna, kreskówkowy styl nieźle oddaje delikatny klimat produkcji. Osobiście nasunęły mi się nieco skojarzenia z filmami firmy Pixar, choć w tym przypadku zabrakło jednak nieco budżetu. Animacje, styl, detale czy same tekstury mogłyby prezentować się lepiej, lecz nie mogę tego wymagać od małego studia. Przemierzanie narysowanego lasu nie będzie dla nas niewiarygodnym doświadczeniem jedynym w swoim rodzaju, ale ma to swój urok, którego Firewatch nie można odmówić.
Wyoming skąpane w blasku?
Tytuł od Campo Santo w zasadzie nie wyróżnia niczym od całej reszty gier z gatunku “symulatorów chodzenia”. Jest jednak jeden element, który zmienia ten stan rzeczy - dialogi. Zostały one świetnie napisane, odegrane w fenomenalny sposób przez co dodatkowo zachwycają. Niestety fabuła odrobinę zmarnowała ten potencjał. Na plus, bardzo bliski jej kontakt z naszą przeciętną rzeczywistością, jednakże na minus, brak wielkiego polotu. Początek oraz końcówka lekko odstają od tego co możemy obserwować w połowie zabawy. Firewatch to jednak naprawdę interesująca produkcja, dla której zdecydowanie warto wydać trochę pieniędzy. Na pewno nie zmarnujecie tego czasu, a z pewnością przekonacie się o tym, że nie zawsze potrzebujemy bohaterów, zawodów czy nawet potworów, by móc czerpać wiele przyjemności z poznawania fabuły.
Gra się bardzo przyjemnie.