Symulatory chodzenie mają to do siebie, że ich fabuła powinna w jakiś sposób rekompensować zagadki, których zwyczajnie tu nie uświadczymy. Taka gra, by zaciekawiła musi oferować graczowi angażującą opowieść, która nie tylko zaciekawia, ale pozwala także na poznanie jej od nowa, poprzez kroczenie nową ścieżką, przeważnie dialogową. Dobry symulator nie musi być monotonny i nudny. Dobra gra eksploracyjna potrafi opowiedzieć zaskakująco ciekawą historię, bez wysiłku, spokojnie i tajemniczo. Wie o tym belgijskie studio like Charlie, które zasłynęło z bardzo dobrze przyjętej, darmowej gry przygodowej Marie's Room. Wraz z Application Systems Heidelberg niezależny deweloper przygotował nową narracyjną opowieść, Ghost on the Shore, która pozwali zanurzyć się we wciągającą historię, w której tym razem bardzo ważny czynnik stanowią zjawiska nadprzyrodzone. Jaka to historia? I jak dobra to gra? O tym w naszej recenzji, do której przeczytania serdecznie Was zachęcamy.
Ghost on the Shore to historia, której bohaterką jest młoda kobieta o imieniu Riley. Poznajemy ją w specyficznym momencie jej życia. Otóż postanawia uciec od codzienności, pozostawić za sobą przeszłość i odnaleźć w życiowym chaosie samą siebie. W tym celu robi to co w danym momencie uznaje za słuszne. Wsiada do motorówki i rusza przed siebie, w oczyszczającą, morską podróż. Niestety ta nie idzie zgodnie z planem, gdyż Riley natrafia podczas rejsu na groźną burzę, która spycha jej wodny pojazd na pewną z wysp.
Zabierając, jak się jej wydaje najbardziej potrzebne przedmioty, w tym zeszyt, w jakim dokonuje notatek, ale i wykonuje bardzo zgrabne rysunki, nasza growa protagonistka wysiada na suchym lądzie i niemal natychmiast w jej głowie odzywa się duch. Mężczyzna, który nawiedza jej ciało, a właściwie górną część jej ciała, oczywiście nie żyje. Problem w tym, że wszystkim co wie jest to, że ma na imię Josh. Nie pamięta jak i kiedy umarł. Nie wie nawet dlaczego jest właśnie w tym miejscu i jak tu trafił.
Stopniowo Riley oswaja się z nawiedzeniem, tolerując świadomość i godząc się z tym, że jednak nie zwariowała. Jednocześnie, jak się szybko okazuje, oboje mogą bardzo sobie pomóc, odkrywając siebie, swój los i swoje przeznaczenie. Razem poznają Rogue Islands – w wolnym tłumaczeniu „Wyspę Łotrów”, odkrywają przyczyny i sposób śmierci Josha, a Riley poznaje siebie, nie tylko odkrywając swoje ja, ale i otwierając serce. Razem z nimi zwiedzimy niegdyś tętniący życiem świat eksplorowanej wyspy, która skrywa mroczną historię rodziny Crown, odkrywając miłość, zazdrość, cierpienie i śmierć. Mówiąc o śmierci mam tu nie tylko na myśli Josha, było nie było istotę astralną, ale także inne duchy, w jakie Rogue Islands jest bogata. To one opowiadają zamkniętą w całość, ale łagodnie i stopniowo odkrywaną prawdę, wzruszającą opowieść, z romansem w tle.
Jak już wspomniałam dobra eksploracyjna przygodówka, która w skrócie nazwano kiedyś "symulatorem chodzenia", musi mieć to przysłowiowe „coś”. Ghost on the Shore po to „coś” sięga w dwojaki sposób. Robi to nie tylko poprzez naprawdę solidnie opowiedzianą historię Josha, która w ciekawy sposób, niemal dosłownie splata się z historią Riley. Nie zapomina także o stopniowym potęgowaniu zainteresowania, dając nam, niczym w dobrym filmie z gatunku dreszczowca, zwrot akcji niemal o sto osiemdziesiąt stopni. Fabuła, która z początku wydaje się płynąć leniwie, zdaje się nie będąc nas w stanie niczym zaskoczyć, nagle nie tylko zwiększa tempo, ale i powoduje, że szeroko otwieramy oczy, ze zdumienia.
Prosta opowieść o szukaniu samego siebie, odnajdywaniu celu, prawdzie, ale przede wszystkim o miłości toczy się swoim rytmem powolnego odkrywania szczegółów i szczególików, które poznajemy dzięki znalezionym listom, stronom pamiętnika, notatkom, przedmiotom, a nawet kasetom magnetofonowym. Nawet ci, którzy z początku nie wciągną się w historię, z biegiem czasu, z każdą kolejną lokacją tej około trzygodzinnej gry, będą odczuwać coraz większą satysfakcję z poznawania fabuły.
A to nie wszystko, bowiem jedno przejście nie powoduje, że będziecie ową przygodówkę znali na wylot i jednocześnie mogli z czystym sumieniem wrzucić ją do działu „ograne”. Nie, bo deweloperzy tak ją zbudowali, by wybory dialogowe, jakie podczas wędrówki po wyspie i rozmów między Riley a Joshem dokonujecie były jedyne i ostateczne. Nie można ich zmieniać, nie można poprawiać, a na decyzję jest określony czas. Wybór prowadzi do jednej z możliwych ścieżek, do jednego z istniejących zakończeń, a wszystkich jest podobno cztery.
Więc jeśli to, które ostatecznie wybraliście docierając do napisów końcowych, nie bardzo przypadło Wam do gustu, ale zwyczajnie pragniecie zobaczyć inne, a nawet wszystkie, to nic nie stoi nie przeszkodzie. Wystarczy tylko odpalić grę na nowo i wybierając zupełnie inne ścieżki dialogowe, doprowadzić do nowego, może lepszego, może gorszego, ale zupełnie innego końca.
Tak jak już wspominałam opisywana przeze mnie growa produkcja to klasyka eksploracyjna w pierwszym wydaniu. Nie uświadczymy w niej zagadek, nie ma łamigłówek i chodź na przedmioty jakoweś się natkniemy, to żaden z nich nie trafi do klasycznie znanego graczom przygodowym, ekwipunku. Rozgrywka polega na wędrowaniu po okolicy, w swoim rytmie, zupełnie nie spiesznym. Naszym celem jest badanie wszystkiego co stanie nam na drodze i jest elementem interaktywnym. W ten sposób będziemy zbierać notatki, strony pamiętnika, książki, rysunki, listy czy też kasety magnetofonowe, słuchając zapisu, jaki został na nich nagrany.
Choć nie uświadczymy w grze umysłowych wyzwań, na naszej drodze nie staną zadania, z jakimi będą mierzyć się nasze szare komórki, nie oznacza to jednak, że nic kompletnie nie będziemy mieli do roboty i o główkowaniu nie będzie tutaj mowy. Nie ma zagadek, ale są dialogi, które prowadzą między sobą Riley i jej towarzysz, duch imieniem Josh. Do wyboru mamy od dwóch do czterech ścieżek dialogowych, ale na ów wybór jedynie kilka sekund. To od naszych decyzji zależy jak potoczy się relacja między dwojgiem protagonistów. To od naszych mniej czy bardziej roztropnych dialogowych kliknięć zależeć będzie zakończenie gry. Raz wybrane zadnie, już nie ulegnie zmianie. Raz zbudowana wroga postawa wobec Josha, jedynie negatywne dialogi, sprawią, że smętne i przygnębiające to będzie zakończenie. Ale czy na pewno?
Jednocześnie gra stawia na dokładność i spostrzegawczość. Można bowiem eksplorując ten urokliwy wyspiarski zakątek pominąć wiele szczegółów i tym sposobem nie zdobyć czegoś, co później może się nam przydać, na przykład klucza. W ten sposób w prawdzie przejdziemy grę, ale nie poznamy jej w stu procentach, nie odkryjemy wszystkich lokacji, nie przeczytamy wszystkich notatek. Sporo przedmiotów jakie podnieść możemy jest w grze oznaczona, ale jest też mnóstwo takich, które bardzo skrzętnie poukrywano. To od naszej dokładności zależy, czy będziemy w stanie je odnaleźć.
Nieodzownym atrybutem Riley jest jej notatnik, tudzież zeszyt. Będzie on podczas eksploracji mocno eksploatowany, bowiem trafiają do niego wszystkie znalezione informacje, ale także piękne rysowane ołówkiem obrazki, jakie bohaterka narysuje, gdy tylko klikniemy w odpowiednio oznaczone miejsce w lokacji. Tych malunków jest naprawdę sporo, choć na pierwszy rzut oka, wydaje się, że nie robimy ich aż tak wiele. Mają ona za cel rozbudowanie warstwy fabularnej, pogłębienie jej. Często stają się odpowiedzią na pytania, jakie sami sobie w czasie gry zadajemy. A wierzcie mi, będziecie to robić.
Ghost on the Shore jest graficznie prostą grą, która może nie zachwyca pod względem swojego wyglądu, szczególnie lokacji w czasie rzeczywistym, ale poprzez swoją prostotę i jednocześnie nonszalancki, malowany, trochę morski styl, nadaje grze wyrazu. Świat, który widzimy jest jednocześnie idylliczny, jak i szorstki i brutalny. Piękne morskie plaże, latające nad wodą mewy, przepastnie góry czy górujące na wyspie posiadłości i olbrzymie rzeźby. Taki jest rzeczywisty świat Rogue Islands, ale jest także samotny i porzucony….pusty i chory.
Jednak graficzny świat duchów i wspomnień jest zupełnie inny. On skrywa się w kolorach niebieskości i czerni, by rozbłysnąć święcącymi, niemal fluorescencyjnymi śladami stóp, które prowadzą gracza do ducha, piękniej, błyszczącej istoty z nie z tego świata, jednocześnie rysunkowej, jak i wykonanej w klasycznym 3D. Muszę przyznać, że wygląda to przepięknie. Aż się chce spotykać na swej drodze jak najwięcej duchów.
Grafika to nie wszystkie dobro na jakie natkniemy się w tej wyjątkowej grze. Na niezwykle duże „plusisko” zasługuje także oprawa dźwiękowa tejże przygodówki, ale także praca aktorska. Zacznę pozwolicie od muzyki i dźwięków. Choć grafika może czasami nie wszystkim się podobać, na dźwięki nie możemy narzekać. Wszystkie, powiem Wam wszystkie, od tych drobnych, jak skrzypienie desek, bo te większe, jak nawoływania mew, są tak doskonałe, że wiarygodności odmówić im nie można.
Dodatkowo rozgrywce towarzyszy nie tylko dobrze wpisująca się w rozgrywkę ścieżka melodyczna, ale także całkiem fajne kawałki muzyczne. Mnie szczególnie wpadła w ucho melodia jaka znalazła się w zakończeniu gry, podczas napisów końcowych.
Jeśli mało Wam jeszcze pochwał to jako wisienkę na torcie pozostawiłam sobie rewelacyjną grę aktorską. Chylę czoła, bowiem aktorzy, którzy wcielili się w postać zarówno Riley, jak i Josha wykonali swoją pracę ponad przewidzianą normę. To ich relacja, to jak rozmawiają, ile emocji znajdziemy w ich dialogach, ile żalu i radości, ile wiary i braku zaufania i wielu, wielu innych emocjonalnych wzlotów i upadków, zależy sukces tej gry. Ghost on the Shore jest mimo nierzeczywistych, nadprzyrodzonych zjawisk, dzięki Noli Klop i Phillipowi Sacramento i wielu innym aktorom, grą nad wyraz rzeczywistą. Żałuję tylko, że nie dane nam zagrać w nią po polsku, gdyż tytuł nie został do tej pory zlokalizowany w naszym ojczystym języku.
Ghost on the Shore to klasyka symulatora chodzenia, której najmocniejszą stroną jest niezwykle wzruszająca, poruszająca i przede wszystkim interesująca opowieść. Na plus ciekawa grafika, udana ścieżka muzyczna i wiarygodne, ludzkie, mimo śmierci i bycia w stanie astralnym postaci. Gra skupiona na wyborach zachęca do wielokrotnego jej przechodzenia, stawiając na nutkę tajemniczości i zagadek, bez narzucania graczowi wyzwań umysłowych, czyli bez klasycznych zagadek. Doskonała praca aktorska, która podbija i tak już gęsty klimat gry i pokazuje złożoność ludzkiej natury. I tylko wielka szkoda, że nie mamy przyjemności zagrać w nią w naszym języku, po polsku. To dopiero byłaby wielka przyjemność. Cóż…..pozostaje mi tylko zachęcić Was do grania i życzyć miłej zabawy!
Serdecznie dziękujemy like Charlie i Application Systems Heidelberg za udostępnienie gry do recenzji.
Recenzowaliśmy wersję na komputery osobiste PC (Steam)
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu