Zagubione dusze kryminalistów też potrzebują odkupienia, o które w takich wypadkach niełatwo. Nie ma jednak rzeczy niemożliwych, a wszystko da się zrobić za pomocą naprawdę dużej giwery. Oto najnowsza gra duetu Terrie Vellmann (Heavy Bullets) i Doseone (kompozytora muzyki Enter the Gungeon, Gang Beasts) – High Hell pozwoli nam tego w takim stylu dokonać. To właśnie w tym tytule będziecie mogli zobaczyć jak można szybko zginąć i jak szybko można się odrodzić. Kiedy obok uroczego basenu znajduje się zdecydowanie za dużo białego towaru i zielonych papierków z prezydentami USA, przestępcy powinni mieć świadomość, że za moment drzwi zostaną doszczętnie zniszczone, a czerwień w wodzie basenu jednoznacznie oznajmi, że przybył największy i najlepszy z egzorcystów na świecie.
Czerwień zalewa szare mury…
Wchodząc do gry musimy sobie odpowiedzieć na jedno pytanie, czy aby na pewno chcemy to przeżyć? Otóż wielu z nas powie zdecydowanie tak, ale to nie będzie takie proste. Opowieść, a właściwie jakaś dokładna i konkretna fabuła raczej nie istnieje i autorzy pozostawiają to głównie w domyśle. Możemy się więc spodziewać, że naszym szefem jest Bóg, a my walczymy o dusze nawet zatwardziałych zwyroli i złoczyńców jakich widział ten świat. Po prostu jako wysłannik oferujemy im wyjątkową szansę na odkupienie, co więcej jest to bezpośredni i błyskawiczny proces poprzez szybką i bezbolesną śmierć. Mało tego, rządzimy się w piekle wypchanym po brzegi właśnie takim kryminalistami. Do dyspozycji mamy całkiem sporą giwerkę dzięki, której przyjemnie i efektownie barwimy komiksowe murki. I tutaj natrafimy niestety na pierwsze „minusy”. Otóż, od razu zostajemy rzuceni w bój bez słowa wyjaśnienia co, jak, gdzie i dlaczego. Drugi to posiadanie niestety tylko jednej sztuki broni i nawet nie możemy ponadto rzucić granatem czy nożem. Do zrealizowania mamy dwadzieścia misji, ale nie wszystkie są zwykłe, czy normalne. W związku z tym walczymy nie tylko ze zwykłymi narkomanami, siłaczami czy szalonymi naukowcami, ale też musimy niszczyć dowody, ratować kozy (i to w dodatku dziewice) czy kraść różne rzeczy należące do Lucyfera (kradzież obrazu z Bossem lub zniszczenie przekaźnika dostarczającego internet do piekła). Po drodze palimy więc zdobyte z nich paczki z narkotykami i góry zielonych dolarów. Może to wynikać ze zmiany pomysłu na grę o czym najlepiej świadczy jedna z wypowiedzi twórców, po prostu tytuł miał wyglądać trochę inaczej: Oryginalnie w High Hell, zadaniem graczy miało być jedynie otwieranie drzwi kopniakiem i palenie worków z kokainą, ale przez to musielibyśmy się zmagać z jakimiś dziwnymi ograniczeniami wiekowymi. Dlatego dorzuciliśmy do gry klasyczną przemoc i arsenał broni – przyznał Fork Parker, CFO Devolver Digital.
Ogień piekielny mocno parzy...
Podobno żaden zawód nie hańbi, ale akurat łowca w piekle ma przerąbane jak w ruskim czołgu. High Hell to gra z wyjątkowo wysokim poziomem trudności, wrogów najczęściej zabijamy jednym strzałem, ale nasz bohater też nie jest z kamienia. Każdy strzał jest dla niego niebezpieczny, ponieważ wystarczą bowiem trzy celne strzały i jest już po nas. Za każde zabicie otrzymujemy dawkę leczącą (duszę przeciwnika) jednak jest to nie wystarczająca ilość i możemy za chwile rozpocząć misję od nowa. Pojawiają się także apteczki, ale są tak bardzo rzadkie, że prędzej piekło zamarznie aniżeli taką znajdziemy. Trzeba wspomnieć, że każda kolejna misja zmusza do myślenia i kombinowania jak poradzić sobie z problemami. Po każdej dostajemy szansę na walkę z konkretnym przeciwnikiem. Mimo, że końcowy Boss jest bardzo trudny do pokonania, to po drodze możemy spotkać też Hellbota, którego zabicie to strata około trzydziestu minut i z dwadzieścia kolejnych podejść do zadania. „Plusem” natomiast są przerywniki podczas ładowania poziomów, które są na swój sposób i w pewnym stopniu interaktywne i na przykład możemy ukradziony wcześniej obraz Bossa pomalować sprayem, rzucać różne przedmioty do kosza czy... wrzucać parówki na patelnię.
Oprawa audio-wizualna zdecydowanie wyróżnia się swoja kolorystyką, która w dużej mierze korzysta z koloru różowego, do którego dokładane są pozostałe niejako nie odciągające naszej uwagi od głównej barwy, która tak jak pozostałe jest bardzo wyrazista. Wszystko jest dosyć proste i zdecydowanie nie wyróżnia się na tle wielu gier, w szczególności boli słaby antyaliasing, który niestety „podkreśla” słabość tekstur czy zastosowanych cieni. Nic na szczęście nie kuje nas w oczy i jest bardzo spójne w ramach całej oprawy. Komiksowa stylizacja zdecydowanie sprawia, że High Hell to produkcja wyróżniająca się na tle wielu strzelanek. Muzyka oraz udźwiękowienie doskonale uzupełniają cały pomysł, jednocześnie oferując bardzo dobre powiązanie z aktualną sytuacją w rozrywce, dzięki czemu będziemy mieli okazję doskonale wczuć się w naszą rolę oraz skuteczność działania naszego protagonisty.
To już jest koniec...
High Hell to niszowa gra niezależna i właśnie z takiej perspektywy należy ją oceniać. Nie możemy po niej spodziewać się jakichś fajerwerków, ale możemy miło spędzić czas, a to wszystko z rąk zaledwie duetu. Skończenie gry oscyluje w granicach trzech godzin, co nie jest niestety wybitnym wynikiem nawet w takim segmencie. To tytuł, raczej w formie przerywnika pomiędzy dużymi produkcjami, ot jak nie mamy co ze sobą zrobić i jak raz uda nam się ją skończyć to już do niej nie wrócimy, ale bynajmniej poświęcony na nią czas nie nazwałbym straconym. Grafika jak wcześniej wspominałem jest prosta, komiksowa i nasycona barwami. Muzyka i efekty są współmierne do tego co się dziej na ekranie. Obie rzecz nie są jednak genialne, po prostu są w normie i bez nachalności. Ogólnie rzecz biorąc High Hell to przyjemna rozwałka w gorącym piekiełku ludzkich niedoskonałości i grzeszków.
Gra dosyć szalona i z grafiką do zaakceptowania, super, że jest trudna bo lubię wyzwanie w starciu z przeciwnikami a nie poziom trudności z wielu cod-ów. Brak fabuły to spory minus ale w takim tytule to jeszcze to ujdzie jakoś. Fajnie, że niewielka grupka zapaleńców jest w stanie zrobić coś takiego będącego odskocznią od tytułów wielkodudżetowych.