Z Husk miałem okazję zapoznać się podczas zeszłorocznych targów Poznań Game Arena, gdzie bardzo przyjemnie spędziłam czas podczas ogrywania dostępnego tam fragmentu demonstracyjnego. Gra UndeadScout zadebiutowała na początku tego roku i jak się okazało nie została zbyt ciepło przyjęta przez krytyków. Co spowodowało taki stan rzeczy i skąd wzięły się słabe oceny? Mam nadzieję, że uda mi się odpowiedzieć Wam na te pytania.
Husk to pierwszoosobowy horror akcji, w którym znajdziemy jednakże naprawdę sporo elementów charakterystycznych dla produkcji przygodowych, w związku z czym będziemy spędzać czas przy okazji poszukiwania rzeczy potrzebnych do odblokowania kolejnego etapu. Zagadki przedmiotowe to dosyć spory kawałek gry, choć nie zapominajmy o zwiedzaniu i podziwianiu lokacji, skradaniu bądź walki z pojawiającymi się... no o nich to trochę później. Porozmawiajmy najpierw o fabule…
Wycieczka do Shivercliff
W grze wcielamy się w Matthew Palmera, który wraz z żoną oraz córką powraca do rodzinnego Shivercliff na prośbę swojego ojca. Niestety pociąg, którym zmierzają na odwiedziny wykoleja się… jak się jednak okazuje na miejscu zdarzenia nie ma absolutnie nikogo poza samym głównym protagonistą. Jak łatwo możecie się domyślić, rozpoczynamy poszukiwania kogokolwiek kto odpowie nam na pytanie gdzie znajdują się nasi bliscy. Podróż przez miasto nie trwa zbyt długo, w zasadzie jest to krótka przygoda na 4 godziny. W jej trakcie poznajemy sekrety i tajemnice, które kryje to miejsce. Fabuła jest niezła, choć w zasadzie nie odchodzi daleko od znanych nam scen z wielu innych horrorów. Nie oznacza to jednak, że nie warto jej poznać, wręcz przeciwnie, w jeden wieczór poznacie niezłą historię poruszającą ważne tematy.
Kwestia klimatu jest dosyć specyficzna, gdyż początkowo moje doświadczenia były zupełnie inne niż te z PGA 2016, gdzie miałem okazję sprawdzić ten tytuł. Wynika to w głównej mierze z braku zapytań o gamme, przez co Husk na moim sprzęcie wystartował w o wiele jaśniejszej wersji niż na targach. Po lekkich poprawka gra znów prezentowała się tak jak powinna. Dopiero wtedy z powrotem ujrzałem masę mroku oraz odcieni szarości, na których mocno zyskuje grafika o czym później...
Niestety w trakcie przygody możemy trochę ponarzekać, ponieważ grze zdarzają się spadki płynności w dziwnych miejscach/momentach. Pomimo swojej liniowej formuły w zasadzie przestraszyła mnie jeden jedyny raz, co jak na horror czy nawet przygodowy-horror jest wynikiem słabym.
Potwory wychodzą z szafy...
Sterowanie jest proste i nie będzie sprawiać żadnych problemów nawet niedzielnym graczom. Interfejs został ograniczony w zasadzie do absolutnego minimum, dzięki czemu nasza uwaga skupiona jest wokół odkrywania tajemniczego Shivercliff. Miasteczko to kryje w sobie wiele tajemnic, do których dojdziemy pojedynczą ścieżką, tytuł jest liniowy i dosyć krótki. Czas spędzony w tym miejscu to około cztery godziny, co z pewnością nie jest wynikiem porażającym. Nie jest to jednak produkcja sprzedawana za pełną cenę, w związku z czym twórcy zdecydowali się na zamknięcie swojego projektu w mniejszej postaci. Mniejszy budżet wpłynął na grafikę, której nie można porównać do największych hitów, nie tylko w tym gatunku. Trochę zdziwiły mnie decyzje dotyczące animacji, które w przypadku głównego bohatera można by zwyczajnie ograniczyć. Efekt chociażby przeładowywania broni przez długość rąk prezentuje się bardzo sztucznie i zwyczajnie źle wpływa na odbiór poczynań Matthew. W końcu jak można się wczuć w historię, gdy twoje ramię dygocze jak przy braku kości w jednej z odsłon Harrego Pottera. W związku z czym starajcie się ignorować latarkę czy broń w trakcie biegu.
Walka niestety prezentuje się sztywno i nie budzi przez to emocji, przeciwnicy nie wywołują strachu w żadnym momencie. W zasadzie dla swojego własnego spokoju lepiej starajcie się uciekać, bądź skradajcie się i cicho przechodźcie obok potworów… pamiętajcie jednak, że gra posiada dziwne poczucie odległości przez co nigdy nie możecie być pewni czy jednak nie zostaniecie przypadkiem zauważeni. Strzelanie to coś nieprzyjemnego w użyciu i w zasadzie od samego początku starałem się unikać posługiwania się bronią. Fabularnie w zasadzie nie mamy bezpośrednio powiedziane, że Matthew nie do końca potrafi jej używać, bądź pierwszy raz ma ją w rękach. Wtedy można by tłumaczyć ułomności systemu, ale i tak nie jest to dobre wytłumaczenie dla niedoróbek… W wąskich przejściach w zasadzie niemożliwe jest uniknięcie ucieczki poprzez skradanie się, bądź ucieczkę. W późniejszej części strzelania jest trochę więcej i po prostu trzeba się przemóc.
Problemem są jednak przede wszystkim błędy, które pojawiły się w kilku różnych miejscach. Już na początkowym etapie w pociągu raz nie mogłem wejść do menu przy etapie z przełącznikami, później pojawiły się drobniejsze przycięcia czy blokady na pewnych przeszkodach. W późniejszym etapie drogę do pewnego miejsca blokowały drzwi, których nie mogłem pokonać przez pojawiający się znikąd fragment gleby… Skoro już o tym mówię, to nie rozsądną decyzją okazało się zaprogramowanie drzwi tak, aby otwierały się jedynie przy konkretnym położeniu gracza. W efekcie zdarzają się sytuację, gdzie gra zwyczajnie przenosi nas na domyślną pozycję, co nie dość, że wygląda tandetnie to jeszcze fatalnie wpływa na wrażenia z przebywania w tym świecie.
Oddzielną kwestią są dziwne spadki animacji w miejscach gdzie nie powinno to występować (puste korytarze, małe pokoje) oraz doczytujące się tekstury, które nie są tak zaawansowane jak chociażby w DOOMie, gdzie mógłby to jeszcze zrozumieć. Mały budżet nie może być uwidaczniany dodatkowo niedorobionym elementami, takimi jak zbyt wolno wczytujące się elementy…
Światełko w tunelu...
Nie oznacza to jednak, że wszystko jest złe. Klimat, po naprawieniu gammy, prezentuje się naprawdę interesująco, gdyż jest to jedna z niewielu gier, w których panuje absolutny mrok. Czasem dostrzegamy jak liczne barwy przechodzą w szarość i czerń, dzięki czemu na znaczeniu zyskują pewne sceny i fragmenty. Takie momenty prezentują się naprawdę nieźle i trzeba przyznać, że nieczęsto możemy obserwować coś tak dobrze działającego. Świetnie spisuje się muzyka, która cały czas stara się nadrabiać braki w rozgrywce czy grafice, która “straszy" kanciastymi teksturami oraz mało szczegółowymi elementami otoczenia.
Twórcy zdecydowali się na udostępnienie soundtracku zupełnie za darmo co również warte jest nie tylko wspomnienia, ale także i docenienia. Nie tylko ze względu na niezły poziom, ale także na zachowanie, które powinno być standardem.
Projekt miasta jest niezły, dostrzegamy w nim kilka interesujących miejsc, które nie są może i oryginalne, ale zdecydowanie mają swój urok. Potwory oraz postacie nie prezentują się równie dobrze, choć w końcówce są one, na szczęście, odpowiednio zakryte, bądź zamazane. Swoją drogą to właśnie ostatnie sceny stoją na najwyższym poziomie i to właśnie one powinny charakteryzować Husk.
Spoiler!
Idealnym tego przykładem są wydarzenia w domu, które naprawdę warto zobaczyć i doświadczyć w kontekście całej historii.
Czy zatem warto?
W dobrej cenie warto wybrać się na jeden wieczór do Shivercliff, choć musicie pamiętać, że nie obejdzie się bez błędów czy niedoróbek. Historia i muzyka mimo wszystko są tego po prostu warte. Klimat chwilami może przypaść Wam do gustu, lecz o wszystkim i tak będzie decydować Wasza wytrwałość. Nie oczekujcie, że to będzie jakieś świetne doświadczenie. W zasadzie kilkugodzinna fabuła może okazać się głównym elementem trzymającym Was przed monitorem...
Ostatnie chwile w Husk są naprawdę interesujące, etap w domku zachwyca, a na dobre pożegnanie otrzymaliśmy za darmo Soundtrack skomponowany przez Arkadiusza Reikowskiego.
Tytuł ten zapowiada się niezwykle ciekawie choć jeszcze przede mną. To jakby coś miedzy Ethanem Carterem a Alanem Wakeiem...