Podróże w czasie intrygowały i zapewne intrygować będą wielu z nas. Zaciekawiają także pisarzy, scenarzystów, reżyserów czy twórców gier, również przygodówek. Tym tematem zainteresowało się niewielkie, kilkuosobowe studio Warm Kitten, dla którego to jest to debiutancki, i od razu mogę wspomnieć, udany growy projekt. Przygodówka nosi tytuł Justin Wack and the Big Time Hack i jest klasyką w tym gatunku, w której teraźniejszość przeplata się z odległą przeszłością i równie daleką przyszłością. Brzmi ciekawie? Oj tak! Zdecydowanie. A co jeszcze fajnego znajdziecie w tej grze, co fajnego mniej i na co ogólnie możecie w niej liczyć? O tym w naszej recenzji, do której serdecznie zapraszam!
Justin Wack and the Big Time Hack to jak już wiecie z akapitu powyżej, gra która fabularnie miesza różne epoki czasowe i to dość odległe, ale jednocześnie zgrabnie je ze sobą łączy, tworząc bardzo ciekawą opowieść, którą można określić jako fantasy science-fiction, ze sporą dawką komedii i bardzo przystępnego, inteligentnego humoru.
Opowieść zaczyna się od bohatera żyjącego współcześnie, tytułowego Justina Wacka, którego życie niestety nie rozpieszcza. Boryka się z nawałem pracy, która go przerasta, właśnie rozstał się z dziewczyną, za którą bardzo tęskni, a widoki na przyszłość nie rysują się zbyt optymistycznie. W skutek pewnego problemu z kuchenkę mikrofalową, znajdującą się w jego pracy, Justin otwiera portal, w który rzecz jasna wkracza, a który przenosi go do czasów prehistorycznych. Tam po Ziemi spacerują dinozaury, ale zupełnie nie takie o jakich uczymy się w książkach. Zwierzęta te posiadły zdolność logicznego myślenia, potrafią rozmawiać i są dużo wyżej w rozwoju od ludzi.
Jednocześnie, wraz z wędrówką Justina do prehistorii, do jego świata, przez ten sam portal wkracza jaskiniowiec imieniem Kloot, któremu w czasach współczesnych bardzo się podoba. Szybko uczy się odpowiedniego języka, a na dodatek w jego oko wpada była dziewczyna Justina. Ucywilizowany jaskiniowiec nie ma zamiaru opuścić Ziemi z przyszłości i zrobi wszystko, by tu zostać. Justin musi mu w tym przeszkodzić, wrócić do swoich czasów, i bardziej się o to stara.
Ale nie tylko oni walczą o siebie i swoje położenie. Okazuje się, że ich śladem podąża robot, istota z przyszłości, która ma za zadanie naprawić dziurę czasoprzestrzenną, która zachwiała porządkiem świata. Robot będzie im deptał po piętach, przeszkadzał i mieszał. W międzyczasie poznamy także opowieść z perspektywy byłej dziewczyny Justina, młodej kobiety o imieniu Julia.
W tym miejscu, pozwolicie, zakończę opisywanie warstwy fabularnej tejże opowieści, gdyż Justin Wack and the Big Time Hack to niezwykle barwna i pokręcona historia, w której twórcy bawią się formą i treścią, nie wahając się przedstawiać nawet nieco absurdalnej, ale i zabawnej opowieści, którą nie mogę zdradzać bardziej, by nie popsuć Wam zabawy podczas jej poznawania.
Wspomniałam już, że opisywana przeze mnie gra, w którą miałam przyjemność zagrać dzięki uprzejmości twórców, studia Warm Kitten to klasyka w każdym calu. Jet to bowiem przygodówka, którą obsługujemy za pomocą myszy i tylko tym narzędziem gracza. Sterowania postaciami, a grać będziemy równolegle trzema bohaterami, odbywa się w sposób intuicyjny, prosty, poprzez oczywiście kliknięcie myszki.
Do dyspozycji mamy klasykę interfejsową, czyli typowe sterowanie w grach przygodowych, szybkie przemieszczania się poprzez podwójne kliknięcie oraz klasyczny ekwipunek, w którym z czasem znajduje się naprawdę sporo przedmiotów. Inwentarz growy zlokalizowany został w prawym, górnym rogu. Przedmioty możemy w nim oglądać, a dany bohater oczywiście je opisze. Jest także możliwość ich łączenia ze sobą, co oczywiście stworzy nam nowy przedmiot, który w danej chwili będzie nam potrzebny, tym bardziej, że zagadki skupiają się na zadaniach przedmiotowych, inwentarzowych.
Wiemy także, bo już o tym wspominałam, że twórcy podzieli rozgrywkę na pewne etapy podczas których gramy różnymi bohaterami. Ich ikony znajdują się w lewym górnym rogu. Tam też znajduje się ikonka menu. Pozostając przy różnych grywalnych postaciach, którymi gramy w różnym czasie w epoce Ziemi, warto wspomnieć o samej rozgrywce. Otóż ona jest w pewnym stopniu nieliniowa. Choć na danym etapie musimy wykonać określoną ilość czynności, tym czy innym bohaterem, to w rzeczywistości między nimi możemy przenosić się w dowolnym momencie, poprzez kliknięcie na ikonę, która ich przedstawia.
Ja osobiście bardzo lubię takie motywy w przygodówkach, bowiem nie tylko urozmaicają zabawę, co pozwalają nieco zmienić sposób myślenia i przejść do innej postaci, gdy na przykład jedną z nich nie bardzo wiemy co dalej robić. A wydaje mi się, że wielu z was może mieć takie problem, zastopowania się w grze, pewnej konsternacji i zastanawiania się co ja właściwie mam teraz zrobić? Możliwość przejście do innego bohatera w dowolnej chwili, jest w tym wypadku odskocznią od tej właśnie growej niewiedzy.
Do klasyki, samej w sobie, przyznają się także autorzy opisywanej przeze mnie przygodówki, którzy wspominają, że podczas jej tworzenia inspirowali się takimi grami jak Monkey Island czy Day of the Tentacle. Nawiązania do tych gier, nawet bardzo dosłowne znajdziemy bardzo często. Ale wytrawne, skupione na grze oko fana przygodówek, ale i słuch, zapewne odnajdzie w projekcie Warm Kitten, wiele takich nawiązaniowych smaczków. To nie tylko sama ciekawostka gierki, ale i oddanie hołdu grom, które na stałe wpisały się klasykę przygodową i stały się growymi cyklami, jak choćby seria Monkey Island.
Również forma graficzną Justin Wack and the Big Time Hack nawiązuje do tradycyjnych przygodówek, które niegdyś nie oferowały popularnego teraz 3D, a rysunkową, przyjemną dla oka, barwną i prostą w formie grafikę 2D. W takim też rysunkowym stylu graficznym stworzony jest recenzowany przeze mnie projekt. Wykonanie gry jest jak już wspomniałam proste, ale bardzo urokliwe i niezwykle kolorowe. Wszystko osadzone zostało w klasycznym 2D, z takimi też postaciami, tłami o otoczeniem, które charakteryzuje się różną formą, i wieloma szczegółami, w zależności od tego w jakim czasie i epoce historycznej właśnie się znajdujemy. W grze natkniemy się na wiele lokacji, z mnogo wypełniającymi je przedmiotami, jakie podczas zabawy będziemy zbierać. Również one zostały stworzone w malowany, ręcznie rysowany sposób, co mówiąc kolokwialnie „tygryski lubią najbardziej”.
Rozgrywkę, w której przeszukujemy lokacje i rozmawiamy, przeplatają animację, które łączą fabułę i nadają grze odpowiedni klimat, ale także idealnie wpisują się w graficzne wykonanie tej uroczej, nieco komicznej i pozytywnie „głupkowatej” przygodówki. Muszę stwierdzić, że cut-scenki idealnie wpasowują się w styl rozgrywki, są urocze graficznie, a w wielu przypadkach zarówno śmieszne, czy choć zabawne, co pełne napięcia i tajemnicy.
Tajemnicza może wydawać się także sama rozgrywka, ta bardziej zadaniowa, czyli krótko mówiąc zagadki. Nadmieniłam już powyżej, że Justin Wack and the Big Time Hack to gra nastawiona na zagadki inwentarzowe. Większą część gry eksplorujemy zatem przeróżne miejscówki, gdzie szukamy przedmiotów, a te trafiają do naszego ekwipunku. W nim, o czym też już wspominałam, możemy nasze rzeczy łączyć, by wykonać nowy przedmiot. Zbierane i łączone przedmioty używamy na innych, lub na osobach, by popchnąć fabułę do przodu.
Trudność gry w tym wypadku polega na tym, że przygodówka ma nieco pokręconą fabułę, a i dziwna logika, zresztą dość zabawna, może często sprawić kłopoty, powodując growe zastopowanie. Przyznam się bez bicia, ja parę razy zatrzymałam się w grze, nie bardzo wiedząc co dalej. Pomocą stawało się wtedy nie tylko klikanie wszystkim na wszystko, ale przede wszystkim przemieszczanie się między bohaterami. Polecam takie rozwiązania, nieco oczyszcza umysł.
Ważnym elementem rozgrywki, jak przystało na fabularny gatunek, jakim niewątpliwie są przygodówki, są w opisywanej przeze mnie grze dialogi. Jest ich naprawdę sporo, ale poprowadzenie danej rozmowy stanowi czasami jedyną możliwość posunięcie rozgrywki w przód. Nie porozmawiamy….nie dowiemy się ważnej rzeczy. Nie dowiemy się ważnej rzeczy…..nie użyjemy przedmiotu i tak dalej.
Nie ma jednak w grze pośpiechu, nie musimy wykonywanych przez nas zadań robić na czas, więc możemy działać w własnym, nawet i wolnym tempie, spędzając na grze kilka ładnych godzin. Należy jednak pamiętać, że podczas zabawy można zginąć. Mnie zdarzyło się to raz. Czy jest wiele innych takich sytuacji? Trudno mi powiedzieć.
Należy także wspomnieć, że twórcy wbudowali w rozgrywkę pewien sposób pomocy. Przede wszystkim mamy jasno nakreślone zadania, które pojawiają się w notatniku, a które, jak już je wykonany, zostają z niego wykreślone. To bardzo mądre posunięcie, bowiem pozwala na granie w ową przygodówkę, także początkującym graczom w tym gatunku. Istnieje także pomoc w postaci kobiety o imieniu Deala, która służy formą podpowiedzi, odsyłając także (co jest też zabawne) do Discorda lub Google. Wspomnę także o podświetlaniu aktywnych miejsc w lokacjach, czyli hotspotach, która ułatwiają odnalezienie wszystkich przedmiotów w danej lokacji. A to, jak się domyślacie, bardzo ważne.
Na koniec zostawiłam sobie opis całej otoczki muzyczno-dźwiękowej, włączając w nią, oczywiście, także wersję angielską gry, czyli dubbing. Zaczną jednak od samej otoczki dźwiękowej, która wpisuje się w klimat zabawy, ale którą, przepraszam….nie bardzo zapamiętałam. Oznacza to zapewne, że dźwięki otoczenia nie wybijały się zbyt mocno poza wszystko inne, które dochodziło do moich uszu podczas zabawy z Justin Wack and the Big Time Hack.
Na duży plus zasługuje w tym wypadku warstwa muzyczna przygodówki, która bardzo dobrze podbija atmosferę jakiej doświadczamy podczas zabawy. Jest jednocześnie bardzo komediowa, jak i tajemnicza i nieco …...automatyczna, a to za sprawą wspomnianego robota. Klimacik buduje zmieniająca się linia melodyczna, której troszkę w te grze uświadczmy, a która umila, często trudną rozgrywkę, która, jak już wspominaliśmy, została nieco ułatwiona.
Na plus zasługuje także angielska, głosowa wersja językowa, która jest naprawdę fajna. Miło dla ucha wypada nie tylko trójka grywalnych postaci, ale także inni bohaterowie, a jest ich mnóstwo, w tym gadające dinozaury. Jedynymi istotami, z jakimi nie pogadamy, są jaskiniowi ludzie. Na uwagę zasługuje także robot z przyszłości, który rusza śladami zarówno Justina, jak i Kloota. Jego niecodzienny akcent, i tembr głosu to miód na moje ucho i kolejna zabawna i pełna humoru część tej naprawdę ciekawej, nieco szalonej gierki.
I tylko, niestety, po raz kolejny muszę o tym wspomnieć, żałuję, że gra nie doczekała się polskiej wersji językowej i wszystko wskazuje na to, że takowej mieć nie będzie. Wielka szkoda, bo myślę, że wielu rodzimych graczy, zachęciłoby to do sprawdzenia tej, wartej uwagi klasycznej przygodówki.
Przyszedł czas na podsumowanie opisywanej przeze mnie gry. Cóż tu dużo mówić. Justin Wack and the Big Time Hack to klasyka sama w sobie, gra obowiązkowa dla fanów typowych, nastawionych na wiele zagadek przedmiotowych, rysunkowych i zabawnych gier przygodowych. Miła dla oka grafika, ciekawy klimat, dziwactwo fabularne, które idealnie pasuje do gier przygodowych, mnóstwo nawiązań i świetna oprawa muzyczna, no i doskonałe aktorstwa. Miło spędziłam nad nią czas, którego absolutnie nie żałuję, oprócz tego, że nie mogę w nią zagrać w moim ojczystym języku. Szkoda!
Bardzo dziękujemy studio Warm Kitten za udostępnienie gry do recenzji!
Graliśmy w wersję na komputery osobiste PC (Steam)
Spis treści:
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu