Powrót do przeszłości…
Zimna wojna (Cold War) to określenie stanu napięcia pomiędzy blokiem wschodnim (ZSRR i państwa podległe), a blokiem zachodnim, który skupiony był w ramach NATO. Ta niewygodna i niebezpieczna sytuacja trwała od 1947 do 1991 roku i polegała na rywalizacji w każdej możliwej sferze życia jak na przykład rywalizacji ideologicznej czy militarnej. Jak zapewne wiecie z lekcji historii trwał wtedy wyścig kosmiczny, a wywiady obcych mocarstw prześcigały się w wykradaniu informacji.
Zimna Wojna znalazła wtedy odzwierciedlenie między innymi w słynnej serii filmów o agencie Jej Królewskiej Mości, Jamesie Bondzie. Po 1991 roku państwa bloku wschodniego powoli odtajały i zrywały całkowicie więzy z byłym Związkiem Radzieckim. Twórcy gier wideo nieraz też odtwarzali alternatywną historię tego konfliktu, a wynikiem jest między innymi Men of War Assault Squad 2: Cold War.
W menu zakupów jest nawet fajnie
Pierwsze starcie...
Produkcja została stworzona przez Digitalmindsoft (i wydana przez 1C Entertainment), 12 września 2019 roku tylko i wyłącznie na komputery osobiste. Natomiast seria Men of War, która ma już na karku 10 lat, od początku miała być nastawiona początkowo na wydarzenia związane z II Wojną Światową. Twórcy jednak zdecydowali się odejść od tego tematu i powstał projekt Call to Arms, który nie przypadł graczom do gustu i ostatecznie produkcja została przeniesiona na model free-to-play. Warto wspomnieć, że Men of War jest tworzony w oparciu o przestarzały silnik GEM.
Twórcy po porażce Call to Arms próbują naprawić to co zepsuli i wskrzeszają Oddział Szturmowy. Jednak nadal nie jest to co powinno, a nawet mam wrażenie, że studio próbuje wycisnąć z gry jeszcze więcej kasy. To złudzenie nasuwa się samo po ukazaniu się kilku dodatków do Oddziału Szturmowego 2, a teraz wydania kolejnego, Cold War jako samodzielnej gry.
Men of War Assault Squad 2: Cold War niestety otrzymał tylko około 15 procent pozytywnych opinii na platformie Steam, a co za tym idzie jest to bardzo słabiutko. Można się domyślać, że stało się tak ponieważ tuż po premierze produkcja była tak zabugowana, że niemal nie dało się normalnie rozegrać mapy. Mało tego, po każdej misji, gra wyrzucała do Windowsa, a każda próba jej kolejnego odpalenia kończyła się fiaskiem.
Przepiękny świt nad bagnami
Za rogiem czołg albo psikus...
Zacznijmy jednak od początku. Zgodnie z tytułem trafiamy do czasów Zimnej Wojny, a więc do wyboru mamy tylko dwie strony. Są to wojska NATO albo siły Układu Warszawskiego. To co najważniejsze to długość kampanii jaką musimy na początku wybrać, a kolejnym krokiem jest zakup jednostek od zwykłej piechoty poprzez pojazdy opancerzone, a na ciężkim sprzęcie kończąc. Nie jest to proste bo niestety interfejs nie jest zbyt intuicyjny i za każdą próbą personalizacji mojej armii i odrobinie utraty cierpliwości, restartowałem grę. To przykre, że w kolejnej odsłonie serii, która ma już sporo lat na karku, mogą się zdarzyć takie numery. Po entym razie udało się odpowiednio wydać kasę i odpalić pierwszą misję.
Na kampanię składa się mapa świata podzielona na mniejsze części i w zależności od naszego wyboru, tyle bitew będziemy musieli wygrać, aby w końcu dotrzeć do ostatniego kawałka tej układanki. Po odpowiednim doborze wojska oraz podziale go na różne fazy bitwy, możemy zaczynać. Muszę tutaj wspomnieć, że kilka razy gra potrafiła mnie na tym etapie także wywalić do pulpitu. Każdy z oddziałów posiada określoną ilość punktów, a w czasie trwania misji, punkty akcji będą narastać proporcjonalnie do naszych poczynań.
Jak już uda nam się wejść do akcji to będziemy mieli możliwość przywoływania wybranych wcześniej posiłków jak już trzon naszej armii nie będzie dawał rady albo będziemy chcieli znacznie szybciej zakończyć męczarnie wroga. Twórcy podkreślali jeszcze przed premierą gry, że ta odsłona będzie się charakteryzowała jeszcze większym rozmachem, a dynamiczna kampania ma olśniewać i dawać odczuwać pełnię wyborów. Niestety, ale tak nie jest.
Za czołgiem czołg, a na przodzie Iwan się drze
Dajemy popalić...
Po pierwsze cokolwiek kryjąca w sobie dynamiczna kampania jest niczym innym jak wielkim koszem, w którym jest kilka map. Są one nic innego jak poddawane recyclingowi, a jest ich zaledwie pięć. Nie powinno tak być w żadnej szanującej się strategii czasu rzeczywistego. Nade wszystko kolejnym nudnym elementem jest wykonywanie. Te są tak nudne jak flaki z olejem ponieważ za każdym razem musimy zrobić właściwie to samo.
Zdobywamy wyznaczone przez scenariusz, o ile jakiś w ogóle istniej, a następnie musimy je utrzymać przed napierającym wrogiem aż do osiągnięcia pełni szczęścia czyli zdobycia stu punktów. Ponadto SI potrafiło tak przyszpilić nasze jednostki, że cudem było wygrać. Wrogie jednostki po prostu wylewały się na mapę jak Chińczycy podczas wojny koreańskiej. Twórcy po premierze jednak wydali łatkę i już komputerowy przeciwnik został zoptymalizowany tak, że częściej da się wygrać. Teraz wystarczy jakieś trzydzieści, czterdzieści minut i sztuczna inteligencja zaczyna tracić swoje zasoby, a wtedy my możemy go dobić. Pomijam fakt, że niektóre komputerowe jednostki potrafią się nawet same zablokować ba nawet wybić i wtedy wystarczy tylko chwilę poczekać. Jednak przecież nie o to chodzi w tej klasie strategii.
Produkcja oparta na starym i wyleniałym, jak futro niedźwiedzia nad kominkiem, silniku GEM, daje rade tylko w jednej kwestii. Cold War to bodajże jedna z najpiękniejszych pod względem graficznym gier od Digitalmindsoft. Jednostki i lokacje są przepięknie zrobione z dbałością o każdy szczegół. Na zbliżeniu na przykład czołgu zobaczyć możemy niemal każdą śrubkę. Muzyka występuje tylko w menu głównym między innymi podczas wyboru jednostek do kolejnych fal posiłków. Podczas rozgrywki jej jednak brakuje i uważam, że było by fajnie jakby jednak jakaś była.
Podczas walki słyszalne są jedynie odgłosy strzałów, hasła rzucane przez jednostki podczas wyboru i miejsca gdzie mają się przemieścić. Co ciekawe podczas pierwszych minut, zanim wpadniemy w wir walki, można usłyszeć na przykład szum wiatru. To naprawdę ciekawe doświadczenie słuchowe. Potem jednak zaczyna się rzeźnia i trzeba sporo się namęczyć aby wygrać, nawet po wspomnianych wcześniej łatkach.
Fajny pomysł na grę, ale spalony całkowicie
Porażka goni porażkę: podsumowanie recenzji Men of War Oddział Szturmowy 2 Zimna Wojna
Men of War Oddział Szturmowy 2 Zimna Wojna to porażka pod względem rozgrywki i miodności. Rozgrywanie praktycznie tych samych map i ciągła walka z własną cierpliwością nie jest tym czego gracze szukają po takich produkcjach. Jest źle i nawet najładniejsze lokacje tego nie zmienią. Grafika i dźwięki pola bitwy to niewątpliwe plusy, które niestety nie nadrabiają takich kwestii jak muzyka w Zimnej Wojnie czy brak fabuły. Jest tylko tło historyczne, które z resztą wyjaśniłem na samym początku recenzji.
To by było wszystko... nie zachęcam Was do zagrania w tę odsłonę Men of War. Lepiej zrobicie jak wrócicie do wspomnianego klasyka sprzed lat i spędzicie kolejne godziny na przykład w trybie sieciowym. Ten ostatni w najnowszej grze Digitalmindsoft trochę się jeszcze broni, tak jak śliczna grafika, ale niestety reszta odrzuci nawet największych weteranów strategii. Moim skromnym zdaniem Zimna Wojna jest tak płytka jak filmy Patyka Vegi choć te ostatnie jeszcze jakoś da się przełknąć jako zwykłe odmóżdżacze.
Dziękujemy 1 C Publishing za udostępnienie kopii recenzenckiej Men of War Oddział Szturmowy 2 Zimna Wojna