W połowie kwietnia swoją premierę miała debiutancka przygodówka fińskiego studia Act Normal Games, które jest zarówno twórcą, jak i jej wydawcą. Rauniot, choć klasyczną przygodówką jest z całą pewnością nie zapewnia graczowi tematyki lekkiej, łatwej i przyjemnej, a atmosferę żywcem wyjętą z postapokalipsy, znanej bardziej z gier AAA, niż klasyki gatunku fabularnego.
Czy zatem gra, która nie stroni od brutalności, nie zachwyca kolorami i nie przenosi gracza do baśniowego, fantasy świata może się podobać? Co sprawia, że tytuł polubili gracze i recenzenci? Co ma do zaoferowania klasyka przygodowa w nieco innym wydaniu? Co jest w niej dobre, a co dobre nieco mniej? Na te wszystkie pytanie spróbują odpowiedzieć w mojej jej recenzji, do której przeczytanie serdecznie Was zapraszam.
Akcja gry, przypominam stworzonej przez fińskie studio, przenosi nas, co zapewne nikogo nie zdziwi do Finlandii Północnej. Cofając się kilkadziesiąt lat w przeszłość, do roku 1975 dowiadujemy się o wielkiej katastrofie, która doprowadziła do upadku cywilizacji, zalania kontynentów, konfliktu i wojen. Zniszczone głowice jądrowe sprawiły, że świat został skażony. To przyniosło nie tylko śmierć kolejnych ludzi, ale dramatyczne skutki w przyszłości. Na świat przychodziły martwe, albo zmutowane dzieci. Matki umierały przy poradach, ojcowie popadali w rozpacz. Z racji coraz mniejszych zasobów żywności coraz częściej dochodziło do aktów kanibalizmu i desperacji.
Mimo wszystko ocaleli, a przynajmniej ich część, gotowi byli na łączenie się w grupy, i wspólną walkę o lepsze jutro. Zadaniem ich było zapewnienie sobie nie tylko ochrony, ale przede wszystkim jedzenia, wody zdatnej do picia, leków, elektryczności i wszystkiego tego co sprawiłoby, że życie w tak trudnych warunkach stanie się choć trochę łatwiejsze.
Wśród takiej społeczności znajduje się także bohaterka, w którą się wcielamy. Ma na imię Aino, która szczęśliwie należy właśnie do takiej społeczności i właśnie została wysłana na kolejną swoją, jak się okazuje wcale nie lekką, a wręcz niebezpieczną misję. Wszystko po to, by tworzyć wciąż grupową więź, a nie żyć w samotności, która w takich warunkach, i w takiej Laponii, bo tam rozgrywa się fabuła, byłaby wcześniej czy później początkiem jej końca. Wcielając się w młodą kobietę ruszamy na misję, której celem jest odnalezienie Toiva, który jest jedynie wstępem do nieco bardziej złożonej misji, dla której twórcy przewidzieli kilka godzin rozgrywki.
Już we wstępie wspomniałam, że Runiot to klasyczna przygodówka z gatunku „wskaż i kliknij”, czyli gier, których obsługa polega na klikaniu myszą. Sterowanie w grze jest bardzo intuicyjne, czyli krótko mówiąc nieskomplikowane.
Klasyczność opisywanej przeze mnie przygodówki koncentruje się na typowych dla tego gatunku elementach. Wśród nich znajduje się dziennik, albo coś mocno go przypominającego. To w nim zapisane są pomniejsze cele jakie w grze musimy wykonać. W całej rozgrywce, skupionej na narracji, eksploracji i łamigłówkach, o których napisze poniżej, owych celów nie będzie nam brakować.
Aby zabawa w tej trudnej tematycznie, postapokaliptycznej grze, wykonanej w rzucie izometrycznym, nie była zbyt trudna (a wierzcie mi, momentami łatwo nie jest), twórcy wbudowali w nią mapę. Ta ułatwia podróżowanie, a w szczególności lokalizację w jakiej się obecnie znajdujemy, i ewentualną miejscówkę do jakiej udać się zaraz będziemy mogli.
Poruszamy się za pomocą wspomnianej myszy, jednego jej kliknięcia. Przedmioty, miejsca czy osoby, które są interaktywne zostają lekko podświetlane, co umożliwia ich obejrzenie, ale i komunikację, która w dość samotnej grze, nie jest zbyt częsta. Zebrane rzeczy zostają nam dość dokładnie opisane, co jest również fajnym, i często pomocnym rozwiązaniem.
Inna nieco od większości z ostatnio, albo nawet do tej pory ogrywanych przeze mnie gier, jest natomiast otoczka interfejsowa. Otóż do menu możemy wejść klikając prawym przyciskiem myszy. Ale nie wyświetli się nam klasyczna jego odsłona, a zestaw przedmiotów w postaci tobołka naszej bohaterki. Poszczególne jego części, typu notes, manierka z torbą, czy pasek z kieszeniami przenosić nam będą do menu, mapy czy ekwipunku.
Sam inwentarz po jego otwarciu wygląda natomiast bardzo klasycznie. Znajduje się w nim zbiór rzeczy, o których informacje, po najechaniu na jakiś przedmiot, możemy oczywiście przeczytać. Problemem bywa za dużo jego czułość, przez to przy najmniejszym ruchu myszką ekwipunek, ale i cały panel znika. Bywa to dość irytujące.
Bohaterka porusza się po lokacjach dość płynnie, potrafi również biegać. Nie jest to jednak jakiś szczególnie szybki bieg, a raczej trucht. Wadę rozgrywki dla części z graczy może być ogólne powolne jej, a nawet nieco przeciągłe, powiedziałabym nawet flegmatyczne działanie. Często na reakcję Aino musimy poczekać, mając nieco wrażenie, że coś z grą nie jest tak.
Po lokacjach, których jest naprawdę sporo wędrować możemy w sposób dość swobodny. Ekran danej miejscówki przesuwa się w boki, w dół lub w górę po najechaniu na niego kursorem myszy. To również dzieje się dość spokojnie, powolutku, powiedziałabym…… aż za wolno.
Jak już nadmieniłam Rauniot to przygodówka, która została stworzona w rzucie izometrycznym. Oznacza to, że grę obserwujemy z widoku z góry. Gdy po raz pierwszy włączyłam ów projekt, od razu skojarzył mi się ze Stasis i kolejnymi grami od studia The Brotherhood. Skojarzenie było związane nie tylko z rodzajem perspektywy, ale także z przytłaczającą, bardzo stonowaną, ale i ciężką grafikę.
Jednak opisywana przeze mnie gierka nie jest horrorem, a klasyką point-and-click, której klimat postapokalipsy oddawany jest przez burość kolorystyki, która towarzyszy nam niemal w całej rozgrywce. Nie uświadczymy w niej podnoszących na duchu barw, bo nie takie było założenie autorów tegoż tytułu. Miało być graficznie smętnie, i jest, i to bardzo.
Ale nie tylko burość i perspektywa z góry w grze nam towarzyszy. Nie brakuje animacji, czyli tak zwanych cut-scenek. Ciekawie zanimowane są także myśli naszej bohaterki. To podczas nich mamy okazję bliżej się jej przyjrzeć. Gra robi bowiem zbliżenie fragmentu jej twarzy. Widzimy obszar oczu, których wyraz zmienia się w zależności od sytuacji, w której młoda kobieta, nad jaką kontrolę przejmujemy, się znalazła.
Są jednak momenty, kiedy ją, ale nie tylko ją widzimy w całej krasie, od głowy, aż po stopy. W tym momentach przekonujemy się jak brutalnie zniszczony świat wpłynął na ludzi, jak się okaleczeni, ile cierpienia musieli znieść. Brutalność, które zawiera się w obrazie, ale i widoczna jest w słowie, w tym co mówi Aino, daje o sobie znać, i w żadnym razie nie jest niczym łagodzona. Jest prosta, zwyczajna i do bólu szczera. A jej bezmiar potęguje równie wnikliwa, przejmująca i pasująca do stylu gry ścieżka dźwiękowa, która nie stronie od ostrych, metalowych dźwięków.
To na czym gra się głównie opiera to narracja, czyli fabuła, którą popychają do przodu zagadki. A tych w rozgrywce nie brakuje. Wśród zadań postawionych graczom przez deweloperów znalazły się zagadki przedmiotowe, które nie należą do trudnych. Problemem może jednak w tym wypadku okazać się nie możność ich znalezienia. Dziać się tak może z tego powodu, że podświetlenia danej lokacji w grze jest dość mierne. Kolorystyka podświetlenia zlewa się z otoczeniem sprawiając, że w zabawie możemy utknąć, bowiem nie wzięliśmy potrzebnego nam przedmiotu.
Ale nie samymi zagadkami przedmiotowymi owa gra żyje. Nie brakuje w niej także zadań logicznych, od bardzo łatwych, po te naprawdę trudne, momentami aż zbyt trudne, i przyznam się nieco frustrujące. Zaletą rozgrywki jest to, że zadaniowość w grze jest złożona. Aby dojść do rozwiązania jakiejś czynności i osiągnięcia celu, musimy się nieco napracować i zrobić po drodze wiele działań wchodzących w cel większej całości. To sprawia, że rozgrywka nie jest monotonna, nie nudzi, a naszej zabawy nie ułatwia, choć cel jasno nam nakreśla.
Rauniot to gra fińskiego studia, które zdecydowało się na dość niecodzienny zabieg. Otóż gierka w całości, która jak już ogarniemy co i jak, podczas drugiego przejścia zajmie nam około trzech godzin, może nawet krócej, dubbingowana jest w języku fińskim, w wykonaniu aktorów z akcentem z północy Finlandii. Nadaje to zabawie dość ciekawego, bardzo indywidualnego klimatu. Nie kojarzę żadnej do tej pory odgrywanej przeze mnie gry w tym, co tu kryć, niecodziennym dla mnie języku.
Co najlepsze jednak, opisywany przeze mnie tytuł posiada polską wersję językową, w formie napisów. Przetłumaczone zostały wszystkie dostępne w grze informacje, nie tylko opisy przedmiotów, miejsc, dialogi, ale także notatki. Nie znalazłam żadnych językowych błędów, a wersja polska niezmiernie mnie cieszy. Zapewne także wszystkich graczy, którym gier po polsku zwyczajnie brakuje.
Szczerze powiedziawszy po przejściu gry mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony doceniam staranność twórców w oddaniu klimatu świata zniszczonego, postapokaliptycznego, udręczonego i przede wszystkim brutalnego. Z drugiej czuje się nim przytłoczona, przygnębiona i nieco zmęczona. Swoiste uczucie rozdarcie między dobrymi, acz w kilku przypadkach nieco przekombinowanymi zagadkami, a desperacją i brutalnością, w klasycznej przygodzie, która nie jest horrorem, troszkę odbierała, w moim przypadku, radość z rozgrywki. Nie jest to z pewnością gra dla ludzi w nieco gorszym stanie psychicznym. Takim graczom jej polecić nie mogę.
Są to jednak jedynie moje, bardzo subiektywne odczucia. Mam świadomość, a wręcz to przyswajam, chłonąc całą sobą, iż sama gra jednak broni się innością, indywidualnością i atmosferą, która z założenia musiała tchnąć w rozgrywkę ciężkość, dramat i desperację. Odczuć ją możemy w izometrycznej grafice, ciężkiej, burej kolorystyce, która nam towarzyszy i muzyce, która w większości przypadków jest bardzo oszczędna, ale gdy już jest, lekkością nie trąci.
Inność niesie także wersja językowa gry, która jak już wspominałam głosowo serwowana jest nam w języku fińskim, ale posiada, co wcale nie jest takie codzienne, polską lokalizację, w postaci napisów. Cieszy, że małe, niezależne studio zdecydowało się na wprowadzenie w rozgrywkę wielu tłumaczeń, w tym i wersji polskiej.
Na plus, no może poza jedną, oczywiście zagadki, których złożoność i różnorodność może sprawiać frajdę. Włożono także spory wysiłek w różność lokacji, jakie podczas gry zwiedzimy, a jest ich kilkadziesiąt.
Rauniot to gra, którą polecam nie tylko miłośnikom klasyki, intensywności doznań przygodowych, których tu nie brakuje, ale także przeciwnikom zadań zręcznościowych, których tu nie uświadczymy. Nie zawiodą się gracze lubiący wyzwania logiczne. Zadowoleni z klimatu będą fani postapokalipsy, często przenoszonej na ekranu gier, ale także do filmu czy serialu. Czy warto sprawdzić gry? Według mnie tak, choćby po to, by na własnej skórze poczuć klimat tego, co realnie może nam kiedyś zagrażać.
Bardzo serdecznie dziękujemy GOG za udostępnienie gry do recenzji.
Graliśmy w wersję na komputery osobiste PC (GOG).
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu