Saint Kotar to muszę się Wam przyznać jedna z najbardziej oczekiwanych przeze mnie gier przygodowych, które przed premierą miała okazję sprawdzić w wersji demonstracyjnej Saint Kotar: The Yellow Mas. Jako, że jestem fankom klasycznych przygodówek w klimacie horroru, a Saint Kotar takowym tytułem właśnie jest, z racji, że po ograniu wersji demo, czułam się zaciekawiona, to z chęcią sięgnęłam po ten tytuł w pełnej wersji. Dziś postaram się Wam przekazać wszystkie moje za i przeciw tej, w gruncie rzeczy ciekawej, z pewnością mrocznej, ale i nie pozbawionej wad przygodówki. Serdecznie zapraszam, życząc miłej lektury!
Saint Kotar to jak już wiecie przygodówka, w klasycznym stylu, za którą odpowiedzialne jest studio Red Martyr Entertainment. Wydaniem gry, która miała swój, zresztą udany początek w kampanii finansowej na Kickstarterze zajęło się SOEDESCO. Gra, choć określana jest jako tytuł przygodowo-detektywistyczny, i z pewnością tak jest, to przede wszystkim projekt utrzymany w konwencji horroru, albo przynajmniej trzymającego w napięciu, mrocznego thrillera. I choć twórcy szaleją z fabułą, nierzadko dość mocno, to fabularna całość szybko wciąga i potrafi być bardzo angażująca.
Historia skupia się na dwóch bohaterach, szwagrach, którzy pewnego dnia, wraz z jednym z członków swojej rodziny, przybywają do położonego w górach miasteczka o nazwie Sveti Kotar. Miejsce to nie zachęca klimatem, jest ponure, mgliste i ma swoje mroczne tajemnice, z którymi niebawem nasi protagoniście żywo się zetkną.
A są nimi, mnich z Budapesztu o imieniu Benedek oraz jego szwagier, w tym przypadku mąż siostry Benedeka, były diakon, Nikolay. Oboje przyjeżdżają ze wspomnianą już kobietą, Viktorią do tego miasteczka by uczestniczyć w pokazie na zamku. Niestety nie dotrą do niego w takim stylu jakby chcieli, bowiem wokół nich zaczynają dziać się niezrozumiałe dla nich samych wydarzenia. Niedługo po dotarciu do wynajętego na trzy noce domu, mężczyźni mają przedziwne sny, a wkrótce orientują się także, że Viktoria znika bez śladu. Co gorsza, okazuje się, że zostają wplątani w rytualne mordy o podłożu satanistycznym, dotyczące sekty kanibali.
Dla pobożnych mężczyzn, zmierzenie się z tak obrzydliwym i odrzucającym Boga kultem, nie jest łatwym zadaniem. Ale oboje, każdy z nieco innego powodu, zamierzają odnaleźć bliską im osobą i wyjaśnić jaki miała udział w tych przerażających czynach. Zadanie nie jest łatwe, bowiem Sveti Kotar jest zapomnianym przez Boga miejscem, w którym tajemnice i ohyda snują się po ulicach jak spowijająca to miejsce mgła.
Tajemnica i jej dociekanie jest istotą tej przygodówki, w powiedziałabym narracyjnym stylu, w którym twórcy poszaleli fabularnie, prezentując graczom scenariusz, który mógłby się równać z mitologią Cthulhu Lovecrafta. Nie jest to jednak to samo, gdyż deweloperzy postanowili stworzyć zupełnie inny, równie przerażający kult, jednako obrzydliwą i mroczną religię, która nie tylko ma swoich, mających odpowiednie nazwy wyznawców, ale także swoje pismo i mowę.
Muszę w tym miejscu powiedzieć, że choć gra jest brutalna, zło i makabra wylewa się z niej strumieniami, to pokazane zostało to w dość przystępny sposób. Ukryto bowiem najbardziej przerażające sceny pod zaciemnionym obrazem, ubarwiając je jedynie krzykiem, charczeniem i tym podobnymi efektami. I wierzcie mi…..nawet jeśli sceny gore nie widzimy, to już same krzyki cierpienia doprowadzają do gęsiej skórki. Czasami, tak według mnie, jest ich nieco za dużo.
Sama gra pod względem wątku fabularnego potrafi wciągnąć i to szybko. Zaciekawia licznymi smaczkami, niuansami i zwrotami akcji. Intryguje przede wszystkim pomysłowością scenarzystów, którzy nie szczędzili na dziwności. Ta dziwność, paradoksalnie, jest zwyczajnie jedną z mocniejszych stron tego przygodowego dzieła. Do tego dochodzą liczne lokacje ukryte, które nie tylko przynoszą nowe, czasami dobrze schowane osiągnięcia, ale mocno rozbudowują ową przygodówkę. Dają nam możliwość poznania nieco szerzej postaci, o których mowa podczas rozgrywki.
Wspomniałam, że Saint Kotar to przygodówka, która ma nam do zaoferowania nie tylko klasyczną wersję podstawową, którą można przejść w kilka godzin, około siedmiu. Chcąc znacznie wydłużyć sobie granie, opierające się na wyborach, istotnie zmieniających grę, możemy skupić się na poszukiwaniu lokacji ukrytych. Często są ona dobrze schowane i nie jest tak wcale łatwo wpaść na ich ślad. Pozwalają jednak nie tylko znacząco wydłużyć rozgrywkę, ale także mocno ją rozbudować, przede wszystkim fabularnie. Dzięki temu nie tylko odnajdujemy nowe przedmioty, ale mamy okazję poczytać dziennik postaci, o której mowa podczas eksploracji gry.
Jednocześnie uczestnicząc w zabawie, wykonując podstawę rozgrywki, możemy pobawić się w wykonywanie misji pobocznych. Część z nich rozwiązujemy przy okazji normalnej eksploracji, nie da się ich zwyczajnie nie wykonać, ale są i takie, które, jeśli nie jesteśmy uważni i się nie postaramy, nie odkryjemy aż do końca.
Dodatkowym elementem, takim trochę mrugnięciem okiem w stronę gracza, są niektóre wybory, na jakie się w grze natkniemy. Spora ich część zmienia rozgrywkę, w sposób bardzo istotny, nie pozwalając na pójście w nowe miejsce, czy poznanie innego wydarzenia. Są też takie, które znacznie skracają zabawę z Saint Kotar. Otóż podejmując pewną decyzję możemy opuścić, zakończyć grę po jakieś kilkudziesięciu minutach.
Pewne nasze, nieroztropne wybory, doprowadzić mogą do zbyt wczesnego zakończenia gry. Gracz zachęcany jest to działania z rozwagą, do przemyślenia pewnych decyzji, gdyż złe wybranie, na przykład zabranie czegoś, owocuje zakończeniem naszej przygody przed czasem. Na szczęście twórcy nie poszli za ówczesną modą gier przygodowych, czyli automatycznego zapisu, i pozwolili dokonywać zapisu w dowolnym momencie. Więc jeśli źle wybierzecie, nie martwcie się, będzie można ten źle ograny fragment przejść ponownie.
Opisywana przez mnie gra jest, jak zresztą wiecie, przygodówką i to w klasycznym stylu. Oznacza to, że postaciami, między którymi można się przestawiać, kierujemy za pomocą myszy, właściwie jednego jej kliknięcia. Podczas zabawy będziemy działać na przemian zarówno Benedekiem, jak i jego szwagrem, Nikolayem. Każda z postaci ma swój własny charakter, każda ma także inne zadania i różny ekwipunek. Możemy naszymi bohaterami wykonywać zadania poboczne, o których już wspominałam. Będziemy także ze sobą rozmawiać, często właśnie w ten sposób popychając rozgrywkę do przodu. Podczas eksploracji gry, poznamy jej fabularne meandry, nie tylko z poziomu raz jednej, czy drugiej postaci głównej, ale część zadań wykonywać będzie przy współpracy szwagrów.
Saint Kotar to przygodówka skupiona na klimacie, to na pewno, ale także nastawiona na zadania detektywistyczne. A ich istotą są rozmowy. Mamy ich w grze naprawdę sporo. Na szczęście możemy w nią zagrać w wersji polskiej, nad którą pochylę się nieco w dalszej części recenzji. Dialogi popychają grę do przodu, ale także pozwalają uzyskać inne informacje, ruszyć ją do przodu. Często dzięki nim do naszego ekwipunku trafi przedmiot dodatkowy, który nie jest niezbędny do ukończenia zabawy, ale nieco ją urozmaica.
Samo sterowanie postaciami przebiega w miarę płynnie, i gdy tylko podrepczemy w miejsce oznaczone przez twórcą „stópkami”, z pewnością dotrzemy na miejsce. Pod względem interfejsu jest bardzo klasycznie, z klasycznymi ikonami, które odsługiwane są dość intuicyjnie.
Twórcy, jak na klasyka przystało umieścili w grze ekwipunek, który otwieramy po kliknięciu na ikonę bohatera znajdującą się w z lewym dolnym rogu. Przedmiot można w inwentarzu obejrzeć wysłuchując o nim odpowiedniego komentarza. Można także rzeczy ze sobą łączyć, tworzyć zupełnie coś innego, co niebawem może się nam przydać. W tym samy miejscu, tuż obok postaci, z ikoną w postaci „mózgu”, znajdziemy notatnik oraz mapę. Wszystkie zadanie w grze są bardzo jasno określone. Pojawiają się w notatniku, wraz z opisami i znikają gdy tylko sobie z nimi poradzimy. Sygnalizuje nam to pojawienie się żółtej kropki przy wspomnianej ikonie.
Wraz z zadaniami, w pewnym momencie do naszego ekwipunku trafia mapa. Niestety, niech Was nie zmyli, że do czegoś, oprócz jej obejrzenia, może być ona przydatna. Wprawdzie wskazuje nam lokacje, choć nie wszystkie, ale przy jej pomocy, nie jesteśmy w stanie szybciej się gdziekolwiek dostać. Dlatego też nie pozostaje nam nim innego, jak maszerować na piechotę do znacznie od siebie oddalonych miejsc. Nie ma także przenoszenia się w sposób szybki, poprzez podwójne kliknięcie. Czasami jedynie twórcy dają nam możliwość przeniesienie się automatycznego, poprzez wybrania odpowiedniej opcji w dialogu.
I choć wszystko to zapewne wygląda Wam jak klasyczna gra przygodowa, wiele nie różniąca się od innych gierek, to do typowego point&clicka troszkę jej brakuje. Ale sami twórcy zaznaczają, że nie zamierzali stworzyć klasycznej przygodówki, a tytuł nastawiony na wybory i decyzje, nie stawiając zbyt mocno na wzywania natury umysłowej. I to zostało w grze spełnione. Otóż rozgrywka nie wystawi nasze szare komórki na zbyt wytężoną pracę. W grze znajdziemy może jedną poważniejszą zagadkę, nie wliczając w to lokacji dodatkowych, ukrytych. Nie ma też używania przedmiotów jako takich. Wszystko dzieje się w sposób automatyczny, dzięki dialogom. Rozgrywka wpisuje się w tym wypadku bardziej w zabawę określaną jako interaktywna gra przygodowa w eksploracyjnym stylu, której motorem napędowym są bardzo liczne, często przesadnie długie i zbyt rozbudowane dialogi.
Trochę radości i wyzwań natury czysto przygodowej, czyli takiej, w których musimy kombinować, wnoszą ukryte lokacje. Muszę zaznaczyć w tym miejscu, że niektóre z nich jest diabelnie trudno znaleźć. Z niektórymi wiążą się pewne problemy i niedopracowanie w grze. Na niektóre możemy natknąć się jedynie przypadkiem. Jednak są one wyzwaniem, jakiego zdecydowanie brakuje w grze, która tak naprawdę prowadzi nas za przysłowiową „rączkę”. Nawet gdy znajdziemy jakiś przedmiot, który będzie nam potrzebny, a który możemy sobie podświetlić za pomocą „spacji”, postać, w którą się wcielamy jasno i klarownie podpowie nam co i gdzie powinniśmy użyć. Moim zdaniem zupełnie zbędne podpowiadanie psuje zabawę.
Psucie zabawy, z tego właśnie powodu to właśnie jedna z nieprzemyślanych decyzji twórców. Miłośnicy przygodówek, a pewnie tacy w większości po grę sięgają, nie mają problemu z używaniem przedmiotów i spora ich część radzi sobie z tym bardzo dobrze. Zbyt mocne prowadzenie gracza za rękę sprowadza rozgrywkę na poziom interaktywnej gry przygodowej, albo wizualnej powieści, co myślę, nie było intencją autorów.
Problemem w grze są także same dialogi, które nie tylko są zbyt długie, ale mają problem z wyświetlaniem się w sposób właściwy. Otóż rozmawiając z kimkolwiek w grze, na kolejną opcję dialogową czekamy o kilka sekund za długo. Grając czasami miałam wrażenie, że rozmowa nie będzie już dalej prowadzona, albo w grze jest błąd.
Dodatkowo dochodzi jeszcze spora liniowość rozgrywki, która zmusza graczy do postępowania tak jak już wcześniej ustalono. Widać to mocno nie tylko na przykładzie warstwy fabularnej, w której robimy zadania krok po kroku, eliminując je z listy. Odczujemy je także podczas spacerów po grze. Nie pójdziemy swobodnie tu czy tam, no może jedynie kawałek, bo gra na to nam nie pozwoli. Musimy się poruszać po ustalonych przez twórców ścieżkach, kierując się odpowiednią ikoną.
Saint Kotar to gra w bardzo ładnym stylu graficznym, która poprzez rysowaną grafikę i mrok, który wylewa się z kolejnych lokacji, stawia na klimat. Atmosfera w grze stanowi niewątpliwie jej urok, który często pokrywa się z postaciami, z ich wyglądem, na które mamy przyjemność się natknąć. Zapewne grając zauważycie, że mnóstwo osób, które podczas zabawy napotykamy na swojej drodze, jest, hmm…..co tu kryć, brzydka, często nieco przerażająca. Nie sądzę, żeby było to spowodowane brakiem pomysły na postać czy też nieumiejętnością ich narysowania. To według mnie celowa zagrywka twórców, którzy stworzyli Saint Kotar jedynie w trzy osoby. Wygląd osób w grze, ma podkręcać atmosferę, która klimatem potrafi zaintrygować.
Do tego dochodzą równie klimatyczne lokacje, które w większości utrzymane są w stonowanych, ciemnych, mrocznych kolorach. Ponurości dodaje snująca się po okolicy mgła, która sprawia, że czujemy się nieswojo i tajemniczo. Wygląd kolejnych miejsc, a jest ich naprawdę sporo, może się podobać, choć wiadomo, to rzecz gustu. Ale gorzej z przybliżeniami, które w przeciwieństwie do growych miejscówek, nie oferują graczowi już malowanej grafiki, a coś między nią, a klasyczną trójwymiarowością, czasami trochę fotografią.
Nie wszystko zostaje nam także w grze pokazane. Zdecydowanie brakuje animacji, których jest zbyt mało. Część brutalniejszych momentów, w których zapewne miały być cut-scenki, nie istnieje. Gracz widzi tylko czarny ekran i słyszy przerażające dźwięki i krzyki cierpienia. Z jednej strony ukrycie jawnej brutalności sprawia, że gra nie jest kwalifikowana na tytuł dla dorosłych graczy, ale z drugiej coś rozgrywce odbiera. Czynią ją jakby niepełną….niedokończoną.
Zdecydowanym plusem gry jest muzyka. Ta momentami jest naprawdę cudownie klimatyczna. Zdarzało mi się przystawać na moment by posłuchać dźwięków dochodzących do moich uszu. A nie jest to moją grową codziennością. Kawałki muzyczne może nie wpadają w ucho, nie jestem ich w stanie powtórzyć, ale klimat gry zdecydowanie podnoszą na wyższy poziom, czasami bardzo wysoki. Niestety nie wiadomo czemu, ale są momenty, gdy dźwięków w grze jakoś brakuje, i ta staje się cichsza. Myślę, że twórcy, którzy wspominają, że wciąż pracują nad swoim tytułem, zgodnie z opiniami graczy, troszkę tą kwestię poprawią. A przynajmniej mam taką nadzieję.
Pozostając przy kwestii dźwięków, pora skupić się na kwestii dialogowej, na angielskiej wersji, jaka jest dostępna z dubbingiem. Przeczytałam wiele opinii na temat pracy aktorskiej, jaką włożyły osoby wcielające się w postaci gry. Sporo jest w tym przypadku negatywów. Ja jednak pozwolę sobie mieć nieco odmienne zdanie. Bo choć faktycznie Benedek bywa czasami zbyt drętwy, a postaci poboczne nieco sztuczne, całość wypada naprawdę w porządku. Na uwagę zasługuje Nikolay, w którego wcielający się głosowo aktor, wyraża sporo targających nim emocji. Nieźle, mimo pewnej drętwoty prezentuje się także Banedek, który z natury ma tę drętwotę i wycofanie przypisane.
Gra jest dostępna w polskiej wersji językowej. Jestem, zapewne tak jak każdy Polak wdzięczna za takową, gdyż nie ma niczego przyjemniejszego niż grać w ojczystym języku. Ponieważ zwykle grywam w przygodówki przynajmniej dwa razy, to miałam także i w tym przypadku okazję sprawdzić rodzimą wersję dość dokładnie.
Moje pierwsze spotkanie z polską lokalizacją niestety przyniosło spore rozczarowanie. Polska wersja miała tak wiele błędów i niedociągnięć, że odnosiłam wrażenie, że spolszczenie nie było wcale testowane. Nie wiem czy z braku czasu, czy też możliwości. Przyszło mi też na myśl, że było tworzone bez fizycznego dostępu do gry. Pojawiały się dialogi, w których do kobiety zwracaliśmy się jak do mężczyzny. Pojawiały się braki w tłumaczeniu. Wiele linii dialogowych miało literówki i mniejsze, albo większe niedoróbki.
Drugie mierzenie się z grą przyniosło jakby małą poprawę, choć wiele kwestii ma dalej spore problemy z formą osobową, literówkami czy stylem. Mam nadzieję, że rodzima wersja językowa zostanie poprawiona i wkrótce będziemy mogli cieszyć się z dialogów w pełnym, dopracowanym wymiarze.
Saint Kotar, mroczna przygodówka w klimacie horroru, z rozgrywką nastawioną na elementy detektywistyczne to gra stworzona przez trzy osoby. I to właśnie powinniśmy mieć na uwadze skupiając się na jej ocenie i przesadnym krytykowaniu, jakiego nie brakuje.
Przygodówka ma pewne braki, tego nie da się przemilczeć. Po pierwsze w podstawowym trybie fabularnym zbyt mocno prowadzi nas za rękę, zbyt nachalnie podpowiada. Ma także problem z poprawnym i płynnym wyświetlaniem dialogów, które działają jakoś strasznie wolno i skokowo. Ale nadrabia wszystko klimatem, fabułą, która mimo tego, że jest dość pokręcona, zaciekawia i powoduje, że z zapartym tchem śledzimy co dalej. Trochę może zawieść Was zakończenie, które nie daje pewności czy dokonaliśmy właściwego wyboru.
Na plus zadania poboczne i ukryte lokacje, które potrafią sprawić sporo kłopotów z ich odnalezieniem. Fajna historia, ładna, choć momentami niedopracowana grafika. Dobre, choć nie wybijające się ponad przeciętność aktorstwo, i niestety słaba polonizacja. Saint Kotar jest grą stworzoną przez niewielki zespół, nie jest tytułem wielkiej klasy AAA, a małą grą niezależną, która kontynuuje tradycje przygodową, nie dając jej zginąć. I chwała twórcom za to! Jeśli lubicie klimat mroku, przerażającą, momentami przedziwną fabułę i wyzwania dodatkowe, to polecam sprawdźcie tytuł. Myślę, że będziecie jednak zadowoleni.
Serdecznie dziękujemy GOG.com za udostępnienie gry do recenzji.
Testowaliśmy grę w wersji na komputery osobiste PC.
Spis treści:
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu