Dotychczas Flying Wild Hog oraz Devolver Digital dość skromnie reklamowały i promowały Shadow Warriora 3, ale po ograniu go… rozumiem, co było tego przyczyną. Nowa odsłona to spora zmiana w cyklu, idąca nieco w stronę strategii obranej przez CI Games oraz ich niedawno wydanego Sniper Ghost Warrior Contracts 2. FWH zdecydowało się ponownie zaskoczyć graczy swoim pomysłem, stawiając na nieco inne podejście do nadchodzących wyzwań oraz pomysłów. To swego rodzaju kolejny powrót do korzeni, próbując “wyciągnąć” źródło sukcesu marki. Czy i tym razem Lo Wenga czeka kolejna dawka szalonych przygód?
Po spektakularnych wydarzeniach z Shadow Warriora 2 nasz bohater… przeżywa wielki kryzys. Co prawda początkowo odniósł sukces, ale… jego konsekwencje niestety są tragiczne. Gigantyczny, mistyczny smok sieje zniszczenie, a brak bogów, jacy oni by nie byli, niesie dalsze zagrożenia oraz zagładę. To spowodowało, że do akcji ruszył Lo Weng, ale… poniósł sromotną porażkę. Zjawia się u niego jednak Zilla, niosący nową nadzieję, na przywrócenie dawnego porządku. Tak też nasz bohater rusza do walki z maską Hoji’ego, mogącą się okazać narzędziem do powstrzymania niepowstrzymanego dotychczas stwora.
Twórcy zdecydowali się ponownie postawić na te same narzędzia do prowadzenia opowieści, dialogi w trakcie rozgrywki (głównie spokojniejszych przejść czy w trakcie sekcji zręcznościowych) oraz na animacje i krótkie scenki fabularne. Te ostatnie zostało nieco rozwinięte oraz rozszerzone, tworząc ciekawą całość. Wszystko ubrane jest w sporą dawkę dowcipów oraz nawiązań, które dalej potrafią bawić na wiele sposobów. Widać, że pula dobranych zabiegów została zwiększona, choć bez dwóch zdań więcej zadziało się pod tym względem w segmencie walki.
Trzecia numerowana odsłona z jednej strony nieco zamyka poprzednie wątki, a z drugiej stanowi płynne przeniesienie do kolejnych, znanych nam wydarzeń. Przejście do samouczka to swego rodzaju majstersztyk, osadzenie Lo Wenga i jego umiejętności przebiega błyskawicznie, jednocześnie nie wymuszając specjalnego ograniczenia umiejętności bohatera na starcie. Nawet ograniczenie arsenału zostaje w pełni uzasadnione, nie przedłużając specjalnie rozgrywki. Ta jest w zasadzie krótka, tytuł ukończyłem po mniej niż 6 godzinach, zaliczając niemalże 100 wyzwań na poziomie normalnym. To jeden z najkrótszych rezultatów w ramach całej marki, choć nie powiem, że poczułem po zakończeniu zawód. Co prawda nieco bym sobie pobiegał jeszcze w Shadow Warrior 3, ale… i tak był to dobry i satysfakcjonujący czas. Będąc z niemalże stałym kontaktem z różnorakimi dowcipami, ukończyłem tytuł z uśmiechem i zadowoleniem.
Flying Wild Hog po trzeciej odsłonie zdecydowało się powrócić do formuły z wielkiego przywrócenia marki do żywych. Względem poprzedniczki, nastąpił ponowny krok w stronę liniowych etapów pełnych korytarzy przewijanych od czasu do czasu segmentami na arenach, gdzie mierzymy się z potworami. Dodatkowo co jakiś czas pojawiają się wyzwania zręcznościowe, operujące się w sporym na trio: skoki, bieganie po ścianach i wykorzystywanie linki z hakiem. Zresztą z tego ostatniego aspektu sam Lo Weng się naśmiewa w trakcie swojej przygody. Ta nowinka generalnie spisuje się przyzwoicie, choć odczuwalna jest jej sztywność oraz określony optymalny ruch, niejako wymuszany przez samych twórców. To wiąże się niekiedy z problemami takimi jak częste miejsca, gdzie możemy spaść czy problemy podczas ostatniego zjazdu fabularnego, gdzie przyciągnięcie odbywa się na za niskiej wysokości. Całościowo jednak spoglądając, faktycznie protagonista stał się bliższy ninjy, a jego przygody nie są już tak przyspawane do podłoża. Poza skokiem możemy obecnie błyskawicznie zmienić swoje położenie, starając się na przykład odeprzeć atak z innego poziomu. Wertykalność map również wyszła im na dobre, ponieważ delikatnie podniósł się poziom trudności, skłaniając nas do zdecydowanie częstszego niż dotychczas zmienienia pozycji. To już nie tylko lekkie przesunięcie, to konieczność całkowitego odrzucenia poprzedniej strategii i narzucenia nowej. Wcześniej można było spaść nieco niżej, co na dużej przestrzeni pozwalało zwyczajnie uciec od problemu, obecnie zwyczajnie z chęcią poszukujemy dla siebie nowej drogi do uzyskania zwycięstwa.
Tradycyjnie już Shadow Warrior może się pochwalić niezłą (już nie największą) dynamiką napędzaną adrenaliną walkę. To wciąż jednak niezwykłe tempo, wokół którego zbudowano ten tytuł. Praktycznie całkowicie zrezygnowano z nic nie dających znajdziek, możemy delektować się zwyczajnie przechodzeniem z punktu do punktu, ciesząc się najbardziej satysfakcjonującymi aspektami rozgrywki. Zabawa tempem przebiega naprawdę nieźle, cały czas nas radując zarówno chaosem podczas siekania i prucia z karabinów, jak również podczas na przykład wspinania się po gigantycznym, mistycznym smoku! Początkowo, gdy jeszcze nasz zasób broni oraz możliwości jest mały, nie możemy specjalnie poszaleć, niemniej z każdym kolejnym modelem oraz narzędziem, stajemy się coraz skuteczniejsi i efektowniejsi, do tego dochodzą również ulepszenia poszczególnych “pukawek” oraz Wenga i elementów na mapie, przekładających się na ciekawsze zmagania, z rosnącą liczbą przeciwników, potrafiących skutecznie odpowiadać na nasze preferowane zmagania. Z tego też względu, praktycznie musimy być przygotowani na to, aby dobrze radzić sobie z pełnym zakresem arsenału.
W trakcie kilkugodzinnej zabawy zdarzyło mi się kilka razy trafić na jakieś małe błędy, które tylko i wyłącznie ze względu na występowanie w pierwszej linii kuły po oczach. Większy moim zdaniem problem stanowi brak aktywacji skryptu w dwóch czy trzech miejscach. Z tego względu przez kilka minut krążyłem wokół bez sensu, dopiero powrót do ostatniego punktu zapisu i jeszcze jedna próba aktywacji pozwalały rozwiązać problem. A szkoda, ponieważ po takim zabiegu mamy już wyraźny problem z zachowaniem wcześniejszego tempa.
Prawdę powiedziawszy Shadow Warrior 3 ma dwa zasadnicze oblicza, z jednej strony uzyskamy przerywniki, które pod względem zabiegów czy ujęć potrafią nadać sporo efektownych ujęć. Z drugiej jednak wizualia zdecydowanie lepiej prezentują się w zasadniczej rozgrywce. W trakcie zabawy na najwyższych ustawieniach w Full HD nie tylko miałem na co rzucić okiem, ale z drugiej strony w zasadzie przez cały czas gra utrzymywała wysoki poziom płynności. Spadków niestety nie brakowało, na niektórych etapach uzyskiwałem i 120 klatek, na innych prawie stałe 90, a przy innych, gdy liczba przeciwników na mapie wzrastała, pojawiały się zdecydowane spadki. Te ostatecznie były irytujące, niemniej wobec masy efektów graficznych oraz swego rodzaju chaosu, można nieco przymknąć na to oko. Dzieje się tak wiele, że niekiedy trudno i tak będzie nam ogarnąć wzrokiem wszystko, mając bardzo mało czasu na reakcję.
Niektóre tekstury czy obiekty mogą się pochwalić dobrą szczegółowością, a problemy z wczytywaniem pewnych detali były irytujące pod koniec zabawy. Niemniej ze względu na postawienie między innymi na lepszą dynamikę oraz większą ilość przeciwników, można na to przymknąć oko. Trochę dziwić może wykonanie animacji, która z jednej strony graficznie nie powala, a z drugiej wydaje się być w niższej rozdzielczości, nieco zakrywana poprzez efekty dymów czy specyficzne funkcjonowanie ujęć oraz rozbłysków czy prezentacji oświetlenia. Wyraźne są różnice względem zasadniczej rozgrywki, gdzie całość może się pochwalić świetnym wygładzaniem krawędzi oraz efektowną grą światłem, pozwalającą dostrzec znakomite projekty tła czy poziomów. Sceny wiele na tym zyskują, jednocześnie potrafiąc szybko ukazać nam zarysy elementów na poszczególnych mapach. Podobnie sprawa ma się z efektami graficznymi, szczególnie tymi związanymi ze strzałami oraz atakami, zapewniającymi efektowność oraz masę detali i mini przebłysków, doskonale prezentującymi się na pierwszym i drugim planie. W trackie dynamicznej rozgrywki wszystko to powoduje, że pomimo naturalnego chaosu i tak udaje nam się ujrzeć efektowne trafienia, poniesione obrażenia na przeciwnikach czy efektowność działania Narzędzi Śmierci oraz specjalnych wykończeń potworów.
SW 3 nieco zawiodło mnie pod względem muzyki, która nie była aż tak wyrazista jak miało to miejsce poprzednim razem. Wszystko wykonane zostało poprawnie, natomiast zabrakło czegoś, co wyznaczałoby motyw główny dla całej gry. Początkowe ustawienia również nie pomagają, ponieważ generalnie udźwiękowienie poza dialogami jest kiepsko ustawione domyślnie. Różnice głośności niestety powodują, że chwilę będziemy musieli spędzić na personalizacji tego elementu. Udźwiękowienie szczególnie pod koniec wypada solidnie, choć przez cały czas miałem wrażenie, że przeciwnicy i ich dźwięki nieco się ze sobą zlewają, ale w ramach chaosu kwestia porządkowania leży już po naszej stronie. Najwięcej zabawy zapewnią nam dialogi, wypełnione niezłymi dowcipami, mrugnięciami okiem oraz sytuacjami, które zagwarantują nam sporo zabawy.
Twórcy z wydawcą zdecydowali się ponownie postawić na tłumaczenie w postaci napisów, które wykonane zostało pod wieloma względami dobrze, eliminując niemalże do zera błędy. Wraz ze stylizowanym fontem, uzyskujemy przyjemny efekt, nieźle odwzorowujący nawet niełatwe, angielskie dowcipy.
Podczas swojej sesji domyślne ustawienie napisów powodowało, że prawie nigdy… na nie nie spoglądałem. Rozmiar był zbyt mały, postawienie na przyciemnione tło zupełnie się nie spisało, przepadając na tle dynamicznych wydarzeń oraz śmigających pocisków i ciosów z wielu stron.
Trzecia odsłona Shadow Warriora to swego rodzaju kolejna próba do powrotu do korzeni… co przebiegło naprawdę dobrze! Z jednej strony otrzymujemy tę dynamikę znaną szczególnie mocno z drugiej odsłony, nie brakuje licznych przeciwników oraz lekkiej zmiany charakteru walki. Postawienie na największe monstra, różnorodne wyzwania, nowe sposoby zabawy oraz walki i szereg wyzwań to coś, co cały czas doskonale się razem spisuje. Przejście nieco bardziej w stronę serii Serious Sam wypadła nieźle, choć spadki płynności nieco przeszkadzały w uzyskaniu pełnej satysfakcji.
Pomimo wielu zalet oraz powrotu do starej, ale wciąż spisującej się liniowej formy, mam pewne wątpliwości dotyczące ceny, która w dniu premiery wynosi 180 złotych. W razie jej premierowego obniżenia można się zastanowić od razu nad zakupem, w innym przypadku warto przemyśleć, czy nie lepiej jest jeszcze poczekać na jakiś dobry rabacik.
Recenzowaliśmy wersję na komputery osobiste (Steam).
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu