Zapowiada się genialnie. Wygląda świetnie i survival, ma być rozbudowany. Częsty brak amunicji zmusi nas do oszczędzania każdej kulki.
Po zakończeniu przygody z produkcją studia Dontnod – Life is Strange, postanowiłem, że spróbuję swoich sił w czymś trudniejszym, nieco bardziej wymagającym. Wybrałem, więc produkcję Shinjego Maikamiego - The Evil Within. Produkcję z gatunku survival horror. Z reguły jak to w tego typu produkcjach bywa gracz ma czuć strach, towarzyszyć ma mu poczucie tego że na każdym kroku czyha śmierć. Jednak w przypadku tego tytułu….
Gra została wydana prawie dwa lata temu – premiera miała miejsce w październiku 2014. Od tego czasu wielu graczy osobiście dołączyło ten tytuł do grona klasyków gatunku. Produkcja Tango Gameworks jest uważana za jeden z mocniejszych horrorów ostatnich lat. Ale czy jest to do końca zgodne z prawdą? Moim zdaniem nie, przejdźmy do mojej konkretnej i subiektywnej oceny The Evil Within.
Zaczynając przygodę w Evila wcielamy się w postać Sebastiana Castellanosa, detektywa z dość nieciekawą przeszłością. Nie będę wyjawiał o co dokładnie w niej chodzi. Swoją przygodę rozpoczynamy w samochodzie, w drodze na akcję. Jej celem jest zbadanie wydarzeń z pobliskiego zakładu psychiatrycznego - Beacon Hospital, w którym doszło do krwawej rzezi, dosłownie. Ciała pacjentów, doktorów, pielęgniarzy… Hol placówki jest cały we krwi oraz martwych ciałach ludzi pracujących tam. W pomieszczeniu unosi się ciężka atmosfera. Badając pomieszczenie intuicja momentalnie podpowiada, że to człowiek spowodował tę masakrę. W końcu znajdujemy jedną żywą postać! Doktora, który wspomina o pewnym Ruviku. Jednak… Gdy postać przygląda się nagraniu z monitoringu zaczyna się zabawa na całego. Zostajemy zaatakowani przez ni to ducha ni to hologram – dokładnie Ruvika, czyli osobę o której wspominał lekarz. Budzimy się w dość hmmm... CIEKAWYM miejscu wisząc do góry nogami niczym zwierzę przygotowane do zabicia. Musimy się z niego jakoś wydostać, przy okazji uciekając przed UROCZĄ postacią, która za wszelką cenę chce się nas pozbyć. Przemierzając tak beztrosko i swobodnie lokację w celu wydostania się przed złem nareszcie trafiamy do windy. Przenosi ona nas do szpitalnego korytarza. Wydostajemy się z budynku i… dopiero tutaj zaczyna się historia właściwa.
Głównym celem gracza jest przejście gry, tak aby przy okazji nie dać się zabić złowrogim siłom. To oczywiste aczkolwiek brakuje jednak głównego wątku, motywu by tego dokonać. Po kilku godzinach gubimy się, bo nie wiemy co dokładnie mamy zrobić. Fakt, jest kilkanaście odniesień, że producenci chcieli ukazać jak łatwo jest manipulować ludzkim mózgiem i ciałem. Jednakże ukazane sceny w grze wywołały u mnie dość dziwne uczucia. Moim zdaniem w głównej mierze producenci chcieli ukazać świat z perspektywy człowieka z problemami psychicznymi - mam na myśli postać chłopaka którego eskortujemy w karetce. Hola, hola ale czy nie jest to też ten sam człowiek, który sprawił że obudziliśmy się w rzeźni? Możliwe... Twórcy przez postać Ruvika ukazują osobę, która gardzi światem żywych i chce za wszelką cenę zabić każdego osobnika. Gracz odczuwa, że prowadzi przygodę na pograniczu jawy i snu. Przez większość czasu spędzonego w grze miałem wrażenie, że tak naprawdę cały czas jesteśmy w umyśle Sebastiana.
Od samego początku jedno było pewne, nie będzie łatwo. Deweloperzy od razu rzucają graczy na głęboką wodę i pokazują, że ich gra będzie trudna. Niestety jedynie do czasu…. Nie ukrywam, że kilkanaście akcji przyprawiło mnie o najszczerszy strach, jednak z czasem dało się przewidzieć czy to ukazanie się bossów czy zwykłego ataku Ruvika. Spotykając każdego złowrogo nastawionego przeciwnika wypadało (z większości…) coś na kształt zielonego kisielu, mazi, lub czegoś w tym stylu (kto grał lub oglądał doskonale wie o czym mówię). Jednak czy posunięcie się do tego stopnia żeby przez ¾ gry ten kisiel grał główne skrzypce było dobre? Bez owej cieczy nie mogłem ulepszyć naszej postaci – czy to o dłuższy czas sprintu, większy magazynek do pistoletu czy strzelby, tudzież większego kołczana znaczy kieszeni… do wytwarzanych bełtów. Brednia. Dobre jest to, że postać zbiera ową ciecz rękami i chowa sami nie wiemy gdzie (sic!). Nawiązując do owej mazi, im dalej w grę, tym częściej mogliśmy użyć teleportu do holu w jakim jest miejsce ulepszania.
Zabiegi dokonywane są przez bardzo interesujące krzesełko. To nie był jedyny sposób, na zyskanie pewnych nowych możliwości. Dokładna eksploracja, również była nam dobrze wynagradzana. Skoro już mowa o lokacjach. Odwiedzając przeróżne miejsca podczas przygody wiemy jedno, niektóre z nich są dopracowane i klimatyczne, niestety jest też druga strona medalu. Wiele innych jest zwyczajnie nudnych i przy okazji dłużących się lokacje (cmentarz i 40 minut szukania przejścia…). Ale jak najbardziej duży plus dla twórców z Tango Gameworks za mroczne miejscówki. Wspominałem wcześniej o przeciwnikach, których swoją drogą jest cała masa. Nie brakuje różnego rodzaju zombie czy coś na ten kształt. Istniało kilkanaście sposobów na ich zgładzenie. Śmierć od naboi, bełtów, podpalenia czy wejścia w pułapkę lub też zakradnięcia się i cichego zabicia znienacka . Do wyboru do koloru. Są również bardziej wymagający tzw. grubasy, z którymi trzeba się lekko namęczyć by ich zgładzić oraz najpotężniejsi Bossowie. Fakt walka z większością z nich była dość interesująca i wymagała odpowiedniego podejścia oraz arsenału. Tak… Arsenału… Broń jaką mamy do wyboru w produkcji, niestety nie zadowala… Mimo wybrania dość łatwego trybu rozgrywki podczas walk brakowało dosyć DUŻEJ ilości czy to bełtów, kul do pistoletu, strzelby czy AWP. Więc czy tak naprawdę jest to tak dobra gra? Polemizowałbym…
Absurdów produkcji, która uzyskała miano mocnego hitu jest więcej. Nie chcę ich wymieniać, ale gdy skusicie się na próbę siły z tą produkcją to życzę wytrwałości. Deweloperzy moim zdaniem nie dopracowali do końca horroru. Jest w nim dużo niedociągnięć, problemów i błędów. Jak na rok 2014 to zbyt nużąca w pewnych momentach gra. Wiele osób grających w tytuł teraz i wcześnie zauważa braki. Jeśli mam być szczery to oczekiwałem czegoś więcej. Stosunkowo wątek główny miał trwać około 12-14 godzin (bez dodatków - 3, w które nie grałem i nie mam zamiaru ich sprawdzać przez niechęć do tej produkcji), jednak mi to zajęło prawie 18. Powód? Jak wspomniałem wyżej, lokacje, przechodzenie przez nie czy brak amunicji oraz długie walki z przeciwnikami kończące się fiaskiem. To wszystko wydłużyło mój czas „zabawy”. Shinji Mikami to twórca odpowiadający między innymi za markę Resident Evil. Jednak ta produkcja to moim zdaniem nie jest do końca horror. Łatanie gry dosyć łatwymi poziomami i zachwianie równowagi horrorowej było pójściem na łatwiznę. Schizofrenia twórców odbija się na grze. Momentalnie produkcja nie trzyma się kupy… Jedyne co ją ratuje to klimatyczne lokacje i wybrane akcje. Moje oczekiwania co do tej produkcji były zupełnie inne, ostatecznie wyszedł z tego dosyć duży zawód...
Zapowiada się genialnie. Wygląda świetnie i survival, ma być rozbudowany. Częsty brak amunicji zmusi nas do oszczędzania każdej kulki.
Czeka na mnie na polce poza tym ciekawy pomysl na grafike czy okladke :)
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu
Moja pierwsza gra na PS4, i bardzo fajna.