Tak się składa, że od jakiegoś czasu w moje ręce trafiają całkiem udane niezależne przygodówki, którym warto poświęcić czas, no i które są jego miłym wypełnieniem. Jedną z takich stała się wydana w roku 2022 niezależna gierka o tytule Whateverland, stworzona przez Caligari Games wraz z WhisperGames. To przygodówka, choć nie do końca w klasycznej formie, bo zawierająca w swej rozgrywce także elementy, które spokojnie zaliczyć można do rozgrywki strategicznej, i to w turowym stylu. Nie do końca jest to moja bajka, bo w strategię nie grywam, i raczej za nią nie przepadam. Jednak twórcy, którzy dobrze przemyśleli swe dzieło, pomyśleli i o mnie podobnych graczach, trochę tę kwestię ułatwiając. Ale po kolei!
Historia rozgrywa się w bliżej nieznanym nam czasie, a jej bohaterem jest typowy złodziejaszek imieniem Vincent. Pewnego dnia zamierza dokonać wielkiego skoku, który może przynieść mu bogactwo, i oczywiście zapewnić codzienności nieco blasku. Postanawia zatem dokonać kradzieży pewnego drogocennego naszyjnika. Nasz opryszek – biedaczek, nie ma bladego pojęcia, że naszyjnik należy do niejakiej Beatrice, wiedźmy, która postanawia go za ów czym przykładnie ukarać.
I tak zamiast dorobić się sporej kupki pieniędzy i zapewnić sobie dostatnie życia, Vincent zostaje zesłany do krainy stworzonej przez wspomnianą czarownicę, specjalnie dla osób takich jak on, czyli ludzi, którzy w taki, czy inny sposób jej się narazili, jakoś podpali, albo coś jej zbroili. Miejsce nosi nazwę Whateverland i jest krainą między życiem, a śmiercią, między jawą, a snem, gdzie żyją pozornie zwykli, duchy, antropomorficzne zwierzęta i wszelakie bolejące nad swym losem dusze. Co tu kryć! Zdziwiony sytuacją w jakiej się znalazł Vincent, musi jakoś wydostać się z więzienia do jakiego trafił.
Okazuje się, że nie jest na z góry przegranej pozycji. Pewien niedoszły pisarz, któremu, mimo jego wieku, nie udało się zrobić kariery, znający każdego mieszkańca Whateverland i sekrety tegoż miejsca, imieniem Nicko, zdradza Vincentowi, że ratunkiem dla niego będzie zebranie wszystkich kawałków zaklęcia, które może przyzwać czarownicę, a w tego następstwie, odwrócić klątwę. To właśnie będzie próbował uczynić nasz niedoszły złodziej naszyjnika. A my razem z nim.
Whateverland to na pozór klasyczna przygodówka, którą obsługujemy za pomocą myszy, czyli bardzo klasycznie. Nią oglądamy przedmioty, lokacje i obiekty, w tym ludzi, dzięki niej rozmawiamy i radzimy sobie z wyzwaniami logicznymi. Te w grze, która nastawiona jest w sporej mierze na dialogi, jest dostatek. Przekrój zagadek, od klasycznych mini-gier, bo zadania logiczne, aż po typowe zagadki przedmiotowe jest naprawdę olbrzymi. A na dodatek nie jesteśmy w stanie poznać ich wszystkich poprzez li tylko jedno jej przejście.
Została ona stworzona bowiem w taki sposób, by móc ją przechodzić więcej niż jeden raz. Na początku naszej zabawy otrzymujemy możliwość wybrania opcji jakim bohaterem chcemy się stać. Możemy być Vincentem, który wprawdzie trafił tu za kradzież, ale chce odkupić swoje winy i będzie pomagać, służyć i spełniać życzenie i żądania innych mieszkańców, nawet jeśli są one absurdalne, i nie bardzo są mu w smak. Ale możemy również pokierować naszą postać ku bardziej mrocznej jego naturze, i niczym rasowy złodziej próbować lawirować, oszukiwać i zapewne kraść.
Trudno powiedzieć jak wygląda druga, ta złodziejska ścieżka, bo ja wybrałam tę, według mnie właściwszą. Jednak wybór i decyzje mają w grze kolosalne znaczenie. Nie tylko zmieniają to jak potoczy się fabuła, ale sprawiają także, że zagadki i zadania będą w wielu przypadkach wyglądały zupełnie inaczej. Ma to swoją dobrą stronę, gdyż sprawia, że dość krótka gra, zajmująca około 5 godzin rozrywki, może się znacznie wydłużyć.
Klasycznie przedstawia się samo sterowania, i cała otoczka zabawy, jak choćby dziennik naszego bohatera, który ułatwia połapanie się w zadaniach, jakie mamy wykonać wielu postaciom, by uzyskać części zaklęcia. A trzeba tu zaznaczyć, że osób i dziwacznych istot w grze znajdziemy wiele. Wiernym towarzyszem, a nawet przyjacielem, w zależności od ścieżki fabularnej, może zostać Nick, który chętnie posłuży nam pomocą.
Postaci, a są jak już wspomniałam bardzo przeróżne, mają, tak jak w życiu, swoje problemy. W krainie, do jakiej trafiamy, urastają one jednak do niewyobrażalnych rozmiarów, tak mocno, że stają utrapieniem. Natkniemy się tam bowiem na chłopca, który wciąż i wciąż skacze z mostu, pisarza, który wciąż nie skończył swojego dzieła, bibliotekarkę przypominającą mitologiczną Meduzę, gadającego psa i wiele więcej.
Klasykę pobudza i ubarwia wszędobylski humor. Nie jest to jednak żart, przy którym będziemy boki zrywać, a jedyne, żartobliwe growe smaczki. Gra aż tryska czarnym humorem, który idealnie wpisuje się w klimat miejsca, w którym się znajdujemy, i kreskę jaką gra została narysowana. W połapaniu się w licznych lokacjach, do jakich trafiamy podczas gry (każda ma kilka ważnych miejscówek), posłuży mapa, dzięki której nie tylko szybko przemieścimy się między danym miejscem, ale będziemy wiedzieli kogo w danej lokacji spotkamy.
Nieco chaosu, albo przynajmniej przygodówkowego zamieszania wprowadza mini – gra strategiczna, z którą będziemy się podczas rozgrywki mierzyć, a jeden, a kilka razy. Nie jest to zatem tytuł, który tylko i wyłącznie stawia na klasykę typu „wskaż i kliknij”, a na nieco miesza gatunki, co staje się już grową codziennością. Według mnie niepotrzebnie.
Opisując Whateverland nie należy zapominać, że jest to tytuł niezależny, tworzony przez niewielkie studio, które postawiło w swym projekcie na graficzną klasykę, czyli na rysunek. Jest to urokliwa, ręcznie malowana przygodówka, która mimo ciemnych odcieni, które idealnie podkreślają specyfikę miejsca, w którym się znajdujemy, potrafi być jednocześnie mega kolorowa, optymistyczna i przede wszystkim bardzo bogata we wszelakie szczegóły.
Eksplorując uliczki i zakamarki krainy znanej jako Whateverland, nie czujemy pustki i osamotnienia. Mimo, że zła wiedźma zamknęła nas i innych w rodzaju więzienia, miejsce to tętni życiem, o ono widoczne jest nie tylko w rysunkach teł i lokacji, ale w samych postaciach, które są niezwykle charakterystyczne. Na dodatek zostały one w pełni udźwiękowiona, czyli zdubbingowane i to w naprawdę doskonały sposób, wliczając w to modulacje głosu, a nawet akcent świadczący o tym, że dana postać pochodzi z innego kraju.
Jakości tytułowi dodaje także naprawdę doskonała ścieżka dźwiękowa, która została wzbogacona o muzykę orkiestrową, instrumenty smyczkowe, akordeon i wiele innych, co nadaje grze niezwykle podniosłego, uroczystego, ale i tajemniczego wymiaru.
Niestety gra ma także swoje wady, Otóż nie tylko klasyką Whateverland żyje. Twórcy, z niewiadomych dla mnie powodów, ubarwili swoją przygodę o mini-grę zwaną Bells and Bones, w którą zagrywają się wszyscy mieszkańcy tego więzienia, które z czasem mocno się rozrosło. Ta gra pozwoli, oprócz wielu innych zadań na dotarcie do upragnionego fragmentu zaklęcia.
A jest to nic innego jak strategiczna piłka nożna w turowym stylu, w której zadaniem gracza jest strzelenie bramki naszym przeciwnikom. W ową grę musimy pokonać niemal wszystkich przeciwników, umiejętnie posługując się pionkami, wiedząc, że mają różne zdolności i swój własny zakres ruchów. Na szczęście spora ich część można pominąć, ale niestety nie wszystkie. Zaletą w tym wypadku jest możliwość zapisywanie rozgrywki w sposób ręczny, którą twórcy do zabawy wprowadzili.
Żałuję także, że nie zdecydowano się przetłumaczyć gry na język polski. Tym samym musimy grać w kolejną przygodówkę, która polskiej wersji się raczej nie doczeka, no chyba, że pojawi się jakieś amatorskie, fanowskie spolszczenie.
Whateverland to gra, którą, aby naprawdę dobrze ocenić, i by postawić jej szczerą i wiarygodną ocenę, należy przejść nie jeden, a przynajmniej dwa razy. Związane jest to ze wspomnianymi przeze mnie dwiema ścieżkami fabularnymi, w której jedną jesteśmy dobrym człowiekiem, stawiającym na pomoc innym, a w drugiej lawirujemy i oszukujemy, czyli robimy to, co zapewne do tej pory robił growy protagonista. Nie sposób nie przechodząc gry w pełnym wymiarze, ocenić jej w pełni.
Ale nie da się także powiedzieć, że przechodząc jedną ścieżkę, w moim przypadku tę łagodną i uczynną, nie możemy się na jej temat wypowiedzieć. Z całym przekonaniem można stwierdzić, że to magiczna, pełna czarnego humoru, urocza graficznie i pomysłowa, nawet przemyślana gra, która zachęca do wielokrotnego jej przejścia, a czaruje nie tylko ciekawą fabułą, ale także miłą dla oka grafiką, udanym angielskim dubbingiem i przecudowną ścieżką dźwiękową.
Szkoda tylko, że to kolejny tytuł przetłumaczony na wiele języków, dokładnie dwanaście, ale niestety nie dostępny w polskiej lokalizacji. Niestety nie podobało mi się także wplecenie do rozgrywki nieszczęsnej gry w Bells and Bones, czyli właściwie strategicznej piłki nożnej, która stawała się dla mnie utrapieniem, a którą na szczęście mogłam pomijać, z małymi wyjątkami.
Nie mniej jednak czas spędzony z Whateverland, czyli kilka godzin, bo nie jest to tytuł zbyt długi, mogę zaliczyć do bardzo udanych. Jeśli lubicie dość nieoczywiste przygodówki, z humorem, ale w czarnym stylu, kochacie zwariowane historie z magią w tle, i gdy jedno przejście gry to dla Was za mało, to przemyślcie zagranie w tę grę. A jeśli już w nią graliście, wybierając jedną z jej ścieżek fabularnych, tak jak ja, to może spróbujcie zmierzyć się z tą drugą. Ja za jakiś czas to zrobię, bo uważam, i mówię to z pełnym przekonaniem, że warto.
Bardzo dziękujemy GOG za udostępnienie gry do recenzji.
Recenzowaliśmy grę w wersji na komputery osobiste PC (GOG).
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu