Bethesda wraz z MachineGames udanie przywróciła markę Wolfenstein do życia za sprawą The New Order, dzięki czemu mieliśmy okazję do ponownego wcielenia się w B.J. Blazkowicza, który w iście filmowym i satyrycznym stylu rozpoczął uwalnianie świata od niemieckich nazistów, rozpoczynając swoje działania od naszego rodzimego Szczecina i lokalnego szpitalu psychiatrycznego. Praktycznie każdy element, z w łącznie ze ścieżką dźwiękową przygotowaną niejako obok gry stało na bardzo wysokim poziomie i było wykonane z naprawdę dużym budżetem. Niestety długo i mocno wyczekiwana druga odsłona nie otrzymała równie dużego wsparcia finansowego przez co The New Colossus, niestety okazał się wyraźnie gorszy od poprzedniczki… Oto nasza recenzja Wolfenstein II: The New Colossus.
Fabuła Wolfenstein II: The New Colossus
Akcja przenosi nas bezpośrednio do zakończenia The New Order, gdzie rzecz jasna w niewiarygodnych okolicznościach udaje się wyciągnąć głównego bohatera z kłopotów i postawić go na nogi… no dobra, dobra… jeździ w prologu na wózku inwalidzkim wielkie mi halo… ;) Rzecz jasna taki stan rzeczy nie utrzymuje się zbyt długo, a nasz kochany Terror-Billy musi ponownie chwycić za pukawki, aby odeprzeć swojego największego wroga, tym razem z własnej ojczyzny! Akcja przez mniej więcej połowę gry toczy się w zmiennym tempie, które w wielu chwilach mocno kontrastuje z użalaniem nad sobą naszego protagonisty, co całe szczęście ustaje w późniejszej fazie. Niestety do tego momentu trzeba jeszcze się doczołgać, a bywa to niestety trudne słuchając użalania się nad sobą nie mającego przy okazji nic wspólnego z prawdziwymi emocjami. Historia jest tutaj klasycznym przykładem problemów drugiej odsłony, która niby kontynuuje nowe wątki (i czasem je kończy), ale także otwiera zupełnie nowe, na zakończenie których będziemy musieli poczekać naprawdę długo. Największa wada w tym przypadku jest jednak taka, że MachineGames nie zaoferowało nam teraz wystarczająco ciekawych przesłanek do śledzenia i wyczekiwania informacji na temat trzeciej części spod ich skrzydeł. Z naprawdę ciekawego zamysłu na prowadzenie opowieści, przeszliśmy niestety do poziomu bardzo przeciętnego i ogranego na wiele sposobów. Wolfenstein wciąż jest piekielnie zabawny, lecz zatracił gdzieś swoją niesamowitość, nieprzewidywalność oraz pewnego rodzaju wiarygodność. The New Colossus od początku zdaje się być lekko sztuczny. Do końca rozgrywki nie miałem wrażenia, że jestem choćby w połowie tak blisko Blazkowicza jak miało to miejsce ostatnim razem.
Konstrukcja wątków i ścieżek fabularnych jest tak naprawdę bardzo prosta i gdy po zakończeniu zdajemy sobie z tego sprawę to dostrzegamy jak wiele pojawiło się sztucznych przedłużaczy i etapów, które można by spokojnie wyciąć. W The New Order było podobnie, jednakże tam otwarto dopiero drzwi do możliwego kontynuowania, a tutaj niektóre z nich zupełnie pozostawiono, a inne spektakularnie zaprzepaszczono poprzez “płaskie” zarysowanie co się tu stało i to gdzieś tam za przysłowiowymi drzwiami. Wolfenstein operuje na takich samych elementach nie wprowadzając tak naprawdę nic świeżego, pojawia się kilka przebłysków, jednakże te na końcu nie składają się w żadną interesującą całość… Najbardziej przykre jest jednak dla mnie to, że The New Colossus zwyczajnie mnie znudziło, co w porównaniu do poprzednika piekielnie wciągającego i trzymającego w napięciu do końca stanowi fatalny wręcz spadek.
Rozgrywka/Systemy/Mechaniki
Tutaj nikogo nie zaskoczę, ponieważ strzelanie w pierwszoosobowej strzelance prawie nie zmienia się od lat i w tym wypadku jest tak samo. Oczywiście ponownie mamy do czynienia z dosyć klasycznym wydaniem ze zbieraniem apteczek i pancerza, jednakże nikt nie wprowadził tutaj żadnych dalej idących zmian czy świeżych pomysłów. Wolfenstein II to niestety gra absurdalna pod względem podejmowanych decyzji o czym pewnie nie raz wspomnę Wam w tej recenzji. Zacząć można w tym miejscu od obrażeń, które otrzymujemy i musimy się domyślać kiedy ktoś do nas strzela, ponieważ trzeba oberwać naprawdę mocno, aby pojawił się jakiś element interfejsu nas o tym informujący (bo przecież “w realu” też pewnie Pan Blazkowicz jest tak bardzo nieczuły…). Zabijanie nazistów wykrzykujących niemieckie hasła cały czas jest mechanicznie przyjemne, lecz ze względu na słaby wachlarz broni nie mamy tutaj do czynienia z taką urozmaiconą gamą. Ot kilka powracających “pukawek” i kilka drobnostek, które niekoniecznie są warte oddzielnego wspomnienia. Niestety powtórka okazuje się mocno zawodzić poprzez kompletne odpuszczenie sobie tematu świeżości, wszystko zostało zagrane na tę samą nutę. Na plus warto zauważyć, że ktoś zdecydował się poprawić level design, dzięki czemu etapy są wygodniejsze i przyjemniejsze do eksplorowania, co zapewnia nam swobodę w kwestii doboru narzędzi podczas eksterminacji w swoim własnym stylu.
Lekko przemodelowano system ulepszeń broni, który teraz odbywa się na podobnej zasadzie co ten z DOOM-a, jednakże w tym wypadku różnice nie są tak odczuwalne, a co za tym idzie nie czerpiemy z nich równie dużej satysfakcji. W efekcie ostatecznym okazuje się, że tak naprawdę to bez sensu jest “robić dodatkowe kilometry” i “lizać ściany”, ponieważ nagroda nie jest tego warta. Szczególnie biorąc pod uwagę chociażby to co robią w tej kwestii polskie SEVEN i Serial Cleaner (tak wiem, inne gatunki i konstrukcje etapów, ale samo wykonanie jest zwyczajnie lepsze). Słabo zrealizowano kwestię wymiany kolejnych karabinów, co nawet w przypadku klawiatury nie było wygodne i powodowało, że praktycznie z połowy z nich w ogóle nie korzystałem, jeżeli nie było potrzeby.
Znajdźki po raz kolejny są naprawdę dobrze i skutecznie ukryte, jednakże ich wartość jest bardzo niska. Dodam do tego, że możemy natknąć się chociażby na specjalnie stworzone utwory muzyczne, które w The New Order miały charakter wyjątkowego urozmaicenia oraz wprowadzenia do atmosfery alternatywnego świata rządzonego przez niemieckich nazistów i ich liderów kryjących się na szczytach władzy światowej. The New Colossus niestety ukazuje jak bardzo Bethesda zdecydowała się na obcięcie budżetu, przez co w Internecie można znaleźć dwa lub trzy tego typu dodatki, które w porównaniu wypadają naprawdę blado. MachineGames bardzo skutecznie połączyło etapy związane z rozgrywką oraz scenkami filmowymi, które ponownie potrafią zachwycić nas wysokim poziomem. Niestety wykonanie nie okazało się tak dobre, co w szczególności wyraźnie widać przy przejściu pomiędzy wspomnianymi elementami. Grafika mocno odstaje i wyraźnie drażni oczy, a gdy dołożymy do tego fakt, że ogólny poziom stoi w miejscu to pojawia się niestety dramatyczny wniosek…
Oprawa audio-wizualna
Bethesda ewidentnie chciała jak najszybciej wypuścić na rynek przez co twórcy nie mieli wystarczająco dużo czasu na podniesienie jakości. Jakby tego było mało to do zestawu otrzymujemy również praktyczny brak optymalizacji, znaczy się musimy sobie tutaj zrobić lekką przerwę… Ehh, w normalnym wypadku rozmawiamy o procesie dbania o odpowiednią stabilność oraz wydajność gry, a w tym przypadku… cóż, w listopadzie miałem większość wymagań ustawione na “włącz” i “wysokie”. Wtedy raz na trzy włączenia sprawiały, że miałem do czynienia z ładną grafiką oraz nie przerywaną płynność na poziomie 30 klatek na sekundę. Gdy w tym miesiącu (na początku i kilka dni temu) uruchomiłem Wolfensteina II to okazało się, że mogą w takim wariancie operować już tylko w połowie tej wartości. Oczywiście obniżenie jakości za nic nie pomagało, a nawet odniosłem wrażenie, że z tą decyzją doprowadziłem do jeszcze gorszego stanu rzeczy, gdy pojawiały się skoki na poziomie 10, 15 i 30/35. Także w ciągu miesiąca “udało się” zmiażdżyć wrażenie płynące z rozgrywki… Zdenerwowało mnie o tyle, że gdyby nie to, że osoba z redakcji udostępniła mi kopię z gry to bym się po prostu wściekł, że zakupiłem produkt w pełnej cenie i po miesiącu (kiedy nie można już oddać pieniędzy) nie mogą mieć z niej takiej samej zabawy jak w momencie premiery.
Tekstury nie są wysokiej jakości, co wraz ze streamowaniem tworzy razem okropieństwo nie mające niczego wspólnego z obecnym rynkowym poziomem. To kolejny tytuł od Bethesdy, który ma olbrzymie problemy i nie funkcjonuje w tej kwestii (i całej szeroko rozumianej optymalizacji), no może poza produkcjami id Software, które od zawsze czerpało z tego swoje atuty. Projekty miejscówek amerykańskich w nazistowskim stylu są naprawdę wyjątkowe i ładnie się prezentują, przy okazji ujawniając nam pewną przerażającą oraz przerysowaną wizję świata. Nie brakuje kolorowych i żyjących miast, ale pojawiają się także takie miejscówki jak post-apokaliptyczne miasto czy opustoszałe miejsca, których w Stanach Zjednoczonych nie brakuje. Dosyć przeciętnie prezentują się efekty cząsteczkowe, które pojawiają się przy okazji wybuchów czy działania promienia lasera, który powrócił tym razem goszcząc na terenie USA. Nie możemy jednak zapominać, że wiele rzeczy (także designerskich) złożyło się na klimat, detale i szczegóły niekiedy trudno dostrzegalne, a warto jednak nadmienić, że ktoś o tym pamiętał.
Wspomniana optymalizacja jest w chwili opublikowania tego tekstu okropna i sądzę, że niestety sytuacja ta nie zostanie naprawiona. Minimalne wymagania niestety na tym etapie są zdecydowanie zakłamane i jedynie mogę polecić sprawdzenie tego tytułu i w razie co szybką rezygnację w ramach zwrotu pieniędzy.
Udźwiękowienie zostało odrobinę poprawione, dzięki czemu strzelanie daje trochę większą frajdę, pomimo tego, że nasz arsenał jest tym razem wyraźnie gorszy i mniej interesujący. Dialogi po raz kolejny wypadają znakomicie i nie niszczy tego nawet to, że niekiedy poziom absurdu mocno rysuje granicę lub w ogóle nie pasuje do wcześniej prezentowanych emocji. Brak wyczucia sprawiał trochę bólu i powodował, że należy się poważnie zastanowić przy okazji budowania trzeciej części. Muzyka mocno mnie zawiodła nie tylko dlatego, że z powodu oszczędności zrezygnowano z tworzenia listy absurdalnych nazistowskich kawałów, ale także z powodu stworzenia przeciętnego soundtrakcu, który mogę zakładać, że w dobrym układzie mógłby się znaleźć w innej grze.
Podsumowanie Wolfenstein II: The New Colossus
Wolfenstein II: The New Colossus mimo wszystko nie jest złą grą, to co najwyżej dobra gra i to tak naprawdę tyle. Gdy jeszcze tytuł działał tak jak powinien to byłby naprawdę niezłą produkcją, jednakże zaprzepaszczono to. Najgorsze jest jednak to, że The New Order był absolutnie fenomenalny pod każdym względem i w pełni zasługiwał na to co osiągnął w sercach i umysłach graczy. Poprzednio bardzo mocno liczyłem na powrót marki za sprawą kolejnej odsłony, ale tym razem nie mam na to najmniejszej ochoty, wręcz przeciwnie mam tego dość. Wolę zaczekać nawet z 4 lata na zakończenie tej trylogii (czy co tam studio z wydawcą mają w planach), aniżeli otrzymać znów za dwa lata wyciskacza funduszy, który porzuca zalety i serwuje nam wyraźnie gorszą masówkę.
The New Colossus to wielki zawód, który niestety powoduje jeszcze jeden problem, udowadnia jak bardzo potrzeba nam po prostu rzeczywiście bardzo dobrych gier, w szczególności dla pojedynczego gracza, a nie gro-usług i innego typu loot-boxowego dziadostwa, mającego (tak jak Wolfenstein II) wyciągnąć od nas kasę za byle jakość.
Super są takie alternatywne klimaty! Ostatnio ogrywałem pierwszego Homefronta i fajny to wstęp myślę do Revolution gdzie także mamy do czynienia z innymi losami Ziemi :)